Popołudnie w świątyni
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuChoć Kunming to spore miasto i stolica prowincji Yunnan, nie ma tu takiego tłoku i hałasu jak w innych chińskich metropoliach. Może to zasługa łagodnego, wiosennego klimatu a może kojący wpływ uroczych parków? W każdym razie właśnie w tym miejscu pomyślałam, że Chiny mają urok. Do tej pory wydawały mi się krajem żyjącym w wielkim pośpiechu, głośnym i pełnym podobnych ludzi przepychających się łokciami.
Choć Kunming to spore miasto i stolica prowincji Yunnan, nie ma tu takiego tłoku i hałasu jak w innych chińskich metropoliach. Może to zasługa łagodnego, wiosennego klimatu a może kojący wpływ uroczych parków? W każdym razie właśnie w tym miejscu pomyślałam, że Chiny mają urok. Do tej pory wydawały mi się krajem żyjącym w wielkim pośpiechu, głośnym i pełnym podobnych ludzi przepychających się łokciami. W Kunmingu ulice są szerokie, domy wysokie i mieszkańców dużo, a mimo wszystko przyjezdny nie zostaje przytłoczony nadmiarem.
Przyjemnych zmysłowych wrażeń dostarcza wizyta w Yuantong Si, w jednej z najstarszych buddyjskich świątyń prowincji Yunnan.
Wejście do niej jest niepozorne, choć zastanawiać mogą stoiska wróżbitów rozstawiających swe kramy wprost przy ruchliwej drodze. Pierwszego dnia mijam je nieświadoma, że tuż obok kryją się kilkusetletnie budynki tętniące duchowością. Ot urok podróżowania bez przewodnika.
Kiedy następnego dnia przekraczam bramę Yuangton i schodzę do głównych zabudowań (to jedna z niewielu świątyń zbudowanych w niecce a nie na wzgórzu), z miejsca przestaję słyszeć odgłosy miasta. Tak, jakby stara brama odcinała to miejsce od pędu, smogu i problemów XXI wieku. Czy to naprawdę jest centrum czteromilionowego miasta? Tło dla budynków obwieszonych czerwonymi lampionami stanowią stare drzewa.
W zielonej wodzie pływają tu żółwie z chińskimi znakami namalowanymi farbą na skorupach. Leniwe łaciate ryby zastygają z otwartymi pyskami w oczekiwaniu na smaczne kąski, podobnie jak gołębie drepczące swój żebraczy taniec przy dźwiękach gongu. W cieniach pawilonów kryją się sędziwi mnisi. Czasami na moście przystanie staruszka o małych stopach krępowanych kiedyś w imię tradycji.
Świątynia pochodzi z IX wieku, zbudowano ją w czasach dynastii Qing. Od tego czasu była wielokrotnie przebudowywana, a i dzisiaj nie brakuje tu rusztowań. Ale są też skały. Podobno wyciosane w nich schody z najstarszymi chińskojęzycznymi inskrypcjami w Kunmingu pochodzą sprzed ponad tysiąca lat i wiąże się z nimi legenda.
Dwie jaskinie, Yogu i Chaoying, miały być domami smoków, a świątynia została zbudowana przez mnicha chcącego je przywabić. To tłumaczyłoby obecność smoczych sylwetek na płaskorzeźbach w kompleksie świątynnym.
Symboli i zdobień tu całe bogactwo. Ciężko połapać się we wszystkich znaczeniach. Są złote posągi, czerwone lampiony. Yuangton łączy w sobie elementy mahajany, hinajany i buddyzmu tybetańskiego (lamaizmu). Ten ostatni uznaje elementy magii i stałe elementy modłów oraz posiada drobiazgowe obrządki religijne, nad których przestrzeganiem czuwa zastęp lamów i ich pomocnicy. Każda ze świątyń ma własne modlitwy i śpiewy z wykorzystaniem licznych instrumentów muzycznych.
Jestem świadkiem ceremonii, której znaczenia nie rozumiem, ale patrzę zafascynowana na pokłony wiernych i przemarsz mnichów. Słucham skamieniała w jednej pozie wibrującej melodii bębnów i gongów. Dla mnie to niezwykły spektakl. Dla wyznawców, ludzi w skromnych i bogatych strojach, to głębokie doświadczenie religijne. Dla dzieci okazja, by poganiać za gołębiami.
Po skończonej ceremonii uczestnicy palą kadzidła i karteczki w specjalnych metalowych kadziach ustawionych przed świątynią. Palą się tu też wysokie czerwone świece. Jest tyle wosku, że pod ścianami budynków ustawione są specjalne worki do jego zbierania.
Po chwili wierni opuszczają świątynię. Mnisi znikają w tajemnych przejściach. Zostają tylko kadzidła o dusznym zapachu, dzwonki kołysane wiatrem i zielona woda odbijająca wzlatujące ku niebu skrzydła dachów. A zaledwie kilkaset metrów dalej jest ulica pełna samochodów. Przed świątynią wciąż siedzą wróżbici i szepczą swym klientom bezcenne porady. Na twarzach młodej dziewczyny widać zatroskanie. Co usłyszała od dziadka o białej brodzie?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze