Siedem życzeń
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuPodobno w noc wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem, a wszystkie życzenia się spełniają. Jedni czekają na moment składania życzeń, bo to czas, kiedy wszelkie urazy do bliskich chowamy do kieszeni. Innym składanie życzeń przysparza kłopotów. Nie są tak otwarci, by rzucać się na szyję krewnej, co to „piąta woda po kisielu”. Nie potrafią na zawołanie wymyślić szczerych, indywidualnie skierowanych życzeń „od serca”.
Często posiłkują się tradycyjnym i oklepanym: „zdrowia, szczęścia, pomyślności”.
Są też tacy, jak na przykład mój wuj, którzy wszystkich gości potrafią obsłużyć jedną rymowanką: „Zdrowia i słodyczy Tadzio życzy!”. Niektórzy, składając życzenia, kierują je właściwie do siebie. To domena głównie dzieci, ale nie tylko, o czym przekonacie się, czytając poniższe wypowiedzi. Moim najbardziej nielubianym życzeniem było: „żeby wreszcie udało ci się zrzucić parę kilo!”. Żart? Niezupełnie. Rodzice wiedzieli, że od czasu do czasu stosuję drakońskie diety, więc życzyli mi tego, na czym mi zależało. Te życzenia nie były jednak miłe. By pomóc im w ich spełnieniu, głodziłam się na kolacji wigilijnej.
Przeczytajcie o siedmiu najbardziej nielubianych życzeniach moich rozmówczyń:
Męża
Helena (30 lat, sekretarka z Warszawy):
— Mniej więcej od sześciu lat cała rodzina życzy mi tego samego – męża! Zastanawiam się, czy kobiety nie może spotkać nic innego lub nic lepszego?! Na początku traktowałam to jak zwyczajne, szczere życzenia, ale po kilku Wigiliach tych samych życzeń od rodziców, dziadków i ciotek jakoś przestało mi się to podobać. Wiadomo, w rodzinie siła! Tym razem to nic nie dało, bo jak męża nie było, tak nie ma. Na kolejnych Wigiliach brzmiało to jak nigdy niespełniająca się przepowiednia. Życzenie stało się tym bardziej przykre, że ja rzeczywiście chcę założyć rodzinę, tylko jakoś mi nie wychodzi. Przypominanie mi więc o mojej „porażce” w sprawach sercowych w każde święta jest nie na miejscu. Mogliby to zastąpić zwykłym życzeniem szczęścia i spełnienia marzeń – zamiast psuć mi humor w każde święta i wypominać, że jestem samotna.
Dzieci
Łucja (34 lata, przedszkolanka z Poznania):
— Gdy jest się od sześciu lat mężatką i nie ma się dzieci, krewni zaczynają ci się dziwnie przyglądać, zaczynają się kłopotliwe pytania i szczere życzenia „pokaźnej gromadki”. Mniej więcej od czterech lat, od momentu kiedy mam coraz mniejszą nadzieję na urodzenie dziecka, nie znoszę świąt Bożego Narodzenia. Od dalekich i bliskich krewnych słyszę to samo życzenie – „ciąży i szczęśliwych narodzin”. Wiem, że życzenia są od serca, bo moja rodzina doskonale zdaje sobie sprawę, że mamy problem z poczęciem dziecka, że się leczę i że z mężem pragniemy dziecka. To nie zmienia postaci rzeczy, że życzenia są dla mnie przykre, bo przypominają mi o tym, że nie mogę spełnić się jako matka. Poza tym, jeśli co roku wszyscy życzą mi dziecka, a ono się nie pojawia, zaczynam jeszcze bardziej wątpić, czy kiedykolwiek będę je mieć. Wolałabym, żeby życzyli mi więcej uśmiechu, bo ostatnio chodzę smutna.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności
Beata (22 lata, studentka z Torunia):
- To trzy najpopularniejsze życzenia, które właściwie nic nie znaczą, są formułką klepaną przez tych, którzy nie potrafią życzyć czegoś naprawdę lub nie potrafią wysilić się na sklecenie indywidualnych życzeń, przeznaczonych dla konkretnej osoby. Jeśli ktoś składa mi bezbarwne życzenia: „zdrowia, szczęścia, pomyślności”, nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć: „wzajemnie”.
Studiów
Kaśka (27 lat, ilustrator z Warszawy):
— Jestem wziętym ilustratorem, dobrze zarabiam, jestem samodzielna, kupiłam mieszkanie. Moim rodzicom to nie wystarcza, bez przerwy wypominają mi nieskończone studia. Pewnie mają rację, że ta niedokończona sprawa może się na mnie kiedyś zemścić, ale jak na razie studia nie są mi potrzebne, by być doświadczonym fachowcem. Uważam, że życzenie komuś czegoś, czego ta osoba kompletnie nie potrzebuje – tak jak ja nie potrzebuję i nie mam ochoty skończyć studiów – jest bez sensu. To są raczej życzenia dla moich rodziców, którzy pragną, bym skończyła pedagogikę dla „papierka”, bo dyplom nie jest mi potrzebny do tego, co teraz robię. Pracę wykonuję dobrze i bez „mgr” przed nazwiskiem. Sądzę, że życzenia powinny dotyczyć czegoś, o czym marzy ta druga osoba, a nie ta, która je składa. Wolałabym, żeby mi życzyli zdanego za pierwszym razem egzaminu na prawo jazdy lub wakacyjnej wycieczki do Tybetu. O tym naprawdę marzę!
Czegoś
Bożena (29 lat, grafik z Łodzi):
— Wprost „uwielbiam”, gdy ktoś, przełamując się ze mną opłatkiem, zadaje mi pytanie: „czego ci życzyć, kochana, przecież ty wszystko masz?”. To dość kłopotliwe pytanie. I tak dużo czasu przed Wigilią spędziłam na zastanawianiu się, czego pragną moi bliscy, czego życzyć każdemu z osobna, czyli 20 osobom — bo tyle mamy gości na kolacji. Nie mam ochoty myśleć jeszcze za moich krewnych, czego ewentualnie mogliby mi życzyć. Skoro ja mogłam wymyślić indywidualne życzenia dla każdego z nich, to oni chyba też mogą. Nie znoszę też tego stwierdzenia, „że mam wszystko”. Czy wszyscy sądzą, że jak się ma dobrą pracę, wysoką pensję, szczęśliwą rodzinę, dom, samochód, nowe meble, to ma się wszystko? Byłabym zadowolona, gdyby życzyli mi odpoczynku, chwili relaksu, spokoju, przecież aby mieć wszystko to, co mam, ciężko pracuję, jestem zestresowana. A może zdrowia, tego nigdy za wiele. Każdy przecież o czymś marzy, nawet ci, którym teoretycznie niczego nie brakuje. Ja marzę o tygodniowym urlopie, jeździe na nartach, uspokajającym masażu, SPA i olejkach eterycznych oraz o zdrowiu dla całej rodziny.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze