Czasem trzeba przegrać bitwę, żeby wygrać wojnę
ZUZA • dawno temu“Unfortunately your application for funding was unsuccessful. The Committee resolved decline, not a high priority compared to other applications this year.” Podpisane: Leon Austin. No widzisz, może powinnaś była jednak wybrać się na tę herbatkę z Leonem, dwuznacznie zasugerowała Marta, starając się rozluźnić napięcie.
“Unfortunately your application for funding was unsuccessful. The Committee resolved decline, not a high priority compared to other applications this year.” Podpisane: Leon Austin.
No widzisz, może powinnaś była jednak wybrać się na tę herbatkę z Leonem, dwuznacznie zasugerowała Marta, starając się rozluźnić napięcie. Odrzucili nas. Nic z tego. Nie dostaniemy pieniędzy, bo nasz projekt — jak orzekła komisja — nie był wystarczająco wysokiej wagi. Trochę nas to zabolało, choć w duchu spodziewałyśmy się negatywnej odpowiedzi. A to dlatego, że niemalże od momentu wysłania naszej aplikacji pojawiły się problemy.
Otóż na samym początku okazało się, że któryś z członków komisji podejmującej decyzję o przyznaniu dotacji powiązał naszą nowo narodzoną Tales of Aotearoa z jakimś podejrzanym serbskim centrum kultury, które kilka lat temu, po otrzymaniu sporego funduszu od Rady Miasta Auckland na realizację projektu, natychmiast zawiesiło działalność defraudując całe pieniądze. Pojawiły się spekulacje, że nasza świeżo upieczona, jeszcze ciepła TOA to jakoby odnoga tego centrum! Anastazja się wściekła, Marta chichotała nerwowo, a ja myślałam, że po prostu eksploduję, zabiję tego, który wyssał sobie z palca albo z jeszcze innej części ciała całą tę teorię spiskową! Wciąż nie mogąc uwierzyć w tę absurdalną historię mogącą zaprzepaścić nasze szanse na dotację, postanowiłam wyjaśnić nieporozumienie.
W nadziei, że może znajomości coś pomogą, zadzwoniłam do pana Johna Roya-Wojciechowskiego, Konsula Honorowego RP, który już wcześniej bardzo nam pomógł sponsorując czas antenowy naszej “Wigilii Down Under”. Wiedziałam, że konsul osobiście zna samego burmistrza Auckland, tak że spodziewałam się, iż dzięki jego pomocy będziemy w stanie coś wskórać. Rozgoryczona opowiedziałam o całym nieporozumieniu konsulowi i zostawiłam wszystko w jego rękach. Co miało być to będzie.
Kilka tygodni później, bezpośrednio po tym, jak odbyły się ostatnie narady komisji, zadzwonił Leon. Chciał mnie uprzedzić, zanim dostanę oficjalne zawiadomienie, że nie przyznano nam funduszy na realizację filmu, mimo iż nie kojarzono już nas dłużej z serbską organizacją spod ciemnej gwiazdy. Leon wytłumaczył mi również, jaka jest procedura podejmowania decyzji o przyznaniu dotacji przez City Council i jaką on w tym wszystkim pełni rolę. Jako Application Assessor prezentuje on aplikacje przed komisją, analizując ich plusy i minusy oraz ważność projektu dla mieszkańców miasta Auckland. Musi on zająć stanowisko: czy uważa, że aplikujący powinni otrzymać pieniądze, czy sądzi, że ich projektowi należy nadać niski priorytet i odmówić finansowania. Na bazie tego, jak asesor przedstawia aplikacje, członkowie komisji podejmują decyzje w głosowaniu i, jeśli większość jest “za”, projekt otrzymuje pieniądze. Leon podobno usilnie starał się przekonać komisję do naszego projektu. Kiedy kręcili nosami, proponował, żeby dali nam chociaż połowę lub 1/3 pieniędzy, o które prosiłyśmy, co pozwoliłoby nam zrealizować część naszego pomysłu, czyli nakręcić jeden odcinek o naszej aucklandzkiej Polonii. Mimo że nasz asesor był “za”, ostateczna decyzja należała do komisji. “Przegrałyście tylko jednym głosem!” - powiedział mi na pocieszenie Leon. Też mi pocieszenie!
Na szczęście w momencie, kiedy dowiedziałyśmy się o odrzuceniu naszej aplikacji, byłyśmy już całkowicie pochłonięte pracą nad kolejnym, bardzo ekscytującym przedsięwzięciem. Dzięki temu nie straciłyśmy zbyt wiele czasu na przesadne analizowanie i opłakiwanie niepowodzenia.
Ale o tym w następnym odcinku.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze