Tylko tyle, czyli aż tyle
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuO zdradzie łatwo jest wydawać sądy. Tym łatwiej, im jest się młodszym i im mniej się przeżyło. Zdrada – to koniec. I naprawdę, drogie dziewczyny, pewnie słusznie. Jednak, gdy w grę wchodzi już wieloletni związek, dzieci, wspólne życie – sądy stają się jakby nieco mniej radykalne. To znaczy, pewnie całą sobą (lub całym sobą, bo nie tylko mężczyźni zdradzają) chciałoby się być radykalnym, bo tak dyktują zranione emocje...
Margolu,
Proszę Cię o małą dawkę optymizmu. Mój mąż mnie zdradził, oszukiwał przez dwa lata i pewnie robiłby to dalej. Jak zawsze historia nie jest czarno-biała. Zdaję sobie sprawę, że moje zachowanie wpływało latami na to, że układało nam się tak sobie. Ale o tym wszystkim możnaby długo. Niewiele korzystałam do tej pory z Internetu, a teraz słowa, które wpisuję w wyszukiwarkę, to głównie "zdrada”, “zdradził”, “przed zdradą”, “po zdradzie". Śledziłam dyskusję w grupie pl.soc.rodzina "zdradziłem - długie". Czytałam Twoją odpowiedz dla Zosi oraz inne Twoje komentarze na stronie Kafeterii, które wydały mi się wyjątkowo rozsądne. W jednej z wypowiedzi pisałaś, że historie które po zdradzie zakończyły się "dobrze" są nieliczne, ale że znasz je ze swojej praktyki. Bardzo potrzebuję teraz takich historii, większość tych, że zdrada niszczy wszystko, już znam i niestety dołączę chyba do tej kategorii, ale chciałabym usłyszeć jeszcze jakąś pozytywną. Wiem, że to wszystko zależy od ludzi, okoliczności itp., ale chciałabym usłyszeć, że komuś konkretnemu się udało i że jest to możliwe. Po przeczytaniu setek opinii, niestety w głowie zostało mi zdanie, że to się nie może udać i ciągle boję się, że moje próbowanie, spalanie się, walka dzień po dniu od czterech miesięcy (czyli odkąd wiem) z samą sobą jest bez sensu, i że nie przeskoczę samej siebie, bo to dla nikogo jest nie do zrealizowania. Potrzebuję słów, że to się czasem udaje, i że Ty znasz z prawdziwego życia takie przykłady. Tylko tyle.
Linka
***
Droga Linko,
Ustalmy jedno: tylko tyle, czyli aż tyle. To niemało, Linko. „To” się czasem udaje. „To”, czyli wspólne życie po zdradzie. „To”, czyli wybaczenie. Nie muszę chyba mówić Ci, że „to” się samo nie staje, że „to” jest kosztownym emocjonalnie, ale też niebywale emocjonalnie dochodowym (w wypadku powodzenia) przedsięwzięciem. Liczonym nie na dni, nie na tygodnie i – obawiam się – nie na miesiące nawet. Brzmi strasznie? Nie zniechęcajmy się, brzmi strasznie, bo jest trudne, ale siłą rzeczy być musi. Zresztą, co łatwo przychodzi, oddalić jest równie łatwo, coraz częściej się o tym przekonuję. A związek między dwojgiem ludzi (muszę się powtórzyć) wymaga wysiłku.
O zdradzie łatwo jest wydawać sądy. Tym łatwiej, im jest się młodszym i im mniej się przeżyło. Zdrada – to koniec. I naprawdę, drogie dziewczyny, pewnie słusznie. Jednak, gdy w grę wchodzi już wieloletni związek, dzieci, wspólne życie – sądy stają się jakby nieco mniej radykalne. To znaczy, pewnie całą sobą (lub całym sobą, bo nie tylko mężczyźni zdradzają) chciałoby się być radykalnym, bo tak dyktują zranione emocje, ale coś innego, coś zupełnie niesprawiedliwego wobec osoby zdradzanej, podpowiada rozsądek, a może i serce, bo kiedy jest się zdradzonym, zapewne nie przestaje się automatycznie kochać partnera, nawet mimo żalu i goryczy. Mimo całej złości na niego i chęci zniszczenia go tak, jak zniszczone zostało życie osoby zdradzonej, zdeptania – jak zdeptane zostało jej zaufanie. To też dotyczy, jak sądzę, obu płci.
Tu leży pies pogrzebany. A raczej przysypany cienką warstwą ziemi i niezupełnie nieżywy, bo lubi podnieść łeb i warknąć. O ile w ogóle się go pogrzebie, bo czasem woli się go takiego ciężko rannego wypuścić do boju. Cóż bardziej słodkiego niż zemsta? Różnie pojmowana, od kontr-zdrady, po zniszczenie partnera, odebranie mu dzieci, majątku i wszystkiego, czego pozbawieniem można mu dopiec. Ślepy to zaułek, bo gniew, złość, wściekłość niszczy jednak głównie tego, który tym uczuciom pozwala się rozszaleć. Niestety.
Z tymi kontr-zdradami to też różnie bywa i różnie można je oceniać (jeśli w ogóle istnieje jakiekolwiek prawo, by oceniać). Jedni zdradzają, żeby partner też poczuł ten ból (obawiam się, że to z góry skazane na niepowodzenie. Partner bólu tak mocnego nie poczuje, bo się uodpornił na ten najbardziej dotkliwy – wyrzuty własnego sumienia). Inni – szukając miłości, szukając emocjonalnej rekompensaty za swoje cierpienia. A jeszcze inni w swym mniemaniu nie zdradzają – tylko szukają w kimś innym oparcia, siły, by odejść od partnera, który zranił, ale którego nie tak łatwo porzucić z uwagi na nieomal wszystko – od wspólnych dzieci, sprzętów, po boleśnie, jednak wciąż odczuwaną miłość. Te drogi też są ślepe, a co gorsza, giną cywile… Rani się ludzi, którzy w dobrej wierze angażują się w związek z takim emocjonalnym supełkiem. Gdy wygrywa rozsądek, gdy wygrywa wieloletni partner, gdy postanawia się podjąć wysiłek dla odbudowania związku – za sobą zostawia się trupy, a to musi kłaść się cieniem na oczekiwanej sielankowej odbudowie miłości.
To była taka dygresja, by zaznaczyć, że różnie się reaguje na zdradę, ale niestety zazwyczaj niezbyt oryginalnie. Może nawet chciałam przestrzec, kto wie? Wyrzuty sumienia nie podbudowują poczucia własnej wartości.
Przychodzi jednak często moment, w którym układa się emocje i rozważa. Linko, niełatwo jest przeskoczyć samego siebie. Swoje ograniczenia, słabość swych emocji. Tego jednak wymaga wybaczenie. Ale wybaczenie wymaga też jednej, zasadniczej rzeczy: wymaga uwierzenia w partnera. Uwierzyć komuś, kto oszukał. Uwierzyć komuś, kto zawiódł. Uwierzyć temu, kto zranił. Oprawcy. Kłamcy. Jeśli się to potrafi, wspierając się dziećmi, przyjaciółmi, Bogiem, cudzym przykładem, własną wolą – to ma się klucz. Klucz do drzwi, które wiodą w nieznane: do raju albo do piekła. Nie jest łatwo wierzyć, że wybrało się raj. Że to nie jest tylko barwna kotara, za którą szara rzeczywistość. Ale kiedy się tą wiarę już ma – to przenosi się góry, Linko. Przeskakuje szczyty, wstrzymuje Słońce, rusza Ziemię.
Wybaczanie jest procesem. Trudnym. Wybaczanie wymaga nadludzkiej wiary w kogoś, kto zrobił nam krzywdę. Ale wiara w niego daje wielką nadzieję, że nie zrani nas ponownie, że nie zawiedzie, że będzie chciał naprawić błąd.
I wierzę, Linko, że w Tobie jest ta siła. Siła przerastająca ludzkie możliwości, a wydobywana wciąż przez niezliczone rzesze ludzi. Wybaczyć niewybaczalne – oto zajęcie dla filozofów. Pamiętaj, łatwiej jest zrujnować wszystko. Prościej. Nawet modniej. Jednak – czy lepiej?
Życzę siły i wytrwałości. Może już trzymasz w ręku kluczyk do raju?
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze