Podróż do Bagdadu
KALINA • dawno temuPo długiej przerwie zmobilizowałam się, aby spisać wrażenia z mojego wyjazdu do Iraku, do męża. Aczkolwiek finalnie udało mi się spotkać z mężem i oboje szczęśliwie powróciliśmy do USA, to jestem przekonana, że na długo żywe pozostaną we mnie wspomnienia doświadczeń tej podróży.
Ale niech relacja toczy się od właściwego wydarzeniom początku. Z nowojorskiegolotniska JFK wylatywałam w przekonaniu, że zamierzona podróż do Bagdadu potrwakilka dni. Przewidywałam problemy, lecz miałam przy sobie sporą ilość pieniędzy,więc czułam się — choć pod tym względem — bezpieczna. Samolot z Nowego Jorkudo Ammanu, stolicy Jordanii, wystartował z małym opóźnieniem, a na miejsceprzybyliśmy 2 godziny później niż zakładał rozkład lotów.
Lotnisko Queen Alia położone jest kilkadziesiąt kilometrów od samego Ammanu.Będąc kobietą, nie-Arabką z silnym cudzoziemskim akcentem, bałam się samotnie wsiąśćdo taksówki, która miała mnie zawieźć na przedmieścia Ammanu. Dlategoz niewinnym uśmiechem dosiadłam się czym prędzej w lotniskowej poczekalnido przesympatycznego pana. Co prawda nie znał on angielskiego, lecz gestykulacjai 20$ okazały się być językiem naturalnym, zrozumiałym dla osobnika.Taksówka zawiozła mnie do bardzo ładnego hotelu o nazwie Vinicia. Recepcjonistawładał nienagannym angielskim, więc przez chwilę poczułam się prawie jak w domu.Teraz należało wykonać telefon do przewoźnika, który miał eskortować mnieprzez granicę jordańsko-iracką. Podróż przez Desert Highway, która prowadzi z Ammanudo Bagdadu, autobusem zajęłaby ok. 10 godzin.
W samym Ammanie ostatni raz byłam w 1997 roku, niewiele się tam zmieniło przez te lata.Jest to w miarę nowoczesne i czyste miasto, wybudowane między pasmami niskich wzgórz.W centrum miasta mieści się popularny wśród turystów meczet el Husseiny, najstarszyw Jordanii. Zaledwie kilkaset metrów w górę można znaleźć Rzymski Teatr, który pomieści6000 widzów. Teatr okala wielki i cudowny park z deptakiem.
Większość emigrantów mieszkających w Ammanie to uciekinierzy palestyńscy. Jordańczycypowtarzają, iż nie czują się bezpiecznie, mając Palestyńczyka za sąsiada, choćogólnie wszyscy żyją w zgodzie. Ammańczycy są z reguły grzeczni, kulturalni i gościnni.W parku zaoferowano mi herbatę z dodatkiem na-na (mięta) zebranej wprostz ogródka. Po herbacie postanowiłam zwiedzić meczet na Jebel Webdeh okryty pięknymniebieskim dachem. Nieopodal stoją dwa kościoły, przypomnienie o tym, że Jordaniato kraj, na terenie którego nieraz przecinają się drogi chrześcijaństwa i islamu.
Następnego dnia po przylocie, próbując "zabić czas", przechadzałam się po pięknym zacienionymdrzewami deptaku. Zostałam zatrzymana przez młodego mężczyznę, który próbował midyskretnie sprzedać podkoszulek z wizerunkiem Saddama Husejna. Trzeba wam wiedzieć,że Saddam jest w wielu kręgach uważany za mężczyznę, który przywrócił dumę narodomarabskim.
Dnia trzeciego z zapałem zabrałam się za przygotowania do otrzymania wizy wjazdowej do Iraku.Choć jestem obywatelką Iraku poprzez małżeństwo, jednak nie upoważnia mnie to do wizytbez wizy. Według prawa irackiego, każdy, kto przebywa poza granicami kraju kilka miesięcy,staje się podejrzany i jest bacznie obserwowany przez urzędników. Koszt wizy wynosi 50$.Tego samego dnia musiałam zrobić sobie obowiązkowy test na wykrycie wirusa HIV.Kosztowało mnie to dodatkowe 50$. Po powrocie do hotelu czekała na mnie wiadomość od mężaz przykazaniem, aby absolutnie nie przekraczać granicy, tylko czekać na niego w Ammanie.Tak też zrobiłam.
W związku z tym, że mam jeszcze naprawdę dużo informacji na temat tego, jak toczy sięteraz codzienne życie w Iraku, postanowiłam, że opiszę to w odrębnym liście. Postaram sięuporządkować fakty i ciągnąć dalej relację z mojej podróży. Pozdrawiam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze