Niemoc Urszuli
URSZULA • dawno temuMęki sesji i wymówki przed samą sobą. Oraz lekki zawód Urszuli, która zostaje wydana na pastwę nudy.
2003–01-27
Odkryłam właśnie, że sesja jest takim okresem czasu, w którym efektywna naukajest wykluczona. W trakcie sesji, gdy mam całe dnie wolne, w wielkich bólach udajemi się uczyć jakieś 3–4 godziny dziennie, podczas kiedy normalnie spędzam na naucewięcej czasu, zdarza się, że nawet dwa razy tyle. Sama świadomość, że JEST SESJA budzi jakąś straszliwą niemoc.
O godzinie 10 rano świeża i wypoczęta zasiadam w ciszy i skupieniunad stosem książek, notatek, kserówek, itp. i zabieram się uroczyściedo pochłaniania wiedzy. Pochłaniam ją tak sobie i pochłaniam, wszystko dobrze sięukłada i tylko od czasu do czasu robię sobie małą przerwę na herbatkę lub krótkitelefon do koleżanki ze studiów, aby się wesprzeć psychicznie w tym niewątpliwienajcięższym dla studenta okresie. Po jakimś czasie wytężonej pracy zaczynamnie drażnić panujący wokół mnie bałagan. I nie jest to bałagan polegający na tym,że jakieś przedmioty walają się to tu i tam, ubrania są rzucone niedbale na krzesło itp.,gdyż ten bałagan już skrupulatnie usunęłam wcześniej, zanim usiadłam do kucia.Co mi nie pozwala się spokojnie uczyć, to niewypastowana podłoga, niewytrzepanydywan, przybrudzone okna. Chwilę walczę ze zdrowym rozsądkiem, ale ten w końcumusi sromotnie przegrać. Zwycięża uczucie, że w takich warunkach ja pracowaćnie mogę, musze sobie zapewnić odpowiedni komfort, w związku z czym żwawozabieram się do sprzątania. Po ukończonych porządkachznów zasiadam przy biurku, by się dalej dokształcać. Bardzo szybko okazuje sięjednak, że od dawna jest już pora obiadowa i należałoby coś z tym zrobić. Przygotowuję więc obiad dla siebie i rodziców, bo to by było samolubne z mojej stronyzapomnieć o reszcie rodziny. Siostra jest wegetarianką, co wymaga osobnychzabiegów kulinarnych, którym się potrafię poświęcić tak tylko w sesji. Nagle, niewiadomo jak, robi się wieczór, drastycznie obniża się chłonność mojego umysłu,nie wspominając już o zdolności koncentracji. W końcu prawda ta jest stara jakświat, że najlepiej człowiek przyswaja wiedzę rano, a potem jest już tylko gorzeji gorzej. Zazwyczaj te dni przeznaczone wyłącznie na naukę kończą się tak, żewybieram się do najbliżej mieszkającej koleżanki, gdzie popijając herbatkęrozprawiamy do późnych godzin nocnych o tym, jak to się nie uczymy i wszystkozawalimy. Zdarza mi się też trafić na imprezę lub do pubu, gdzie zatruwam innymzabawę, cały czas tłumacząc, że mnie tu nie powinno być, ponieważ mam SESJĘ.
2003–01-30
Dziś przy kolacji byłam świadkiem zabawnej rozmowy o miłości, którą prowadzilimiędzy sobą moi rodzice. Szczególnie spodobała mi się następująca wymiana myśli:
Mama: Powiedz mi, dlaczego właściwie zwróciłeś na mnie uwagę?
Tata: No wiesz, miałaś wszystko na miejscu.
Mama (dr hab. fizyki, wyraźnie zadowolona z odpowiedzi męża): I zadziałały te fermiony…
Tata (prof. chemii fizycznej, jak zwykle rzeczowy): Feromony. Fermiony to cząstki elementarne.
2003–02-03
Jestem absolutnie wściekła!!! Kamil wyjechał beze mnie na ferie! Pojechał w góry,na snowboard, na "męski wyjazd". I jeszcze musiałam słuchać argumentów w rodzaju:rozumiesz kochanie, sport, wódka, męskie rozmowy, a poza tym moi koledzy teżnie zabierają dziewczyn, nudziłabyś się, jakoś ci to wynagrodzę.
Siedzę więc sama w domu, wycieńczona psychicznie sesją i czuję, że zaraz mi się coś stanie z nudów.Ach, gdzie te wspaniałe czasy początków naszej znajomości, kiedy Kamil nie mógł dniabeze mnie przeżyć i zabierał mnie ze sobą wszędzie. Na męskie wyprawy w góry też.Szczerze mówiąc, to naprawdę się tam nudziłam, ponieważ do niewielu rzeczy na świecieżywię taką odrazę jak do sportów zimowych. Tak więc kiedy mi mijały dni bezczynnie,Kamil spędzał je na stoku z kolegami świetnie się przy tym bawiąc. Kiedy raz zmusił mnie,żebym wjechała wyciągiem na górę i tam podziwiała jego wyczyny, wzbudziłam niemałąsensacje na stoku. Wszyscy, jak się łatwo domyśleć, byli poubierani w kombinezony narciarskiei snowboardowe, zaś ja dla odmiany miałam na sobie czarne sztuczne futerko i czerwoną torebkę.Tam właśnie poczułam silną więź z siedzącą na schroniskowym tarasie mocno umalowaną paniąpo 50-tce z fryzurą á la Violetta Villas, która ewidentnie przyjechała "do wód", a nie na narty.
Więcej mnie Kamil nie wyciągał na stok. Ja za to wyciągnęłam go z kwatery, którą wynajmowałanasza "paczka" i zmusiłam, żeby zamieszkał ze mną w pobliskim pensjonacie "Marija",ponieważ nie było mi wszystko jedno, czy w pokojach są łazienki,czy ich nie ma. Wprawdzie przed wejściem do pensjonatu stał plastikowy posąg stylizowanyna grecki, w kolorze blado-różowym, ale przynajmniej była łazienka w pokoju.
Wiem, że nie byłam idealną towarzyszką na wypad w góry, ale przecież mógłby mi dać drugą szansę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze