Dziwny przekręt narzeczonego
CEGŁA • dawno temuNarzeczony chce się ze mną zejść. A ja wiem, że nigdy, przenigdy już mu nie zaufam. I jaki miałoby sens wracanie do siebie na takich warunkach. Poszło o to, że za bardzo poszczęściło nam się z mieszkaniem kwaterunkowym – Jacek dostał je od dziadków. Mieszkaliśmy tam ponad dwa lata, z postanowieniem oszczędzania na wykupienie. Wszystko między nami było już zaplanowane, łącznie ze ślubem w górach, dziećmi, podróżami. Potem był już tylko stek kłamstw. A może popełniam błąd w logicznym rozumowaniu i jego tłumaczenia trzymają się kupy, tylko ja tego nie dostrzegam?
Droga Cegło!
Narzeczony chce się ze mną zejść. Poszłam jeden raz do psychologa, opowiedziałam naszą historię, a on mi odradził. Powiedział też, że moja sytuacja nie wymaga długiej terapii, ponieważ jest „klasyczna i oczywista” (był bardzo apodyktyczny, nie głaskał po główce, ale po zastanowieniu się nad tym, z perspektywy kilku tygodni, doszłam do wniosku, że mi pomógł, po prostu potrząsnął mną, żebym wróciła do przytomności).
Problem trwa, ponieważ Jacek nie ustępuje mi z drogi, a ja wiem, że nigdy, przenigdy już mu nie zaufam. I jaki miałoby sens wracanie do siebie na takich warunkach, że ja mam żal do końca życia? Poszło o to, że za bardzo pewnie poszczęściło nam się z mieszkaniem – Jacek dostał je od dziadka i babci, którzy przenieśli się na wieś, a on był tam zameldowany jako dożywotni opiekun. Mieszkanie było kwaterunkowe, bardzo duże, ponad siedemdziesięciometrowe, w samym centrum i w starej kamienicy. Mieszkaliśmy tam ponad dwa lata, z mocnym postanowieniem oszczędzania na wykupienie. Wszystko między nami zresztą było już zaplanowane, łącznie ze ślubem w górach, dziećmi, podróżami…
Któregoś razu Jacek przygotował mnie do poważnej rozmowy ze zbolałą miną. Dotknęło nas to samo, co wielu ludzi – do kamienicy zgłosili roszczenia spadkobiercy. Proponowali marne spłacenie lub jeszcze gorsze mieszkanie zastępcze na obrzeżach miasta, za wyśrubowany czynsz. Do wyremontowanej kamienicy miały zostać wpuszczone jakieś dobre banki i firmy.
To był cios, ale nie taki, uważam, z jakiego nie można się podnieść. Zdziwiłam się tylko, że Jacek planował przecież mieszkanie wykupić, a nie wiedział, że nie można, no ale nic. Powiedział, że woli zostać spłacony, nawet groszami – odłożymy te pieniądze i kiedyś kupimy mieszkanie na kredyt. Ja zgadzałam się na wszystko, bo w końcu najważniejsze, żeby być ze sobą, z takiego wychodzę założenia. Wynajęliśmy więc beznadziejne, tanie mieszkanko na parterze, przerobione ze stróżówki, trochę bałam się tam spać, kiedy Jacek pracował na noce. W mieszkaniu ponadto wszystko po kolei się psuło, było zaniedbane i przygnębiające. W efekcie zaczęło się między nami psuć (chociaż ja chyba miałam więcej cierpliwości do tego wszystkiego), aż Jacek oznajmił, że lepiej będzie na jakiś czas wrócić do rodziców. On do swoich, ja do swoich! Stanęło mi to kością w gardle, bo zarabiamy mimo wszystko jakieś pieniądze, i jako narzeczeni, chyba zamiast morderczego oszczędzania, moglibyśmy, póki co, wynająć sobie mieszkanie, w którym przyjemnie jest żyć! A nie dążyć do zmiany warunków na jeszcze gorsze…
Jacek mnie zawiódł, zresztą, u mnie nie było mowy o powrocie do rodziców. Postawiłam się Jackowi ostro. Chcesz, to idź – powiedziałam mu. — Ja tu poczekam jeszcze miesiąc, czy się opamiętasz, a potem szukam sobie normalnego miejsca do życia… Obraził się i wyprowadził. Wykrzykiwał coś na odchodnym, że nie jestem dość dojrzała i gotowa, by razem z nim zacisnąć pasa i „osiągać wspólne cele”, co mnie zmroziło, bo nie robiłam dotąd niczego innego. Ale nie był to niestety koniec.
Kiedy zostałam sama w naszej romantycznej stróżówce, jak na złość Jackowi, przyszło dużo korespondencji, dzwonili też dziadkowie – nie wiedząc, że on się wyprowadził. Nie chcę opisywać krok po kroku, jak się dowiedziałam „rewelacji”, które mnie powaliły. Dość powiedzieć, że mieszkanie dziadków nie miało żadnych roszczeń! I było do wykupienia za 10 procent wartości! To Jacek wpadł na pomysł, żeby wynająć je znajomej (?!) firmie za gigantyczne pieniądze, a dziadkowie się zgodzili, że to może i dobry pomysł – w sumie, czemu ktoś miałby pytać mnie o zdanie, jeśli to nie moje?
Chciałam tylko dowiedzieć się prawdy, poprosiłam Jacka o rozmowę – dlaczego mnie okłamał. Kręcił strasznie, aż mi go było żal. Że to miała być niespodzianka dla mnie. Pieniądze z wynajmu miał zamiar wpłacić po roku deweloperowi na budowę naszego własnego mieszkania. No tak, ale sam, prawda? Na własny rachunek, a nie my wspólnie, już jako małżeństwo, jak planowaliśmy wcześniej… Poza tym, po co nam budować nowe mieszkanie, gdy możemy wykupić to, w którym byliśmy szczęśliwi i które ma bezcenny klimat starej kamienicy? I czemu mnie wpierw nie spytał o zdanie?
Nie usłyszałam, Cegło, odpowiedzi na te pytania, bo zapewne szczerze odpowiedzieć się na nie nie da… Podziękowałam Jackowi za ten stek kłamstw, skóra mi cierpnie, gdy go widzę… Wynajęłam sobie skromne, ale porządne mieszkanko w zielonej okolicy. Dochodzę do siebie, tylko że on czasem koczuje pod moją pracą, innym razem stawia samochód pod moim domem i czeka, aż wrócę… Nie mam pojęcia, co chce osiągnąć – czy zachował na koniec jeszcze jakąś tajemnicę, żeby mnie dobić? Nie wierzę, by planował coś więcej poza oczyszczeniem swojego sumienia – w końcu wyniósł się do rodziców i zostawił mnie na lodzie. A może popełniam błąd w logicznym rozumowaniu i to wszystko się trzyma kupy, tylko ja tego nie dostrzegam?
Drzazga
***
Droga Drzazgo!
Zasypałaś mnie taką liczbą szczegółów formalnych, że zagubiłam się i w pierwszym odruchu chciałam dzwonić do Urzędu Miasta, żeby lepiej poznać prawo kwaterunkowe, a w efekcie – może lepiej Ci doradzić :-).
A tak już na poważnie… Sądzę, że psycholog, na którego trafiłaś, rzeczywiście nie chciał Cię zbyć, lecz na podstawie podanych przez Ciebie informacji wysnuł „statystyczne” wnioski i przekazał Ci je w lapidarnym skrócie. Być może z intencją terapii szokowej. Piętrowa intryga, którą zbudował Jacek – rzekomo w celu zbudowania Waszego nowego gniazdka – jest bowiem mocno podejrzana. Słusznie czujesz się dotknięta faktem, że nie zostałaś wtajemniczona – przeciwnie, okłamano Cię, wyższego celu nie dostrzegam. Niby czemu Jacek nie mógł szczegółowo opowiedzieć Ci o swoim pomyśle i zapytać, co Ty na to? Czego się obawiał? Że będziesz chciała wtrącać się w decyzje dotyczące mieszkania, należącego póki co, do Jego rodziny? A nawet gdybyś zechciała wyrazić swoją opinię czy coś innego doradzić, odmienne rozwiązanie – cóż w tym złego? W końcu zamierzaliście wziąć ślub i mieszkaliście tam razem, już niemal jak rodzina, tyle że bez papierka…
Tłumaczenia Jacka są w istocie naciągane i mało wiarygodne. Wyłania się z tego raczej obraz człowieka, który chciał zarobić sporo pieniędzy na wartościowym mieszkaniu dziadków – chwilowo kosztem własnej niewygody – ale Ciebie czy Waszej przyszłości raczej nie brał w tym pod uwagę. Najdobitniej świadczy o tym Jego propozycja rozdzielenia się na pewien czas, choć Wasza sytuacja materialna ani lokalowa tego nie wymagała.
Możliwości jest wiele, ale przychodzą mi do głowy dwa, niestety raczej pesymistyczne warianty wytłumaczenia tej historii:
— lepszy – Jacek z jakichś powodów popadł w długi i znalazł się pod ścianą. Będąc z nim ponad dwa lata, powinnaś chyba jednak cokolwiek zauważyć – dziwne zachowania, znikanie z domu… Może to ta nocna praca – czasem na przykład kryje się za tym bezrobocie i wypady hazardowe… Do tego nałogu ludzie niechętnie się przyznają, zwłaszcza najbliższym. Jeżeli pomimo utraty zaufania widzisz jeszcze w Jacku pewien potencjał, powinnaś odnaleźć drogę powrotną do Niego, poznać prawdę (zdradzi Ci ją, jeśli zależy mu na Tobie i uwierzy, że jeszcze ma u Ciebie szansę) i zastanowić się wspólnie nad wyjściem z opresji.
— gorszy – Jacek stracił zainteresowanie Waszym związkiem i budowaniem wspólnego domu, czego dowodem irracjonalne, egoistyczne decyzje mieszkaniowe oraz zawiłe, niepotrzebne kłamstwa. Dlaczego je stracił? To zupełnie inna sprawa. Niczego na ten temat nie sugerujesz, trudno więc mi „gdybać”.
Reasumując – bez dalszych wyjaśnień ta historia „nie trzyma się kupy” i nie popełniasz żadnego błędu w rozumowaniu. Powinnaś tylko ukrócić najścia Jacka, a jedynym sposobem na to jest konfrontacja słowna – ostatnia, stanowcza rozmowa, która być może przy okazji co nieco wyjaśni. Nawet jeśli nie naprawi Waszego związku, zyskasz podwójny spokój.
Powodzenia życzę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze