Bezstresowe wychowanie
JUSTYNA • dawno temuJak wychować szczęśliwe dziecko? Aby było roześmiane, chętne do zabawy, lubiane i szanowane przez rówieśników, pewne własnej wartości? Wielu rodziców sądzi, że należy je z odciąć od wszelkich czynników stresogennych, łącznie z karaniem, wymaganiem posłuszeństwa i grzecznego zachowania, narzucaniem czegokolwiek, przyuczaniem do obowiązków. Efekt jest murowany – dziecko wyrasta na zmorę opiekunek, nianiek, nauczycielek, przedszkolanek i... własnych rodziców.
Ostatnio dość popularne w Stanach Zjednoczonych jest reality show, do którego zgłaszają się zrezygnowani rodzice, nie mogący poradzić sobie z własnymi dziećmi. Tam do akcji wkracza wszechmocna niania i zmienia rozpuszczone diabliska w potulne aniołki. Chwyt medialny, czy też wiele amerykańskich rodzin faktycznie ma takie problemy?
Pewnego dnia ogarnięta chęcią poczytania książki na świeżym powietrzu, wybrałam się do parku. Niespodziewanie obok mnie wyłonił się niewielki chłopczyna, który z upodobaniem zaczął ryć w ziemi butami. Spowita kłębami gęstniejącego kurzu, który wzbijał dzieciak, kaszlnęłam dyskretnie, w nadziei, że matka zwróci mu uwagę. Ta jednak pogrążona w rozmowie zadawała się nie uświadamiać sobie całej sytuacji. Dzieciak po chwili przeniósł uwagę na swoją rodzicielkę, ryjąc tym razem z większą intensywnością. Wkrótce na dwie pochłonięte dyskusją kobiety posypały się grudy ziemi i piach. „Synku, idź się pobawić, mamusia teraz rozmawia”. Prośba nie odniosła żadnego rezultatu — synek dalej kopał zawzięcie. Poproszony kolejny raz, również puścił to mimo uszu. Po chwili z dzikim okrzykiem puścił się w pogoń za kotem, który wyłonił się zza drzew, co zostało przyjęte z wyraźną ulgą przez kobiety, ale znacznie mniejszym entuzjazmem przez nieszczęsnego zwierzaka.
Czasem uczestniczyłam w bardziej drastycznych scenach, z elementami przemocy rodzinnej. Zatopiona w miękkim fotelu i odgrodzona od reszty świata płachtą gazety, siedziałam w poczekalni u dentysty. Kiedy usłyszałam odgłosy walki, wyjrzałam jednym okiem zza mojego parawanu, aby dowiedzieć się, kto z kim i o co. Naprzeciwko mnie siedziała kobieta z dwójką chłopaków. „Daj mi tę gazetę” – darł się młodszy do brata. - „Ja chcę ją poczytać”. Starszemu najwyraźniej nie spodobała się ta propozycja, bo przylał młodszemu po głowie trzymanym w rękach kolorowym magazynem i odepchnął go. „Mamo! Zmuś go, aby mi dał gazetę” – zawył odepchnięty. Po chwili uspokoił się i podszedł do fotela, w którym siedziała jego rodzicielka. Pac! – kopnął w skórzane obicie. Uniosłam brew ze zdziwienia obserwując brak reakcji ze strony matki. Pac! Tym razem kopniak był wymierzony w nogę matki. „Co chcesz?” – zapytała z rezygnacją. „Ja tu chcę siedzieć. Zejdź”. Jak w takiej sytuacji, wiedziona miłością rodzicielską i przepełniona uczuciami do swego syna powinna postąpić kobieta? Być może właśnie tak, jak postąpiła ta matka: zabrała torebkę i przesiadła się na inne miejsce. Osłoniłam się przed nimi z powrotem moją płachtą, mając w duchu nadzieję, że chłopcu nie przyjdzie ochota przejrzeć i moją gazetę…
Niewyczerpanym źródłem obserwacji bezstresowo wychowywanych dzieci okazał się dla mnie odkryty basen. Z lubością wyciągając się na leżaku, wygrzewając się w letnim słońcu, rzucałam co jakiś czas zza ciemnych okularów spojrzenia w kierunku dziesiątek rozwrzeszczanych, biegających, chlapiących istot. Obok na trawie rozłożyła się kobieta z córką. „Nie, nie wolno…” – zaczęła, widząc jak dziewczynka z pełnym wiaderkiem wody zaczerpniętej z basenu zbliża się do koca. Chlust! – polał się strumień. „Nie rób tego więcej” – ze stoickim spokojem poprosiła matka odsuwając zmoczone ubrania. „Przecież prosiłam…” – chlust! Na koc wylała się po raz drugi zawartość wiaderka. „Bo nie będzie oglądania telewizji” – ostrzegła kobieta. Najwyraźniej argument przemówił do dziecka, które oddaliło się, aby… podtapiać kolejne ofiary.
Nieposłuszne, krnąbrne, złośliwe, rozwrzeszczane i rozwydrzone – bezstresowo wychowane dzieci doprowadzają do szału swoich rodziców a niejednokrotnie i otoczenie, kiedy wybuch histerii nastąpi nieoczekiwanie, np. w centrum handlowym. Ale pod skorupką złych zachowań, braku szacunku dla rodziców i rówieśników oraz okropnych odzywek, które nie pozwalają nazwać dzieciaka inaczej niż per "bachor" - kryją się często dzieci spragnione miłości i uwagi, których nie otrzymują wystarczająco dużo od rodziców.
I choć "tylko z myślą o dzieciach" pracują cały dzień, "dla ich dobra" posyłają swoje pociechy na zajęcia dodatkowe oraz "to dla nich, by sprawić im radość" kupują kolejne techniczne wynalazki, zawodzą je na najważniejszym polu – nie starają się mądrze ich wychować, konsekwentnie dbać o rozwój ich osobowości, naprawdę poświęcić im uwagę. Widzę wokół siebie mnóstwo dzieci, które w niedalekiej przyszłości będą miały trudności z przypomnieniem sobie chwil z dzieciństwa spędzonych wspólnie z mamą na czytaniu bajek na dobranoc i pieczeniu ciastek, oraz z tatą na wycieczce, na rybach i klejeniu modeli samolotów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze