Nie lubię żyć w stadzie
CEGŁA • dawno temuJestem mało towarzyski. Źle się czuję, jeśli przy jednym stole zasiądzie jednocześnie 10 rozbawionych, hałaśliwych osób. I źle się czuję na wspólnych wyjazdach, gdzie każdy ma przydzielone zadanie. Iza lubi imprezy, tańce, kilkunastoosobowe wypady wakacyjne. Przez pierwszy rok próbowałem jej w tym dotrzymywać kroku, ale wymiękłem. Iza ma żal, że nie bratam się z całym światem.
Dzień dobry, Cegło!
Jestem od 3 lat taksówkarzem, moja dziewczyna jest fryzjerką. Oboje jesteśmy… ot, zwykłymi ludźmi, tak przynajmniej uważam: pracujemy, wynajmujemy, oszczędzamy na mieszkanie. W zasadzie się nie kłócimy. Raz jeden, ostatnio, odprowadzałem Izę na wyjazd „na grilla” – potrafi być naprawdę szalona, zebrać się nagle i coś wymyślić z dnia na dzień, ma znajomych po całej Polsce, no i właśnie jechała z koleżankami na 3 dni, wielkie rzeczy, raptem do Szczecina! – zawiozłem ją na dworzec i na sam koniec przeprosiłem (jak zwykle), że nie jadę, a ona wtedy pierwszy raz powiedziała mi coś złośliwego, jakby z pretensją: „Nie mnie robisz krzywdę, tylko sobie, pamiętaj”, coś w tym stylu.
Zapytasz może, o co jej chodziło. Ja chyba wiem. Jestem, można powiedzieć, mało towarzyski. Co prawda lubię swoją pracę, ludzie, jak to mawiał mój tato, też taksówkarz, mi nie przeszkadzają, a to za kółkiem szalenie ważne, bo przecież pasażerów się wozi, rozmawia się z nimi, nawiązuje jakiś kontakt i nie można być totalnym gburem. Ja nie mam z tym problemu, nawet to lubię, każdy kurs to taka 15-minutowa historia życia, albo i milczenia, jak kto woli. Dobrze się dogaduję z ludźmi na ten kwadrans, ale umówmy się: to zazwyczaj jedna – góra dwie osoby. Dla mnie więcej to już tłum.
Kiedy poznaliśmy się z Izą i opowiadaliśmy różne rzeczy o sobie, jak to na początku, odniosłem wrażenie, że jesteśmy bardzo do siebie podobni. Choćby ze względu na pracę. Ona też przez cały dzień obsługuje różnych ludzi, zmieniają się na fotelu, trzeba z nimi pogadać, bo najczęściej tego chcą. Nie są to jednak znajomości zobowiązujące, po prostu praca.
Różnica jest taka, że Iza jest w siódmym niebie, jakby dzień w dzień znajdowała kilkanaście nowych „bratnich dusz”. Nawiązuje szybki kontakt z klientkami, do tego stopnia, że potem jeździ je czesać prywatnie do domu, a nawet spotyka się po koleżeńsku. Dla mnie to nie jest może aż tak podniecające. Pasażerowie przychodzą i odchodzą, czasami się powtarzają, ale to jest taksówka. Przyjaciół można mieć w życiu kilku i ja chyba tych kilku mam. Nie szafuję tym słowem. Iza za to uważa, że ma ich setki.
I chociaż mieszkamy razem, przez ten mój stosunek do ludzi bardzo dużo czasu, nie licząc pracy, spędzamy osobno. Iza lubi spędy towarzyskie, imprezy, tańce, kilkunastoosobowe wypady wakacyjne. Przez pierwszy rok próbowałem nawet jej w tym wszystkim dotrzymywać kroku, ale wymiękłem i ona to zrozumiała. Mam nadzieję. Nadała mi tylko żartobliwą ksywkę, której używa w SMS-ach i mailach: Mrook. Czyli że jestem „mrukiem” i jestem mroczny, ponury, tak to chyba trzeba rozumieć.
Jak się głębiej zastanawiam, to jednak jest to krzywdzące, chociaż dowcipne i pomysłowe. Prawda, nie mam instynktu stadnego. Lubię kino, dobrą książkę – przeżywam to w samotności lub dzielę się z wybraną osobą. Sport mnie bawi na przykład na przyrządach, gdy mogę myśleć o kształtowaniu swoich mięśni, a nie przepychać się chaotycznie na boisku z gromadą spoconych osobników. Lubię też biec bez celu i rozmyślać o różnych rzeczach, albo jechać na rowerze. Co do życia towarzyskiego, fajną sprawą jest dla mnie pójście na piwo z kolegą – jednym na raz, bo tylko wtedy da się naprawdę pogadać z sensem. A już największym szczęściem jest dla mnie zabrać Izę wieczorem do knajpki, zjeść kolację, wypić wino, potrzymać się za rękę i popatrzeć w oczy, nawet jeśli to samo można przecież zrobić w domu. Nic chyba nie poradzę na to, że źle się czuję, jeśli przy tym stole zasiądzie jednocześnie 10 rozbawionych, hałaśliwych osób, nawet gdy lubię każdego z osobna. I źle się czuję na przyjęciach, wyjazdach czy ogniskach, gdzie każdy ma „przydzielone zadanie” – ten smaruje chleb masłem, ten szuka chrustu, ten zmywa… Sam bym się wtedy najchętniej zmył. Czy każdy musi lubić harcerski model życia?
Do tej pory uważałem się za faceta w normie. Można na mnie polegać, dotrzymuję obietnic, nie nawalam. Bliscy to wiedzą. Ale tam, na dworcu, zobaczyłem w oczach Izy coś niedobrego. Jakby wystawiła mi ocenę negatywną, miała nagle żal, że nie bratam się z całym światem.
Nie umiem i nie lubię. Czy to zbrodnia, przez którą można utracić najważniejsza osobę? Na dodatek osobę, która zna mnie od dawna i podobno akceptuje?
Mrook
***
Witaj, Mrooku (bardzo ładna ksywka:))!
Na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że trochę wyolbrzymiasz problem, a konkretnie – jedno spojrzenie plus wypowiedź swojej dziewczyny. Jesteście, jak piszesz, parą z pewnym stażem i trudno mi uwierzyć, że nagle, na peronie, Iza doznała negatywnego olśnienia: to jednak nie ten! Ale – bywa różnie, może więc warto przyjrzeć się Waszemu „przypadkowi” nieco bliżej.
Jesteście, wbrew temu, co sądziłeś na początku znajomości, bardzo różni – to fakt. Iza wyżywa się w dużym gronie, Ty wolisz samotność lub towarzyskie duety. Jak rozumiem, od pewnego czasu nie chodzicie razem na imprezy i każde z Was spędza wolny czas tak, jak lubi – za pełną zgodą i przy akceptacji drugiego. Musi tak być, bo inaczej Wasz związek byłby po prostu niemożliwy.Pytanie brzmi: któremu z Was ta akceptacja przyszła (i przychodzi) z większym trudem? Próbowałeś je sobie zadać? Rozmawiałeś na ten temat z Izą? Bo idealnej równowagi w tej kwestii zapewne nie ma – wówczas mielibyśmy do czynienia z układem idealnym. A że idealny nie jest – to wiadomo z incydentu na dworcu no i… z Twojego listu. Dopadły Cię wątpliwości – to dobrze. Nie bój się ich.
Statystycznie rzecz biorąc, w związkach uczuciowych introwertykami częściej są mężczyźni. Tyle, że Twoje „zamknięcie” nie dotyczy i nie dotyka bezpośrednio Izy. Lubisz i potrafisz okazywać Jej miłość, a tego najczęściej kobietom brakuje w partnerze.
Myślę, że Twoja dziewczyna żyje „dwutorowo”. Z jednej strony, docenia Cię i akceptuje, dostrzega wszystkie Twoje zalety – także (a może przede wszystkim) to, że pozwalasz Jej być sobą i nie ograniczasz Jej natury. Z drugiej strony, chciałaby zapewne, żebyś – jak by to ująć – w nieco większym fragmencie należał do Jej świata. I może też wpuścił Ją głębiej do swojego – choć to jeszcze trudniejsze. Bo w sumie żyjecie aż w trzech światach: Jej, Twoim i Waszym wspólnym. Być może ten trzeci wydał się Izie ostatnio troszkę za mały? Bo w zdaniu: „Nie mnie robisz krzywdę…”, czai się cień pretensji, że jednak robisz.Moja rada: nie obwiniaj się za to, jaki jesteś i nie doszukuj się w sobie wad, bo jesteś „w normie”. Ale koniecznie zapytaj Izę – tak po ludzku, zwyczajnie, może właśnie w knajpce przy winie – czy czegoś Jej w Waszym związku brakuje. I czemu powiedziała właśnie to, co powiedziała… Przyznaj otwarcie, że chciałbyś dokładnie zrozumieć, co miała na myśli. Z Twoich opowieści wygląda na dziewczynę otwartą, która umie i chce rozmawiać szczerze. Na pewno wspólnymi siłami uda się Wam osiągnąć nowy kompromis, bo ten, na którym bazowaliście dotychczas, najwyraźniej się „zestarzał”.
I nie bój się zmian. To, że Iza chce bardziej zacieśnić i zazębić Wasze światy, wcale nie oznacza, że będziesz musiał w każdy weekend strugać 20 patyków do kiełbasek:). Istnieją warianty pośrednie – musisz tylko odrobinę się otworzyć.
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze