Polki ukrywają swoje wydatki!
ANETA RZYSKO • dawno temuPolki ukrywają swoje wydatki przed partnerami. Z przeprowadzonych badań wynika, że kłamstwa w sprawie ilości wydanych pieniędzy na zakupach dopuszcza się około 38% kobiet w naszym kraju. Wiele Polek, tuż po szaleństwie zakupowym w sklepach, zmaga się także z ogromnymi wyrzutami sumienia. Najczęściej przekształcają się one w tłumaczenia i usprawiedliwiana z każdego zakupionego przedmiotu. Głównie przed parterem, ale także przed samą sobą.
Aż 38% Polek ukrywa przed swoimi partnerami fakt, ile wydało na zakupach. Głównym powodem jest niechęć do rozmów na ten temat. Kobiety nie chcą się tłumaczyć z kolejnej zakupionej torebki czy kolejnej sukienki. Radość z zakupów psuje im ciągłe dopytywanie się partnera, ile poszczególna rzecz kosztowała. Wolą więc schować niektóre rzeczy od razu do szafy lub zaraz po wyjściu ze sklepu oderwać metkę i skłamać na temat ceny danej rzeczy.
W przeprowadzonym badaniu przeanalizowano dokładnie, jakimi zwyczajami kierują się kobiety podczas zakupów. Około 11% pań ukrywa wysokość całego rachunku i zaniża jego kwotę przed bliskimi. Podobna liczba kobiet kłamie, ukrywając w szafie nową parę butów. Jest także grupa kobiet, która wykazuje się większą inwencją twórczą. ¼ pań sprzedaje stare ubrania na aukcjach lub wydaje je potrzebującym, dzięki czemu „robi miejsce” na nowe.
Ostatni zaprezentowany w badaniu typ, to kobiety oszczędne, które zarabiają na nowe ubrania. Jest jednak grupa kobiet (około 3%), które biorą zaliczki w pracy, aby móc wcześniej zrobić zakupy. Absolutnie nie przejmują się, co powie w takiej sytuacji ich partner.
Co na to same panie? Wiele kobiet przytakuje, że zdarzało im się nie przyznawać do wydatków. Raz na jakiś czas popadam w zakupowe szaleństwo – tłumaczy Anna, specjalistka ds. PR – Zazwyczaj taka sytuacja zdarza się, kiedy mam zły humor, lub jestem w gorszym nastroju. Wówczas jadę do galerii handlowej bez jakiegoś konkretnego powodu. Chodzę po sklepach i właśnie wtedy natrafiam na najfajniejsze rzeczy. Poprawia mi to humor, a i szafa jest odświeżona. Nie przyznaję się mojemu chłopakowi, ile wówczas wydałam. Po co mu to wiedzieć. On nie szpera po mojej szafie i nie sprawdza regularnie, czy sobie coś kupiłam i ile na to wydałam. Mamy czysty układ. Każdy z nas ma jakieś swoje „koniki” – ja mam ubrania i torebki a on gadżety komputerowe i sportowe. Ja nie rozliczam go z jego ulubionych zakupów, a on mnie. W końcu hobby jest kosztowne.
Podobne stanowisko reprezentuje Małgosia, która od 10 lat mieszka ze swoim chłopakiem. Wspólnie utrzymują dom, dzielą się wydatkami. Każdy jednak zostawia pewną część zarobionych pieniędzy dla siebie. Nigdy nie uważałam, żeby tzw. wspólna kasa była dobrym rozwiązaniem dla małżeństwa lub związku. Każdy ma bowiem swoje potrzeby i nikt nie powinien być z nich rozliczany. Razem z moim narzeczonym postanowiliśmy taki sam procent od wypłaty wpłacać na wspólne konto. Z tych pieniędzy opłacamy rachunki, robimy zakupy, utrzymujemy siebie i nasze mieszkanie. To, co pozostało ze wspólnych pieniędzy, odkładamy lub wydajemy na coś ekstra. Reszta pensji jest na nasze marzenia i zachcianki. Bardzo często kupuję sobie jakieś nowe ubrania bądź buty. Paweł nigdy mnie z tego nie rozliczał. Wręcz przeciwnie, nie raz namawiał, abym sobie nie odmawiała. W końcu po to tak ciężko pracuję. Mamy więc prawo sprawić sobie od czasu do czasu przyjemność. Nie wyobrażam sobie czegokolwiek przed nim ukrywać. Uważam, że jeśli dwoje ludzi mieszka ze sobą i się kocha, to niemożliwe jest takie ukrywanie i oszukiwanie się nawzajem. To po prostu absurdalne, żeby nie móc cieszyć się zakupioną rzeczą. Współczuję kobietom, które znajdują się w tych 38%. Muszą być bardzo nieszczęśliwe.
Tak komfortową sytuacją nie może pochwalić się 36-letnia Magda, która nie pracuje i wychowuje dwójkę dzieci. Pomimo że jestem młoda, jestem absolutnie zależna od męża. To on wydziela mi pieniądze, to on decyduje co, kiedy i za ile mam kupić. Mowa oczywiście o podstawowych produktach do domu. O tzw. rarytasach nie ma co marzyć. Mąż uważa, że wydawanie pieniędzy na zachcianki jest bez sensu. Powinno kupować się tylko niezbędne rzeczy. Kiedy uda mi się zaoszczędzić troszkę pieniędzy, wówczas wybieram się z małą na zakupy. Pozwalam sobie na małe szaleństwo, często jest to torebka. Niestety mogę ją nosić tylko do południa, kiedy mąż jest w pracy. Kiedy wraca do domu, wszystkie rzeczy muszę przełożyć do starej torebki a nową schować głęboko w szafie. Zostaje mi tylko ten cudowny smak zakupowej beztroski!
Zupełnie inaczej na sprawę patrzą panowie. Nie rozumieją zakupowego szaleństwa, ale często też nie pojmują, dlaczego kobiety się z tym kryją. Moja dziewczyna ze swoimi pieniędzmi może robić co chce – opowiada 27-letni Marcin – Tak naprawdę może też robić co chce z moimi pieniędzmi. Jeśli ma ochotę cokolwiek sobie kupić, niech to zrobi. Nawet, jeśli miałby to być zakup dla poprawy nastroju. Nie będę jej sprawdzał szafy. To absurdalne zachowanie. Jeśli kupiła coś, w czym wygląda pięknie, niech się chwali przede mną i pokazuje jak dobrze się czuje. To może tylko korzystnie wpłynąć na nasz związek!
Kryzys nie taki straszny
Okazuje się, że dla kobiet kryzys nie jest straszny. Pomimo wielu ostrzeżeń, blisko 20% ankietowanych przyznała, że nie będzie się powstrzymywać od zakupów. Aż 7% zadeklarowało, że w dobie kryzysu gospodarczego chodzi na zakupy zdecydowanie częściej. Przyczyną jest głównie chęć poprawy swojego humoru. Oszczędzać można bowiem na wielu innych rzeczach, ale nie na przyjemnościach.
To właśnie poprawa nastroju jest najczęstszym czynnikiem, który powoduje, że wybieramy się na zakupy. Nowy strój, torebka czy buty mają zbawienny wpływ na nasze samopoczucie. A powodów do kiepskiego nastroju mieliśmy naprawdę bardzo dużo. Długo utrzymująca się zima i brak słońca u wszystkich spowodował spadek formy. W szaleństwie zakupów choć na chwilę mogłyśmy o tym zapomnieć. Gorzej, jeśli te same ubrania przymierzone w domu nie wyglądały już tak dobrze, jak w sklepie.
Wszystko jest dla ludzi, trzeba tylko znać odpowiednie proporcje. O czasu do czasu można sobie więc pozwolić na małe szaleństwo. Bądźmy troszkę bardziej samolubne i zróbmy coś dla siebie. Trzeba jednak znać umiar i robić zakupy z głową. Wówczas nie będziemy się wstydzić każdego zakupionego przedmiotu i nie będziemy musiały chować go po szafach. Będziemy mogły natomiast wystroić się i chwalić nowym wyglądem! A wtedy zakupy będą miały sens!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze