Mój facet się zapuścił!
MARTA KOWALIK • dawno temuZnacie pewnie takie męskie marudzenie: myślą, że już zawsze będą mieli smukłą nimfę z biustem, a tu kilogramy na plusie po ciążach i brak czasu na codzienną depilację całego ciała. Jednak kobieta ma po narodzinach dzieci całkiem poważne powody do tego, by nie wyglądać już jak na pierwszym roku studiów. A co z facetami, którzy się zapuścili? Usprawiedliwiać, motywować, czy wymienić na lepszy model?
Jest takie powiedzenie: kobieta ma nadzieję, że facet po ślubie się zmieni. Czytaj: przestanie pić, bałaganić lub migać się od pracy. A on ma nadzieję, że jego żona się nie zmieni. Czytaj: będzie piękna, młoda i zawsze chętna na seks. Obie te rzeczy są niemożliwe: mężczyźni nie stają się nagle idealnymi ojcami rodzin, a kobiety nie pozostają do siedemdziesiątki modelkami z Playboya. Tyle tylko, że upływ czasu nie zwalnia nas od starań, by być atrakcyjnym dla partnera. Inaczej możemy się gorzko rozczarować.
Gosia, mężatka z pięcioletnim stażem, przygotowuje pozew rozwodowy. Rodzina jest przeciwko niej. Powód? Gosia jako przyczynę rozwodu podaje, utycie mąż po ślubie — przybyło mu czterdzieści kilo i z postawnego przystojniaka zmienił się w typa, któremu spod fałd tłuszczu ledwo widać oczy. Gdy gdzieś wchodzi, to najpierw jest jego brzuch, potem dochodzi właściciel. Przynajmniej tak to widzi Gosia. Kobieta opowiada:
— Nie jestem idiotką i wiem, że ludzie się starzeją. Zmarszczki, siwe włosy, zmniejszająca się sprawność – to wszystko jest zrozumiałe. Ale mój mąż ma trzydzieści lat i waży sto dwadzieścia kilo! Nie jest więc starcem, którego opuszczam, bo nie chcę się nim opiekować, ale idiotą bez instynktu samozachowawczego. Przecież sam sobie odejmuje lata życia! Krzysztof zwyczajnie się obżera i nie rusza. Wszędzie samochodem, ciągle jakieś słodkie napoje, paluszki, ciasteczka… Tył systematycznie i na początku stwierdziłam, że te kilka dodatkowych kilogramów to wynik mojej świetnej kuchni. Nawet było mi przyjemnie. Ale zaczęły się jakieś zadyszki, przestał wychodzić z chłopakami na treningi… I zrobiła się z tego otyłość.
Prosiłam, tłumaczyłam, chciałam nawet z nim biegać. No, teraz na bieganie za późno, przeciążyłby sobie stawy. Gotowałam na parze, a potem znajdowałam opakowania po chipsach w samochodzie. Dostawał pełnoziarniste kanapki z łososiem do pracy. Nawet jadł, ale kupował jeszcze pączka i popijał gorącym kubkiem. Koledzy z biura mi donieśli. Zwyczajnie przestał się starać, dbać o swoje zdrowie i sprawność. Kiedyś kobiety tak myślały: znaleźć dobrego męża, urodzić mu dziecko i ustawić się do końca życia. Mój mąż podobnie: ma żonę, urodziło nam się dziecko, więc powinnam już zawsze z nim być, a on nie musi się starać.
Tyle, że to nieprawda. Przede wszystkim dlatego, że on zwyczajnie wzbudza we mnie wstręt. Nawet kilogramy nie są najgorsze, ale myśl, że ten facet ma mnie na tyle gdzieś, że mu się nie chce dla mnie postarać… Seks? Wolne żarty. Chociaż on się domagał. Tłumaczyłam, że nie mam ochoty, że zwyczajnie mnie brzydzi. Wiem, brutalnie, ale chciałam, żeby dotarło. A on, zdziwiony, że przesadzam. Jakby lustra nie miał i nie umiał czytać rozmiarów ubrań. Z L do XXXL.
Rodzina twierdzi, że przesadzam i że powinnam go zmobilizować do zmiany nawyków, a nie się rozwodzić. Ale ja już mobilizowałam. Teraz zwyczajnie poszukam nowego faceta i nic mnie nie obchodzi, że on chodzi po moich kuzynkach i jęczy, jaki jest pokrzywdzony. Niech sobie któraś go weźmie, jak są takie współczujące. Chętnie się tego ciężaru – dosłownie – pozbędę.
Zawiedziona postawą swojego męża jest także Agata, czterdziestolatka pracująca jako urzędniczka. Jej mąż nie zmienił gabarytów ciała, ale… nawyki higieniczne. Agata mówi:
— Różnych rzeczy się spodziewałam, ale nie tego, że Zbyszek uzna, że codzienny prysznic to rzecz przydatna tylko przed ślubem. Na randki przychodził zawsze pachnący, więc jakichś sygnałów nie było. No i pobraliśmy się późno, oboje byliśmy po trzydziestce, więc myślałam, że znam się na ludziach. Zrobiłam błąd, że nie mieszkaliśmy razem przed ślubem. Nie przyjrzałam się, jak Zbyszek zachowuje się w domu.
Myślałam, że to sto lat temu ludzie myli się tylko w sobotę wieczorem, żeby dobrze w kościele wyglądać. Ale mój mąż uważa, że tak się powinno postępować. Fryzjer też jest niepotrzebny. Pranie więcej niż raz na dwa tygodnie. Przecież koszulę można założyć ze trzy razy, dopóki nie ma plam. Co z tego, że jest przepocona?
Używa takiego okropnego wyrażenia: „wyjść do ludzi”. Czyli jak wychodzi do ludzi, to się myje, goli, używa nawet wody kolońskiej. Ale jak jest w domu, to nie, bo po co? Oczywiście, w ramach takiego myślenia, ja nie jestem żadnym człowiekiem, tylko żoną. Dla mnie się myć nie ma sensu. Chodzi po domu jak jakiś menel. Ciągle muszę prosić, marudzić… Jak już idzie do łazienki, to potrafi puścić wodę i wyjść po kwadransie z informacją, że się umył. A paznokcie nadal czarne. Jak z siedmiolatkiem. Na seks nie mam ochoty, to byłoby jakieś zboczenie. Nie śpimy zresztą razem, bo lubię mieć czystą pościel.
Ciągle się zastanawiam, jak to się stało, że mam męża brudasa i myślę o rozwodzie? Przecież obiektywnie to drobiazg, ale rozwalił nam całe małżeństwo. Zbyszek wie, że jego podejście do higieny jest obrzydliwe – inaczej nie ukrywałby tego przed ślubem. Ale zdaje mu się, że jako żona powinnam to tolerować. Jak tak dalej pójdzie, to się mocno zawiedzie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze