Jak urodzić i nie zwariować
DOROTA ROSŁOŃSKA • dawno temuW Polsce nie robi się badań dotyczących depresji poporodowej. Nie wiadomo nawet ile kobiet na nią cierpi. Wciąż niewiele się o niej mówi. Na szczęście powstały instytucje, które starają się edukować kobiety. Jedną z nich jest Fundacja „Rodzić po Ludzku”. O depresji rozmawiamy z Joanną Pietrusiewicz.
Dorota Rosłońska - Fundacja „Rodzić po Ludzku” prowadzi teraz projekt, który dotyczy depresji okołoporodowej. Na czym on polega?
Joanna Pietrusiewicz - Jest to projekt edukacyjny. Prowadzimy telefon wsparcia dla kobiet i kończymy właśnie pracę nad publikacją tekstu skierowanego do personelu medycznego. Publikacja dostępna będzie na oddziałach ginekologiczno — położniczych. To właśnie lekarz ginekolog czy położna mają największy kontakt z kobietą przed i po porodzie, powinni więc być w stanie wychwycić pierwsze symptomy depresji.
Chcemy też wydać ulotkę informacyjną dla kobiet i ich rodzin. Matki przeżywają różnego rodzaju trudności, ale boją się do tego przyznać. Obraz macierzyństwa jest w Polsce wciąż wyidealizowany. Według mediów kobieta od pierwszych godzin po porodzie jest radosna i ze wszystkim sobie świetnie radzi. Jakiekolwiek odstępstwo od tej wizji jest niemile widziane. Co najsmutniejsze, to same kobiety nie dają sobie prawa do tych naturalnych przecież huśtawek emocjonalnych, jakie wywołuje nowa sytuacja po porodzie. Chcemy podkreślić, że baby blues jest czymś normalnym, skoro przeżywa go prawie 80 procent kobiet. W ulotce znajdziemy wskazówki, jak sobie z nim poradzić. Mimo, że baby blues jest pewnego rodzaju normą nie należy go lekceważyć. W ulotce znajdą się też informacje o objawach depresji poporodowej oraz lista miejsc, gdzie można szukać pomocy.
D.R. - Jak zatem odróżnić baby bluesa od niepożądanej depresji?
J.P. - Baby blues nie trwa ciągle, to labilność emocjonalna, huśtawki nastrojów. Pojawia się zwykle w trzeciej dobie po porodzie. Czasem nazywany jest „depresją dnia trzeciego” lub „smutkami macierzyństwa”. Podczas baby bluesa obok smutków i niepokojów pojawia się też radość. W depresji natomiast jest nieprzerwany smutek. Pojawia się on od 4 do 6 tygodni po porodzie.
D.R. - Sama przeżywałam baby blues i jedynie wiedza wyniesiona ze szkoły rodzenia pozwoliła mi zrozumieć, co się ze mną dzieje. Najlepiej poczułam się jednak, gdy swoimi emocjami podzieliłam się z koleżankami, które przeżyły to samo. Zobaczyłam, że nie jestem sama i ktoś w końcu mnie rozumie.
J.P. - W depresji czy nawet baby bluesie ważna jest grupa wsparcia. To nie musi być zorganizowane spotkanie u psychologa czy w szkole rodzenia. Wystarczy rozmowa z koleżankami na podobnym etapie życia. Powstaje wiele klubów, gdzie spotykają się mamy z dziećmi i wymieniają się doświadczeniami. Jest w tym magia. Kobiety wychodzą z takich spotkań „przewietrzone”, z nową energią.
Kluczową rolę odgrywają tu szkoły rodzenia. Tam kobieta dowiaduje się, jakie zmiany czekają ją po porodzie i jest na nie w jakimś sensie przygotowana. Niestety, większość z nich to instytucje prywatne. Nie każdego więc na nie stać. W kilku miastach w Polsce uczestnictwo w szkole rodzenia jest refundowane przez urząd miasta. Na Zachodzie takie szkoły to standard.
D.R. - Od kiedy zaczęto mówić w Polsce o depresji poporodowej? Kobiety po pięćdziesiątce słysząc o DPP twierdzą, że gdy one rodziły, nikt o czymś takim nie mówił.
J.P. - Kobiety w połogu zamiast wsparcia ze strony mam dostają standardową opowieść o tym, że dawniej nie było jednorazowych pieluch ani gotowych zupek i jakoś się żyło.
Dopiero od kilku lat mamy w Polsce większe przyzwolenie na inne odczuwanie macierzyństwa niż to promowane przez media i stereotypy. Jest coraz więcej informacji o DPP. Na razie pochodzą one z badań Światowej Organizacji Zdrowia. W Polsce nikt jeszcze nie zbadał, ile kobiet przeżywa depresję.
D.R. - Paradoksalnie największą uwagę w szkołach rodzenia i podczas ciąży poświęca się tym paru godzinom bólu, kiedy dziecko przychodzi na świat. A przecież dopiero po porodzie zaczynają się prawdziwe schody, jakimi jest macierzyństwo! Może warto to zmienić?
J.P. - To prawda, ale podczas ciąży kobieta nie zdaje sobie z tego sprawy. Dla niej głównym celem jest urodzić. Dlatego zadaniem szkół rodzenia jest informowanie o trudnych chwilach połogu. Ten temat jest często ignorowany przez media, bo nie jest przyjemny. Czy mówi się o emocjach czy o fizjologii. Trzeba przecież przygotować kobietę na to, że po porodzie długo utrzymuje się krwawienie czy tzw. odchody położnicze, a ciało nie wraca od razu do stanu sprzed ciąży. Ta wiedza jest przecież niezbędna. Obowiązkowo trzeba też wspomnieć o baby bluesie i depresji poporodowej.
D.R. - Wasz projekt skierowany jest głównie do personelu medycznego. Dlaczego właśnie do tej grupy osób?
J.P. - Kobieta dowiadując się o ciąży idzie od razu do lekarza. Wizyty u ginekologa są regularne, dzięki temu lekarz prowadzący pacjentkę jest w stanie zaobserwować zmiany w jej psychice, również te niepożądane. Jeśli zadba się o to w ciąży, można uniknąć problemów po porodzie.
W pierwszym trymestrze normalny jest niepokój i pewne zagubienie, bo znaleźliśmy się w nowej sytuacji. Drugi trymestr jest spokojniejszy, za to pod koniec ciąży niepokój powraca. Dlatego tak ważne jest, by lekarz i położna byli w stanie odróżnić normę od symptomów depresji. Jeśli kobieta mówi, że nie może spać, ma trudności z jedzeniem lub ciągle płacze, ginekolog powinien skierować ją do psychologa jeszcze w ciąży. Idealna byłaby ścisła współpraca tych dwóch lekarzy. Ale to na razie pobożne życzenie.
D.R. - Akurat w ciąży nie potrzebowałam takiej pomocy, ale dobę po porodzie dopadł mnie baby blues. Siedziałam zapłakana na łóżku nie wiedząc co zrobić ze sobą i maleństwem. W szpitalu nie dostałam żadnego wsparcia.
J.P. - Niestety, położne nie są uczone jak w takiej sytuacji pomóc. Gdy zdarzy im się pacjentka z baby bluesem czy depresją, ignorują ten problem. Kobiety często nam mówią, że opieka podczas porodu była wzorowa, ale potem zostały same, choć potrzebowały pomocy. Cudownie byłoby, gdyby położna posiedziała z nowo-upieczoną mamą, pokazała jej jak przystawić dziecko do piersi czy uspokoiła, że huśtawka nastroju jest w połogu normalna. Wystarczy czasem zwykły, ludzki gest.
D.R. - Nie ukrywajmy, że współpraca pacjent — personel medyczny nie jest najlepsza. Wyegzekwowanie swoich oczekiwań co do porodu kończy się czasem totalnym niezrozumieniem obu stron. Jak zatem chcecie dotrzeć do personelu medycznego z tak zaniedbanym tematem depresji poporodowej?
J.P. - Zmiany następują bardzo powoli. Inaczej się rodziło 20 lat temu, inaczej teraz. Pokolenie naszych mam chciało jedynie, by nikt na nie nie krzyczał, nie golił lub nie robił lewatywy. My chcemy wannę, jednoosobową salę porodową i męża przy boku, chcemy decydować o tym, w jakiej pozycji rodzimy, nie chcemy rutynowego nacinania krocza, chcemy dziecko po porodzie na brzuchu.
To samo będzie z depresją. Zmiany następują wtedy, gdy jest na nie nacisk społeczny.
D.R. - Czy oprócz publikacji na papierze organizujecie inne akcje, by „oswoić” temat depresji poporodowej?
J.P. - Prowadzimy szkolenia dla położnych środowiskowych, które pracują z kobietami po porodzie. Warto podkreślić, że dwie czy trzy doby, które przebywamy w szpitalu po urodzeniu dziecka, to zbyt krótki czas, by rozpoznać symptomy depresji. Dopiero położna środowiskowa, która przychodzi do kobiety w pierwszych tygodniach po narodzinach dziecka, może zauważyć, że z mamą dzieje się coś niepokojącego. Na Zachodzie kobiety wypełniają przed wypisem ze szpitala specjalną ankietę – tzw. skalę edynburską — by wychwycić ryzyko depresji. U nas mało kto o tym słyszał.
D.R. - A co z nowo upieczonymi mamami? Gdzie mogą szukać pomocy?
J.P. - W naszej fundacji działa telefon zaufania, z którego korzysta wiele kobiet. Podajemy im namiary na odpowiednie instytucje, kierujemy do psychologa czy psychiatry. Zdarza się, że przy depresji trzeba brać leki, ponieważ istnieje ryzyko samobójstwa. Wtedy niezbędny jest psychiatra.Najczęściej dzwonią do nas członkowie rodziny. Oni pierwsi widzą, że coś jest nie tak. Kobieta stara się ukryć swoje emocje, ale w depresji to niemożliwe.
D.R. - Co w takiej sytuacji mogą zrobić członkowie rodziny, co powiedzieć?
J.P. - Na pewno nie mówić „weź się w garść”. Ważna jest rozmowa w stylu – „Rozumiem że jest ci trudno, to się czasem zdarza, to nie znaczy, że jesteś złą mamą”. Warto zaproponować wizytę u psychologa, poszukać grup wsparcia dla kobiety. Istotna jest pomoc rodziny w opiece nad dzieckiem. Ważne, by nie oceniać kobiety. Depresja jest chorobą. Kiedy chorujemy na grypę, mamy wysoką gorączkę i nie jesteśmy w stanie zająć się swoimi obowiązkami, nikt nam nie mówi, że jesteśmy złymi matkami.
D.R. - Kiedy i gdzie będzie można dostać ulotki informacyjne o depresji przygotowane przez fundację?
J.P. - Wszelkie informacje można znaleźć na naszej stronie internetowej www.rodzicpoludzku.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze