Szczerze nienawidzę mojej rodziny
CEGŁA • dawno temuCzy wyobrażasz sobie taką sytuację, że siedzisz ze swoją matką i chłopakiem w kuchni, robicie coś do jedzenia, a ona pyta mimochodem, czy rozglądasz się za mężem, czy masz już kogoś ciekawego na oku?! U nas takie kwiatki były na porządku dziennym. Szczerze nienawidzę mojej rodziny
Hej, Cegło!
Mam 22 lata i pewnie jestem za duża na takie sentymenty, ale ogromnie lubię oglądać telewizyjne filmy familijne. Nie durne komedyjki. Takie najlepsze z najlepszych, ciche, niby niepozorne filmy (najczęściej prod. USA), z rewelacyjnymi dialogami, pewnie pisanymi przez samo życie lub dobrych dramaturgów. To, co nazywają w prasie „kameralnymi dramatami obyczajowymi”.
Nie dość, że oglądam je w sekrecie przed moim narzeczonym, to jeszcze płaczę. Kocham te filmy za to, że wszyscy są tam niedoskonali – piją, krzyczą, kłócą się i wyzywają. Ale widać, że są jednością, należą do siebie i w razie czego staną za sobą murem. Nie ma w tym fałszu, przytulania – są ostre, dowcipne riposty, czasem okrutne krzywdy. Jak to w rodzinie…
Moja jest daleka od ideału, ale w niczym nie przypomina tych szorstko się kochających, których losy z upodobaniem śledzę. Jest po prostu okrutna, prostacka i denna, bez wyjątków i plusów, choćby nie wiem jak twardo trzymała fason. Może pomyślałaś, że oglądam te filmy w samotności, aby mój chłopak się nie śmiał, że jestem sentymentalna? Nie, on wie, co jest grane i nie chcę, żeby dodatkowo widział moje łzy. Jemu też nie jest lekko przez to, że pokochał właśnie mnie.
Postaram się jak najkrócej opisać moich rodziców: w miarę zamożni (mają sklepy i dom), pochodzą ze wsi, wykształcenie średnie. Kompleksy i ambicje jednocześnie, zadzieranie nosa na księżyc. Po przeprowadzce do Warszawy zachowują się tak, jakby w życiu nie widzieli krowy ani traktora. Może niedługo kupią sobie dyplomy albo chociaż herb? Są pod tym względem fiśnięci. „Zaliczają” restauracje, biżuterię, markowe ciuchy, luksusowe wczasy, muszą mieć wszystko, o czym przeczytali, że w danej branży jest najlepsze – oczywiście w miarę możliwości, a więc nie mówię tu o ferrari. Kupili jednak np. kilka obrazów na aukcjach, choć mają zero wyczucia malarstwa, to tylko mnożenie kapitału i chwalenie się.
W takim domu wyrosłam wraz z dwiema siostrami. Są starsze, mają domy, mężów i dzieci, jedna skończyła stomatologię, druga prawo. Szwagrowie to też „biznesmeni”. Ciężko orzec, co ja i Wiktor robimy w tym towarzystwie, skąd się w ogóle wzięliśmy w takim szacownym gronie. Ja studiuję wzornictwo i chciałabym szyć, kocham to (zresztą już co nieco zarabiam). Wiktor studia przerwał na kilka lat, żebym mogła spokojnie dokończyć szkołę i przygotować dobry dyplom – poszedł do pracy i zasuwa na 2 etaty, byśmy byli samowystarczalni. Innej opcji nie ma, jego rodzinka jest biedna i daleko, od mojej nie chcę ani centa, ale przyznam, że sami też nie kwapią się z dawaniem czarnej owcy. Mieszkamy u Jego cioci, mamy 15-metrowy pokój z wielkim kamiennym tarasem i czuję się tam jak w raju, a ostatecznie dom rodziców ma 400 metrów i trzy poziomy – dla dwóch osób…
Początkowo, nie powiem, rodzice cieszyli się z moich studiów. Myśleli, że będę im pomagać w handlu, sprowadzać ciuchy do ich sklepów, może stworzę nawet masową „markę” garsonek z ich nazwiskiem. Trzy lata temu, kiedy poznałam Wiktora, też w sumie się cieszyli – że jest ode mnie starszy, przyjechał na studia ekonomiczne… To dobrze o Nim świadczyło w ich mniemaniu. Nawet nie robili specjalnego halo, że od razu chcę się wyprowadzić i zamieszkać z Nim. Dopóki Go nie zobaczyli, nie otaksowali, nie posłuchali o Jego planach i marzeniach, a Wiktor nie jest z tych, co kręcą i podlizują się przyszłej teściowej bukietami róż w środku zimy, jest sobą – porządnym, stanowczym facetem, który wie, czego chce, a czego nie chce…
Tydzień za tygodniem, coraz mniej przyjemnie robiło się nam w moim rodzinnym domu, aż przestaliśmy tam bywać w ogóle, samo wygasło i straciło sens. Pomogły też znacznie moje siostry, zapraszając mnie dwukrotnie na chrzciny… bez Wiktora. I zachwalając mi swoich innych kolegów, których tam spotkam! Takie schamienie u mojej rodzinki jest naturalne i ja jako jedyna je zauważam, bo przecież jestem „obca”.
Cegło, czy wyobrażasz sobie taką sytuację, że siedzisz ze swoją matką i chłopakiem w kuchni, robicie coś do jedzenia, a ona pyta mimochodem, czy rozglądasz się za mężem, czy masz już kogoś ciekawego na oku?! U nas takie kwiatki były na porządku dziennym, Wiktor kazał mi się z tego śmiać, bo na Jego poczucie wartości nie miało to wpływu. Nigdy nie zapomnę ojcu, jak opowiadał o pobycie z mamą w jakimś włoskim mieście i o bezczelności tamtejszych kelnerów. Wiktor pracuje w tygodniu jako administrator sieci, w weekendy trzy razy po 12 godzin jako barman. Tata wygłosił w jego obecności kwiecistą tyradę o swojej pogardzie dla zawodów „służalczych” i wykonujących te zawody ludzi… Dla niego to ciemna masa, która nigdy w życiu nie podskoczy wyżej napiwku, za który, w zależności od wysokości, zrobi wszystko – tu padł obsceniczny przykład i kilka epitetów…
Powiesz może, że się nakręcam, ale trudno: szczerze nienawidzę mojej rodziny. Za to demonstracyjne traktowanie Wiktora gorzej niż powietrza, niczym im się nie naraził poza tym, że się kochamy. A lekceważąc Jego, lekceważą przecież mnie – mój wybór, moje uczucia. Sytuacji opisywanych było mnóstwo, mnóstwo, to nie są epizodziki, które można złożyć na karb wódeczki – choć owszem, ojciec lubi wypić i na przykład abstynencja Wiktora doprowadzała go zawsze do szału, bo jeśli akurat nie było w gościach pozostałych zięciów, to literalnie nie miał z kim pić.
Nasze zaręczyny to była dla mnie przedziwna mieszanka smutku i szczęścia. Zabraliśmy ciocię Wiktora, kilkoro najlepszych przyjaciół i pojechaliśmy do Jego rodziców na Dolny Śląsk. Wyprawili nam skromne, ale przecudowne przyjątko. O nic nie pytali, niczemu się nie dziwili na głos, mimo że przecież wiedzą o mojej sporej rodzinie… Ojciec Wiktora palnął piękną mówkę o fenomenie obrączki – że jest tak zrobiona, aby nigdzie się nie zaczynać ani nie kończyć, gdyż symbolizuje nieskończoność… Do ślubu jeszcze hen, daleko, ale „teść” ładnie nawiązał do sytuacji — moją obrączkę Wiktor już kupił, żeby zastąpiła na kilka chwil pierścionek, gdyż nie stać nas na dodatkowy wydatek, zbieramy na mieszkanie.
Jeśli zamierzasz mi powiedzieć, że powinnam spokojnie wytłumaczyć rodzicom, czego nie powinni robić, żeby nas nie ranić, to klapa. Nie odezwę się do nich za nic, nie pójdę z żadną petycją. Jestem człowiekiem, córką, kobietą, przekonałam się, że zasługują na miłość i umiem ją odwzajemnić. U nich można szukać wszystkiego, ale nie miłości.
Saba
***
Kochana Sabinko!
Spróbuję poradzić sobie bez tego, czego NIE opisałaś: czy w Twoi domu tak było zawsze, czy od dziecka czułaś się mniej akceptowana i oceniałaś rodziców krytycznie? Wydaje mi się, że nie, skoro np. popierali Twój wybór kierunku studiów. Czyli – kiedyś było co najmniej poprawnie, a zaczęło się psuć, gdy w Twoim życiu pojawił się na stałe Wiktor. Narzeczony nie w ich typie. A że nie chcą i nie potrafią pozostawić Ci w tej kwestii swobody, brak im otwartości i poszanowania faktu, że jesteś oddzielną, wolną i dorosłą istotą ludzką, to już ich wielka strata, niestety. Jak słyszę, są dość rodzinni i towarzyscy. Pozostałe córki, wraz ze swoimi „normalnymi” mężami i „słusznymi” decyzjami, będą musiały wypełnić im pustkę po Tobie. Oni jeszcze tego nie wiedzą. I nie mogę Ci zagwarantować, że kiedykolwiek zrozumieją. Czekanie na to może sobie gdzieś cichutko krążyć w zakamarkach Twojej świadomości, lecz nie może zdominować ani zatruć Ci radości egzystencji. Pierwszy ruch należy do nich.
Pamiętaj, że nawet najinteligentniejszy scenariusz, pełen odcieni szarości i opisujący genialnie jedność w różnorodności, to jednak kanwa filmu, czyli bajki o rodzinie mniej lub bardziej… idealnej, wymarzonej. Może to być bajka trudna, drapieżna, z happy endem lub bez. Zawsze to jednak produkt medialny i przetworzenie rzeczywistości w taki sposób, by trafić do różnych widzów, uogólnić ludzkie losy i nadać im pewien uniwersalizm. A życie to nasza codzienność, gdzie w niektórych płaszczyznach po prostu światełko w tunelu się nie pojawi, nie będzie różowych akcentów. Pula do wzięcia jest i tak duża – lepiej pogodzić się z tym, że nie zgarniemy całości, czegoś zabraknie. I wykorzystać do maksimum to, co jest.
Pomyśl, jak wiele masz. Fascynujące studia i szansę na wymarzone zajęcie. Świetnego narzeczonego, dla którego kompromis i poświęcenie to rzeczy oczywiste w związku – może za kilka lat Ty będziesz zarabiać pieniądze, a On w spokoju zrealizuje swoje plany? Sympatyczną i życzliwą rodzinę z Jego strony. Niezależność – również od tego, co Ci nie odpowiada.
Popieram decyzję o zaprzestaniu kontaktów. Rodzice zachowywali się wobec Was skandalicznie, nawet kolekcja Picassa nie nauczy ludzi wrażliwości i elementarnych zasad współżycia, czy choćby dyplomacji, dobrego wychowania. Twoi rodzice mają w tych obszarach ogromne braki, nie Twoim problemem jest to, czy kiedykolwiek zdołają je nadrobić i odzyskać Wasze zaufanie, Waszą obecność w swoim życiu. A jeśli kompletnie im nie zależy i „skreślili” Was bez powodu, to Twój żal ich nie uleczy. Musieliby otrzeźwieć – dosłownie i przenośni – a potem solidne popracować nad swoimi błędami. Czy to realne? Nie wiem. Życzę Ci cudu, ale na Twoim miejscu nie stawiałabym takiej pełni na pierwszym miejscu swoich celów. Posiadasz wystarczające podstawy do szczęścia i na nich buduj. Życie niesie wiele niespodzianek, nawet rewolucji. Jeśli mają nadejść – nadejdą, cierpliwości.
Pozdrawiam szczęśliwych narzeczonych!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze