Kobieta-bluszcz
SYLWIA KOWALSKA • dawno temuKiedy poznaje faceta, zakochuje się na zabój. Oddaje mu się bez reszty, ale... w zamian chce tego samego. 100% jego czasu i zainteresowania tylko nią. Gdy tego nie ma, cierpi. Ale nie tylko ona. Prawdopodobnie jej wybranek cierpi jeszcze bardziej. Jak taki związek wygląda z perspektywy naszych rozmówczyń?
Kiedy poznaje faceta, zakochuje się na zabój. Oddaje mu się bez reszty, ale… w zamian chce tego samego. 100% jego czasu i zainteresowania tylko nią. Gdy tego nie ma, cierpi. Ale nie tylko ona. Prawdopodobnie jej wybranek cierpi jeszcze bardziej.
Kobieta-bluszcz zaborczo i ślepo kocha swojego mężczyznę. Nigdy nie ma dość, chce spędzać z nim każdą chwilę. Oplata go swą chorą miłością, uniemożliwiając normalne życie. Nie widzi wad ukochanego. Wierzy, że znalazła swojego księcia. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna.
Psychologowie twierdzą, że takie kobiety automatycznie poszukują miłości skazanej na niepowodzenie. Angażują się w związki, które bardzo rzadko mają szansę na przetrwanie. Wybranek tak naprawdę nie jest ich wymarzonym kochankiem, miłością życia, tylko wyzwaniem. Celem do zdobycia.
Jak taki związek wygląda z perspektywy naszych rozmówczyń?
Joanna (22 lata, kelnerka z Lublina):
— Chyba jestem toksyczną stroną w moim związku. Kiedyś tego nie zauważałam. Ostatnio zdaję sobie z tego sprawę i jest mi z tym źle. A jednocześnie nie potrafię tego zmienić. Kontroluję swojego partnera na każdym kroku. Jestem zła, gdy gdzieś wyjeżdża, gdy idzie z kolegami na piwo. Czuję, że nie jestem sobą, robiąc mu draki z tego powodu.
Ostatnio mój chłopak przyłapał mnie na tym, jak przeglądałam jego komórkę. Tym razem to on zrobił mi awanturę. Wiem, że słusznie. Nawet nie wiem, czemu to robiłam. Chyba tylko dlatego, że jestem o niego chorobliwie zazdrosna. Nawet niczego złego w tym telefonie nie znalazłam.
Jesteśmy razem rok. Niedawno dowiedziałam się od jego przyjaciela, że mój chłopak zdradzał moje poprzedniczki. Wtedy narodziła się moja podejrzliwość i obsesja, że i ja nie uniknę takiego losu. Teraz wiem, że jest źle i jemu, i mnie. Dusimy się w takim związku i bardzo się boję, że niebawem to się skończy. A nie chcę tego, bo go kocham.
Ostatnio wykrzyczał mi, że go usidliłam, że jego koledzy się śmieją, że zrobiłam z niego pantoflarza, że robię z nim, co chcę. Ja tego nie odbieram w ten sposób. Po prostu nic nie poradzę na to, że panicznie boję się być kobietą zdradzaną. Nie wiem, co bym wtedy zrobiła.
Kinga (29 lat, masażystka z Gliwic):
— Zwą mnie kobietą – bluszczem. A ja tam jestem zadowolona ze swojego postępowania. Mam swojego męża w garści i przynajmniej nie wywinie mi żadnego numeru jak mój poprzedni małżonek, który mnie zdradził. Tym razem trafiłam na dobry materiał. Jacek jest spokojny, wpatrzony we mnie, taki „misio pysio”.
Na początek powiedziałam — koniec wyjść z kolegami. Żadnych meczyków, piwek po pracy. Ewentualnie na to przystanę, jeśli pójdziemy razem. Jacek nie protestował. Czasem zapraszam do nas do domu moje koleżanki. Jacek pomaga mi przyrządzać posiłki i uczestniczy w posiadówkach. Nie podoba się? Mógł się ze mną nie żenić.
Nie ukrywałam od początku naszej znajomości, że mam silny charakter. Zaznaczyłam mu też na początku naszego małżeństwa, że mam swoje potrzeby seksualne i ma się ze mną kochać codziennie. Jak do tej pory, a jesteśmy dwa lata po ślubie, powiem szczerze, że się wywiązuje. No raz, był taki zmęczony, usnął. Na drugi dzień ochrzaniłam go tak, że już mu na całe życie zmęczenie przeszło.
Gdy jest w pracy, ma mi się meldować. Rozumiem, czasem może mieć zebranie w firmie i nie odebrać, ale SMS-a zawsze napisać można. Wyjazdy? Tylko wspólne. Jacek już nie wywinie się przymusowymi delegacjami, oj nie. Zdarzyło mu się raz. Zaszantażowałam go rozwodem, jeśli to się powtórzy. Jeździmy tam, gdzie ja chcę, mąż nie ma żadnych pomysłów, więc przynajmniej ja mogę spełnić swoje podróżnicze marzenia. On jest zawsze zadowolony.
Jego rodzice za mną nie przepadają. Powiedziałam Jackowi, że ja go odseparować od jego rodziców nie chcę. Ale jestem jego najbliższą obecnie rodziną i nie pozwolę, by tak mnie traktowali. Więc niech sobie dzwoni do nich, niech odwiedza, ale na pewno nie kosztem naszego wspólnego czasu i życia.
Niby kobiety – bluszcze tworzą toksyczne związki? Ale my jesteśmy szczęśliwi. Nie narzeka ani Jacek, ani ja. Wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. Powinnam udzielać rad innym żonom.
Bożena (35 lat, nauczycielka w szkole prywatnej w Warszawie):
— Zawsze uważałam, że powinnam mieć wszystko, co najlepsze. Jestem atrakcyjna, skończyłam dwa fakultety, znam cztery języki. Pochodzę z dość zamożnej rodziny. Nigdy niczego mi nie brakowało. Niczego, oprócz wielkiej spełnionej miłości.
Ten dzień zmienił moje dotychczasowe życie. W kinie w trakcie samotnego seansu przysiadł się do mnie przystojny facet. A po filmie zaprosił na kawę. Przegadaliśmy razem cały wieczór, a ja się w nim zakochałam. Potem regularnie zaczęliśmy się spotykać. Po dwóch miesiącach zaproponowałam, by się do mnie wprowadził. Nie odmówił. Byłam szczęśliwa…
Było nam cudownie razem. Zrezygnowałam z całego etatu w szkole na rzecz pół etatu, by miał ugotowane, posprzątane, wyprane, wyprasowane. Zaczęłam bardziej dbać o swój wygląd, chciałam mu się podobać. Było mi miło, gdy widziałam, jak mój facet zauważa podziw w oczach innych mężczyzn, którzy na mnie patrzyli. Nawet zastanawiał się, dlaczego wybrałam właśnie jego.
Pewnego razu mój partner oznajmił, że wyjeżdża na tydzień na szkolenie. Dostałam histerii. Prosiłam, by tego nie robił, błagałam by nie wyjeżdżał. Pojechał, a ja cierpiałam. Byłam pewna, że mnie zdradza, że to już koniec. Kiedy wrócił, rzuciłam mu się na szyję. On traktował mnie zimno. Ale z czasem wszystko wróciło do normy. Znów byłam w siódmym niebie, ale zaczęłam być mocno podejrzliwa. Nie pozwalałam na jego spotkania z kolegami, robiłam awantury, gdy zostawał po godzinach w pracy. Chciałam go mieć na wyłączność.
To trwało 5 miesięcy. Wreszcie mój partner postawił mi ultimatum. Albo pozwolę mu normalnie żyć, albo się rozstaniemy. Wpadłam w szał, groziłam samobójstwem. Tydzień po tym incydencie zostawił mnie. Próbowałam się otruć. Uratowano mnie, bo po zażyciu tabletek zadzwoniłam do niego, by się pożegnać. Wezwał karetkę, ale do mnie nie wrócił.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze