Poprosiłam Go o rękę
CEGŁA • dawno temuCzy on myśli, że jestem wyzwolona i nie zależy mi na papierku? A może to właśnie on nie chce się wiązać – ale to przecież idiotyczne, skoro bardziej związanym i tak już być nie można: mieszkanie, dzieci, wspólne finanse... Dlaczego akurat sam fakt ślubu miałby go przerażać czy odrzucać? Po 6 latach wspólnego mieszkania i wychowywania dwóch cudownych smyków, nie wytrzymałam i oświadczyłam mu się.
Droga Cegło!
Szczerze Ci powiem, że jak czytam takie wynurzenia jak ostatnio Marzeny, to mam ochotę sprawdzić (tu uwaga, zrzynam z Woody'ego Allena), jak długo będzie się uśmiechać po zanurzeniu jej głowy w gorącej lawie!
Dlaczego takie panny zaludniają ten glob – bez przerwy niezadowolone, a już najbardziej z tego, że, ojejku, ktoś mi się oświadczył, ale głupi palant, co ja mam teraz zrobić? A palant jest głupi, bo: posiada mózg i go używa, ośmiela się mieć wątpliwości, a jak już o tę łapę prosi, to nie w tym momencie, nie tymi słowami, nie tak ubrany, nie tym tonem. Chryste!
Co do mnie, to się pewnie moja koncepcja nie spodoba konserwom, ale co tam! Ja też, do cholery, jestem konserwatywna i do tego praktyczna: chcę mieć męża, niekoniecznie kościelnego, ale takiego, który weźmie ze mną kredyt, na przykład, i kupimy sobie coś, co będzie wspólne i nigdy przed nikim nie będzie się trzeba z niczego tłumaczyć, np. pani nauczycielce, czemu mamy różne nazwiska. Dlatego mojemu facetowi sama się oświadczyłam! Ponieważ straciłam cierpliwość po 6 latach wspólnego mieszkania i wychowywania dwóch cudownych smyków – a on nic! Nie zrobiłam tego, żeby go do czegoś przymuszać (a wyjazd Marzeny w połowie wczasów był według mnie ewidentnym, brzydkim szantażykiem, na dodatek bez szacunku dla siebie czy rozterek chłopaka). Ale powiedziałam wprost, gdyż nie umiem niestety być taka szlachetna i wyrozumiała, jak, nie przymierzając Rene Russo w Zabójczej broni - Gibson ją pyta, czy zależy jej na ślubie, a ona na to (ze sporym już brzuszkiem), że nie chce go naciskać…
Okej, można i tak, ja jestem inna. Chociaż urodziłam mojemu mężczyźnie dwoje dzieci bez wymówek czy stawiania warunków, zastanawiałam się czasami, o co chodzi? Czy on myśli, że ja jestem wyzwolona i nie zależy mi na papierku? To czemu przynajmniej nie zapyta? A może to właśnie on nie chce się wiązać – ale to przecież idiotyczne, skoro bardziej związanym i tak już być nie można: mieszkanie, dzieci, wspólne finanse… Czemu akurat sam fakt ślubu miałby go przerażać czy odrzucać? Generalnie, dałam mu czas – tak uważam. Nie wiedziałam tylko, ile go potrzebuje.No i po tych 6 latach ja już „dojrzałam”, puściłam wreszcie farbę. Trochę żartem (jak chłopak tej Marzeny, co ma muchy w nosie), a trochę na poważnie: chcę wreszcie zrobić z ciebie uczciwego mężczyznę, co ty na to – powiedziałam.
Korona mi z głowy nie spadła, a kiedy usłyszałam tubalny śmiech mojego „narzeczonego”, wiedziałam już, że postąpiłam słusznie. I co z tego, że nie było przyklękania, bukietu kwiatów, restauracji ze świecami, tylko kuchenny stół zasypany plastikowymi samochodzikami naszych dzieci, a pośród tego nasza kolacja: talerze z gulaszem ze słoika? Było fajnie, cieszę się, że zrobiłam to, co zrobiłam. Kiedy ktoś mnie zapyta, jak się zaręczyliśmy, opowiem prawdę.
I nie mam mojemu chłopakowi za złe, że nie zrobił tego pierwszego kroku (wprzód czy w tył). Wcale nie uważam, że ludzie, zanim podejmą decyzję o życiu razem, muszą jakoś z góry się określić co do ślubu i kwestii formalnych. Te poglądy i tak kiedyś w praniu wyjdą, po drodze też można poglądy zmienić, prawda? Nie dla wszystkich jest to najważniejsze. Warto być za to elastycznym i spontanicznym, patrzeć na rozwój sytuacji i w razie czego interweniować.
Gdyby mój facet oznajmił mi ni stąd, ni zowąd (bez pytania!), że nie zamierza się żenić, to ja bym go grzecznie poprosiła, żeby temat rozwinął, wytłumaczył dokładnie. Może by mnie przekonał, że faktycznie ten cały ślub to piąte koło u wozu, który i tak dobrze jedzie. Na pewno nie wzięłabym dzieciaków pod pachę i nie pobiegła „na ostatni autobus”, jak obrażona księżniczka w wieku wczesnolicealnym. Z ukochaną osobą nie da się rozstrzygać za każdym razem konfliktów takimi metodami: zastanowi się, to skruszeje… Naprawdę życzę tej pannie, żeby zmądrzała!
Saba
***
Droga Sabciu!
Zostawmy już w spokoju Marzenę i jej „metodę autobusu”, mnie też to nie zachwyciło. Ale — to Jej życie, to Ona sprawdzi lub nie skuteczność tej metody. Robi to na własny rachunek, nie zmusza nikogo, by myślał czy postępował podobnie. Może Ty też tego nie rób? W jednym masz rację: nie każdy… nie zawsze… etc. Ludzie są różni i tego się trzymajmy.
Czy pytasz mnie, co sądzę o Twoich zaręczynach? Cóż, doprawdy mistrzowskie posunięcie. Nie ironizuję! Wygląda na to, że jesteście ze sobą z miłości i dla miłości, a inne sprawy tylko z lekka Cię czasem uwierały. Aż przyszedł ten dzień… I wzięłaś sprawy w swoje ręce. Bez tzw. napinki – z wdziękiem, z humorem, na luzie. Gorąco popieram! Dziewczyny mogą i powinny robić pierwszy krok, zresztą na każdym etapie znajomości, jeśli z jakichś przyczyn nie robi go chłopak. Zrozum tylko, Sabciu, że nie każdy POTRAFI tak rozgrywać swoje życie – mamy takie zjawiska jak światopogląd, system wartości, charakter, całe morze uwarunkowań…
Rzeczywiście, bywa tak, że z upływem lat zmienia się nasze podejście do pewnych rzeczy, kierują nami inne niż wcześniej motywacje. Ty, jak rozumiem, byłaś przede wszystkim zniesmaczona perspektywą biurokratycznej machiny, która będzie mielić Was i Wasze nieślubne dzieci na licznych frontach. Całkiem rozsądny argument, przemawiający za legalizacją związku w naszym średnio tolerancyjnym i średnio opiekuńczym kraju… Pozytywne jest też to, że nie wspominasz o naciskach ze strony rodzin – one bywają największa zmorą i… odpowiadają za mnóstwo formalnych, ale kompletnie nieudanych związków.
Dla wielu ludzi — nadal zwłaszcza dziewczyn:-) małżeństwo to sprawa kluczowa – kto wie, może tradycja się nie myli i naprawdę nie wymyślono dotąd nic lepszego od niego? Wy jesteście w szczęśliwej sytuacji, bo dobraliście się pod bardzo istotnym względem: żadne z Was nigdy nie robiło problemu z tego, że nie jesteście po ślubie. Dlatego też Wasza decyzja o zmianie statusu zapadła spontanicznie, trochę na wesoło – co nie znaczy, że jest niepoważna. Grunt, że i tak już od dawna tworzycie prawdziwą rodzinę.
Nie wiem, czy w związku z powyższym ślub będzie z pompą, ale na wszelki wypadek – gratuluję!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze