Odmienny stan - odmienne traktowanie
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuW Polsce kobiety spodziewające się dziecka wciąż spotykają się z niezrozumieniem, a badania i opieka nad ciężarnymi są źle finansowane. Bywa też, że same kobiety nie znają swoich praw i nie potrafią ich egzekwować. Pozytywne zmiany ma przynieść kampania „Odmienny stan - odmienne traktowanie”. Kilka kobiet opowiedziało nam o swoich przeżyciach i przemyśleniach związanych z ciążą i macierzyństwem.
W Polsce kobiety spodziewające się dziecka wciąż spotykają się z niezrozumieniem, a badania i opieka nad ciężarnymi są źle finansowane. Bywa też, że same kobiety nie znają swoich praw i nie potrafią ich egzekwować. Pozytywne zmiany ma przynieść kampania „Odmienny stan — odmienne traktowanie”.
Działania kampanii zostały rozłożone na kilka lat. Na początek organizatorzy zajmą się tworzeniem miejsc przyjaznych kobietom ciężarnym. Zaproszą do współpracy instytucje administracji publicznej, komunikacji miejskiej i prywatne firmy, żeby tworzyły "Miejsca Przyjazne Przyszłym Mamom". Nie trzeba wiele: dogodne strefy parkingowe czy specjalnie wyznaczone miejsca w środkach komunikacji publicznej. Dzisiaj jednak bywa, że przyszłe mamy nie mogą liczyć na życzliwość w tramwaju czy autobusie. Stoją w długich kolejkach do kasy w hipermarkecie, a przecież ciąża jest wielkim wysiłkiem dla organizmu, kobieta często źle się czuje, bolą ją nogi i kręgosłup.
Poza tym organizatorzy chcą też, aby efektem kampanii było uświadomienie kobiet w ciąży, że mają one swoje prawa, które mogą egzekwować. Chociaż przepisy w coraz większym stopniu chronią je przed dyskryminacją zawodową, to wciąż jednak są one zwalniane z pracy lub źle traktowane. Bywa, że nie umieją egzekwować swoich praw, bo ich nie znają. Kampania ma dodać odwagi do sygnalizowania swoich potrzeb.
Wiele do życzenia pozostawia też medyczna opieka nad ciężarnymi kobietami. Obecnie, np. lekarz, który zleca badania krwi, dokłada do tej wizyty, więc ginekolodzy oszczędzają na badaniach. Polskie Towarzystwo Ginekologiczne pracuje nad rozwiązaniami mającymi na celu ułatwienie ciężarnej kobiecie opieki medycznej. Poza usprawnieniem finansowania badań chce, żeby każda kobieta w ciąży przeszła test na obecność wirusa HIV. Co roku w Polsce rodzi się około 70 dzieci z objawami wrodzonego HIV-u.
Kilka kobiet opowiedziało nam o swoich przeżyciach i przemyśleniach związanych z ciążą i macierzyństwem.
Kasia (30 lat, bankier z Warszawy):
— Byłam jedną z lepszych studentek na bankowości. Staż miałam w dużej, prestiżowej firmie, o której większość studentów mogła pomarzyć. Po praktykach już wiedziałam, że w niej zostanę. Po trzech latach byłam na kierowniczym stanowisku. To nie jest łut szczęścia. Wiem, że jestem dobra, w tym co robię. Praca jest dla mnie bardzo ważna. Pochodzę z robotniczej rodziny, gdzie na wszystko trzeba było ciężko pracować. Dla siebie i swoich dzieci chciałam lepszego życia.
Mój mąż pracuje w tej samej branży. Zdecydowaliśmy się na dziecko. Byłam bardzo spokojna o swoją pozycję zawodową, przecież już tak dużo mówiło się o ochronie kobiet w ciąży. Poza tym, moim bezpośrednim zwierzchnikiem była kobieta. Myślałam: kto jak kto, ale w tej sytuacji kobieta kobiecie świństwa nie zrobi. Nie pomyślałam tylko, że ona ma inne priorytety — jest pracoholiczką, która świata nie widzi poza firmą. Nie ma męża, ani dzieci. Kiedy powiedziałam, że jestem w ciąży, widziałam jak mina jej rzednie. Zapytała mnie, czy nie szkoda mi tak dobrze zapowiadającej się kariery? Czy planując dziecko nie wiedziałam, że szykują się zmiany na dyrektorskim stanowisku w jednym z oddziałów baku? Mówiła, jak bardzo się na mnie zawiodła. Nie przekonywały ją argumenty, że zaraz po urlopie macierzyńskim chcę wrócić do pracy. Dziecko nie powoduje przecież, że znikają moja wiedza i doświadczenie.
To co działo się później, było prawdziwym koszmarem. Wzywała mnie do siebie na dywanik, podważała moje kompetencje, wyszukiwała jakieś drobne błędy w umowach. One nie miały większego znaczenia i dział prawny natychmiast by je skorygował, ale ona robiła z tego prawdziwą aferę. Po narodzinach dziecka mogłam wrócić do tej firmy, ale już na niższe stanowisko. W tym czasie mój mąż spokojnie pracował i awansował. Prawo prawem, myślę jednak, że aby kobiety w ciąży nie były traktowane jak pracownik drugiej kategorii, trzeba zmiany mentalności. W świadomości społecznej powinno być przekonanie, że dziecko to nie tylko czyjaś prywatna sprawa, ale wspólne dobro. Moja córeczka w przyszłości będzie pracowała na emeryturę pani dyrektor, która tępiła mnie za to, że zaszłam w ciążę.
Iza (38 lat, sekretarka z Gdańska):
— Malwinę urodziłam, kiedy miałam niespełna 17 lat. Z moim chłopakiem, dzisiaj mężem, byliśmy od początku liceum. Pierwsza miłość, świata poza sobą nie widzieliśmy. Wtedy niewiele mówiło się o antykoncepcji. Moi rodzice, chociaż byli lekarzami, nie rozmawiali ze mną o tym. Kiedy zaszłam w ciążę, mama płakała, a ojciec słowem tego nie skomentował, bo przez tydzień nie odzywał się w ogóle. Im się wydawało, że w wieku 17 lat tylko dzieci z patologicznych rodzin zachodzą w ciążę, ale nie ich córka.
Chodziłam do najlepszego liceum w mieście. Nigdy nie miałam problemów z nauką. Byłam przekonana, że poradzę sobie i z nauką, i z dzieckiem. Dyrektor szkoły poradził moim rodzicom, żebym skończyła półrocze i opuściła szkołę, zanim brzuch stanie się widoczny, bo będę demoralizowała uczniów. Marzenia o studiach prysły w jednej chwili. Urodziła się Malwina, a ja liceum skończyłam zaocznie. Chciałam iść na medycynę, ale już nie miałam odwagi, czułam, że ktoś podciął mi skrzydła. Zrobiłam studium ekonomiczne. Mój mąż skończył historię. Córka to jedyne nasze dziecko, nigdy nie żałowałam, że przyszła na świat. Raczej miałam żal do ludzi, którzy mnie wtedy nie wsparli.
Córka podzieliła mój los. Swoje pierwsze dziecko urodziła, jak miała niespełna 18 lat. Zmieniło się jednak wiele. O tym, że Malwina jest w ciąży jej wychowawczyni dowiedziała się jako pierwsza. Mam nawet o to żal do córki, chociaż wiem, że ona się po prostu bała mi powiedzieć. Do ostatniego dnia chodziła do szkoły. Przez pierwsze pół roku miała indywidualny tok nauczania. Nie straciła ani roku z nauki. Kiedy wróciła do maturalnej klasy, pomagaliśmy zajmować się dzieckiem. Mamy duży dom, więc z chłopakiem wprowadzili się do nas dopóki nie skończą studiów i nie usamodzielnią się. W końcu są rodziną. Jakoś przecież się wszystko poukłada, tak jak kiedyś nam się poukładało. Tylko, że jej jest dużo łatwiej, niż mi było w tej sytuacji. Na szczęście moja córka nie była traktowana jak trędowata, zdemoralizowana panienka, która powinna siedzieć w domu, żeby nie gorszyć innych uczniów.
Bałam się, jak zareagują w szkole, a z tej strony dostała bardzo dużo wsparcia. Pamiętam sytuację, kiedy nie przyszła do szkoły, bo źle się czuła, wychowawczyni zadzwoniła, żeby zapytać, co się dzieje i poprosiła koleżanki z klasy, żeby któraś ją odwiedziła i zaniosła materiały z lekcji. Moja córka skończyła liceum. Zaczęła studia, zdecydowała się na zaoczne, żeby dłużej być z dzieckiem. Jej mąż studiuje dziennie, ustalili z jego rodzicami, że przez ten czas będą go utrzymywać. Dzisiaj ich synek ma już trzy latka, to oczko w głowie całej rodziny.
Jola (26 lat, nauczycielka historii z Wrocławia):
— Jestem bardzo aktywną osobą, energii mam za dwoje. Pochodzę z tradycyjnej rodziny, gdzie do końca liceum musiałam być w domu przed 22:00. Kiedy wyjechałam na studia, w końcu mogłam poczuć, że żyję. Lubię wyjścia ze znajomymi do kina czy pubu. Uwielbiam podróżować. Byłam już na wszystkich kontynentach. Kiedyś wydawało mi się, że chyba nigdy nie zdecyduję się na dziecko, bo zamknie mnie ono w domu. A ja tak wiele mam jeszcze do zobaczenia. Dziś wiem, że to nieprawda. Z dzieckiem można pójść do restauracji, kina lub księgarni. Jest coraz więcej miejsc, które szczycą się tym, że są przychylne rodzicom z dziećmi. Wiem, że możliwe jest nawet podróżowanie z dzieckiem. Nie chcę z decyzją o ciąży czekać do 30. Skończyłam studia, zaczęłam pracę w szkole. Uwielbiam dzieci. Od niedawna staramy się z moim mężem o dziecko. Nie mogę się już doczekać, kiedy będę w ciąży, bo jestem przekonania, że dzisiaj macierzyństwo, to nie więzienie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze