Ręka, która karmi - zabija
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuJelenie, muflony, dziki, sarny i daniele nigdy prawie nie umierają śmiercią naturalną. Liczba zwierząt odstrzelonych w sezonie 2006/2007: 3 500 danieli, 40 000 jeleni, 134 000 saren, 118 000 dzików, 142 lisów, 16 000 zajęcy, 96 000 bażantów, 13 000 kuropatw. Wszystkie zostały sklasyfikowane jako „łowne” i czekał je ten sam los. Któregoś dnia zginęły od strzału w miejscu, w którym od dawna znajdowały pokarm.
Niedawno ukazała się na rynku książka Farba znaczy krew Zenona Kruczyńskiego. To książka o myślistwie, myśliwych i polowaniu. Książka ważna i potrzebna. Zmieniająca sposób widzenia spraw, które wydają się być oczywiste.
Zaczął polować jako dziecko. Na pierwsze polowanie zabrał go ojciec-myśliwy, kiedy Zenon Kruczyński miał kilka lat. Przez dwadzieścia kolejnych lat autor książki polował z wielkim oddaniem. Aż zrozumiał, że to, co robi, jest czymś strasznym. Tkwimy w fałszywym i przerażającym przekonaniu, że myśliwi są potrzebni naturze.
W rozdziale Koronne argumenty autor rozprawia się ze wszystkimi mitami, które każą nam wierzyć, że myśliwi są potrzebni lasom. Ile razy słyszeliśmy, że myśliwi dokarmiają zwierzęta, żeby te mogły przetrwać zimę? A przecież lasy są w stanie wykarmić zwierzęta same. Przyroda od milionów lat świetnie radzi sobie bez ludzi. Dzięki dokarmianiu — zwierząt w lasach jest więcej, bo dostępność dużej ilości jedzenia przez cały rok sprawia, że rozregulowuje się ich naturalne cykle rozrodcze. Wwozi się do lasów kalafiory, ziemniaki, kukurydzę, buraki – czy takie jedzenie powinno znajdować się w lesie? Prawdą jest, że w dokarmianiu zwierząt nie ma nic szlachetnego: dokarmia się je i hoduje tylko po to, żeby móc je zabijać. Co więcej, wwożone do lasów warzywa kupowane są za pieniądze pochodzące ze skupu mięsa zabitych zwierząt. Kilo mięsa sarny (dane z roku 2006) kosztuje 12 zł, za dwudziestokilowe zwierzę otrzymuje się 240 zł, za co można kupić 800 kg ziemniaków… Więcej karmy to więcej zwierząt do zabicia. Za pokarm, który spożywają, dzikie zwierzęta płacą swoim ciałem.
Wyjaśnijmy sprawę zniszczonych upraw, na które narzekają rolnicy. Autor udowadnia, że pola uprawne – zwłaszcza te znajdujące się na skraju lasów – stanowią naturalne nęciska dla zwierzyny. Najprostszym wyjściem z sytuacji, w której sarny czy dziki niszczą uprawy, byłoby ogrodzenie pola, ale myśliwi z rolnikami mają niepisaną umowę. Za zniszczone uprawy Związek Łowiecki płaci odszkodowania, więc rolnicy nie tracą, a nawet zyskują. Wolą odszkodowania niż ogradzanie. Dla myśliwych nieogrodzone pole uprawne na skraju lasu to idealne miejsce na polowanie. Najatrakcyjniejszymi łowiskami są te obszary rolnicze, w których jest najwięcej szkód. Ogrodzone pole to martwe łowisko. W świetle przepisów nie wolno zabijać zwierząt przy paśnikach. Przy nęciskach wolno. Zwierzęta nie czytają prawa łowieckiego. Pieniądze na odszkodowania również pochodzą ze sprzedaży mięsa zabitych zwierząt.
Myśliwi utrzymują też, że – ponieważ w przyrodzie nie ma już drapieżników (ciekawe, kto je wybił?), muszą regulować liczbę zwierząt. Mówią, że teraz oni pełnią rolę drapieżników. Ale i ten argument łatwo zbić – czy w parkach narodowych, w których w ogóle się nie poluje, występują jakieś anomalie, czy zwierzęta zagrażają ludziom, ekosystemowi?
Poza tym czy uczciwe jest nazywanie siebie drapieżnikiem, kiedy nie ma się pazurów, skrzydeł, ostrych zębów, nie umie się szybko biegać, a jedyną bronią, jaką się posiada, jest naładowana, precyzyjna broń? Czy strzelanie z ukrycia do zwierząt w ich naturalnym środowisku jest uczciwe?
Ręka, która karmi, zabija.
Jak łatwo daliśmy sobie wmówić, że bez myśliwych przyroda sobie nie poradzi! Gdyby tylko zaprzestać, to tylko kwestią czasu jest, by populacja zwierząt, zaburzana z jednej strony przez zabijanie, a z drugiej przez wielkie dokarmianie, wróciła do naturalnego stanu. Wystarczy przestać się wtrącać i pozwolić, by zwierzęta po prostu rządziły się swoimi prawami, a wszystko wróci do siebie, do spokoju, którego tak bardzo wszyscy poszukujemy. Jestem pewien, że rezygnacja ludzi z generowania tak wielkiej przemocy w otaczającej nas naturze zrodzi w niej dobrostan, który udzieli się również nam wszystkim. czytam w Farba znaczy krew Zenona Kruczyńskiego.
W książce znajdziemy wiele innych niebywale interesujących obserwacji. Przeprowadzając wywiady ze specjalistami z różnych dziedzin autor tworzy portret psychologiczny myśliwego: to człowiek głęboko sfrustrowany, odcinający się od swoich emocji, uzależniony od polowania tak, jak uzależnia się od alkoholu czy innych substancji chemicznych. Warto jednak podkreślić, że Kuczyński nie ocenia, nie wydaje bezwzględnych osądów, nie piętnuje. Przygląda się zjawisku polowania ze współczuciem, że tak bardzo się wszyscy pogubiliśmy wierząc, że bez nas natura sobie nie poradzi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze