Za duże kłamstwo, przykrótka prawda…
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: czasami w kolejce do psychologa powinny spotkać się dwie zwaśnione strony. Najpewniej obie skorzystałyby z tego w równym stopniu. Nie tyle z kolejki, ile z wizyt u specjalisty od pokręconych osobowości…
Droga Margolu,
Mam problem w związku, a może to raczej problem ze mną, bo ode mnie wszystko się zaczęło. Z W. znamy się pięć lat. Jest czułym, kochającym, dbającym i romantycznym mężczyzną. Kiedy go poznałam, tkwiłam jeszcze w poprzednim chorym związku, ale on otworzył mi oczy na to, że ze związku można czerpać wiele dobrego, a nie być ze sobą na siłę bez jakichkolwiek uczuć i emocji. I zostaliśmy razem. On ma dwie córki, ale to nigdy nie przeszkadzało naszemu szczęściu, wręcz przeciwnie – bardzo je pokochałam i szybko znalazłyśmy wspólny język. Wtedy właśnie wszystko zepsułam. Nie umiem się pogodzić z tym, że on nie chce ze mną być, stracił do mnie zaufanie i nie wierzy w to, że naprawdę go kocham i chcę to naprawić.
Wszystko się zaczęło, kiedy zadzwonił do mnie D. Nigdy nic mnie z nim nie łączyło, ale kiedy usłyszałam w słuchawce jego głos, zaczęłam udawać przed W., że rozmawiam z kimś innym. Byliśmy wtedy na zakupach i chyba bałam się, że jeśli W. usłyszy, że rozmawiam z jakimś mężczyzną, to uzna, że to nie tylko kolega. Wiem, to brzmi głupio, ale nie umiem sobie tego inaczej wytłumaczyć. Po tym incydencie w sklepie W. zorientował się, że kręciłam przez telefon i wprost zapytał mnie, co mnie z tym chłopakiem łączy. Odpowiedziałam szczerze, że nic, ale zamiast wytłumaczyć mu od razu, czemu tak głupio zachowałam się w tym sklepie, brnęłam w swoje kłamstwo. Z głupiej rozmowy telefonicznej zrobił się pierwszy krok ku katastrofie. Do dzisiaj W. nie wierzy mi, że to była tylko rozmowa telefoniczna i że nawet nie miałam zamiaru spotkać się z tym chłopakiem. Nie dziwię mu się, mam paskudny dar komplikowania drobnych problemów, za to straszny problem z ich rozwiązywaniem.
Kolejny raz zawiodłam jego zaufanie, kiedy studiowałam. Tam poznałam J. Był fajnym chłopakiem, miał podejście do dziewczyn, ale chyba był typem latawca. Jak to bywa na uczelni, razem z innymi znajomymi w czasie przerw chodziliśmy całą grupą na kawę, tam rozmawialiśmy i przyznam, że trochę z nim flirtowałam. To nie było fair. Najgorsze, że za późno zdałam sobie z tego sprawę. Wydawało mi się, że skoro się z nim nie umawiam, to nie ma problemu. Nie zwróciłam uwagi, kiedy zaczęłam tracić to, co było takie ważne. W. i tym razem zauważył, że coś jest nie tak. On jest mężczyzną po przejściach i jest bardziej ostrożny, a wiadomo – gdy człowiek zaczyna z kimś flirtować, to trochę inaczej się zachowuje. Muszę przyznać, że czasem nawet szukałam jakiegoś głupiego pretekstu, żeby z tamtym pogadać, choćby o jakichś materiałach. Widziałam, że mu się podobam. Jednak nigdy się z nim nie umówiłam, nawet nigdy nie byliśmy na kawie, nie mówiąc już o czymś innym. To nie wchodziło w rachubę, ale oczywiście gdy W. mnie o niego zapytał, to znowu zaczęłam kręcić. Przez to wszystko tak pogarszałam sytuację, że dziś W. myśli, że sypiam z każdym, którego poznam i pewnie ma prawo tak myśleć.
Po tym wszystkim, powinnam była sama zrezygnować z uczelni i przenieść się gdzie indziej. On to zaproponował, ale jak już to zrobiłam, to było za późno. Mówił, że zrobiłam to na siłę, bo mi kazał. I tak J. stał się kolejnym moim kochankiem, choć nigdy z nim nie spałam. Nie wiem, co jest ze mną? Nie umiem – szczególnie, kiedy mam problemy – rozmawiać o nich ze swoim partnerem. Kłamię, kręcę, potem nie umiem się z tego wyplątać i już w ogóle psuję wszystko.
Przestało się między nami układać na dobre, bo nawet gdy opowiedziałam W. wszystko, on nie chciał wierzyć, że można tak ukrywać prawdę i że na pewno nie mówię mu jej do końca. Czasem myślę, że może lepiej by było przespać się z tymi mężczyznami, wtedy wiedziałabym, że mam prawo czuć się winna… A może przesadzam, skrzywdziłam go i to bardzo samym kłamstwem, więc ma prawo tak myśleć. Kilka było jeszcze takich sytuacji, nawet nie wiem, czy o nich pisać – wyglądały podobnie, ale nigdy go nie zdradziłam i ciągle go kocham.
Nie wiem już, co mam robić, więc proszę Cię o pomoc. Wysłuchałaś tego z boku, może wiesz, co powinnam zrobić. W. mi kiedyś powiedział, że mam iść do psychologa, może on pomoże, bo ja sama nic z tym nie zrobię. On nie wie, co ma mi powiedzieć, bo nigdy nie był zwolennikiem dawania sobie szans. Może powinnam iść na jakąś terapię, myślisz, że to pomoże? Utrudnieniem jest fakt, że od dwóch lat mieszkamy w Anglii, w Cambridge i nie ma tu polskich psychologów. Najważniejsze jest jednak to, jak go przekonać, żeby w ogóle chciał jeszcze raz spróbować, żeby dał mi szansę udowodnienia, że nie jestem tak zakłamana, jak teraz uważa i że naprawdę chcę dać mu tylko miłość. Wiem, to wszystko moja wina, ale nie chcę go stracić. Naprawdę. Proszę Cię o pomoc.
Pozdrawiam i czekam na odpowiedź.
Kasia
***
Droga Kasiu,
Sądzę, że tak naprawdę psycholog nie jest konieczny. Popełniłaś mnóstwo głupstw i miejmy nadzieję, że wyciągniesz z nich wnioski. Największym głupstwem jest właśnie to, że kręciłaś i kłamałaś. Zawsze w takich przypadkach pojawia się podejrzenie jakiegoś drugiego, śliskiego dna. Sama widzisz, jak błahe w sumie znajomości z kolegami, w oczach Twojego partnera urosły do postaci wielkich zdrad i romansów. I zawdzięczasz to właściwie przede wszystkim swojej tendencji do pokrywania małych prawd zbyt dużym kłamstwem. Spod niego trudno już wygrzebać prawdziwe zdarzenia i intencje… Mam wrażenie, że kłamstwo nigdy jeszcze nie sprawdziło się jako koło ratunkowe, ono zawsze wraca. Czasem dopiero po latach. A że ma tendencję do obrastania w coraz grubszą warstwę niedomówień i przyciąga następne małe kłamstewka, w pewnej chwili można się już nie wygrzebać spod jego gruzów.
Sądzę, że teraz przechodzisz najlepszą lekcję tego, że kłamstwem można się tylko zapędzić w kozi róg. Nie będzie Ci potrzebny żaden psycholog, byś to zrozumiała – wystarczy, że wyciągniesz wnioski z obecnego stanu rzeczy. I pamiętaj, kłamstwo – to jedno, a drugie — Twój flirt. Też nie najlepszy to pomysł dla kogoś, kto jest w związku… Prawda, że w samym flircie nie musi być jeszcze nic, co mogłoby zrujnować związek. Wydaje mi się jednak, że zazwyczaj jest to coś, co mocno naciąga granice, tak długo, aż w końcu puszczą i nieco się rozszerzą. Z czasem i z każdym kolejnym flirtem można posuwać się dalej. Ciężar moralny rozkłada się wówczas na raty i coraz łatwiej przychodzi się rozgrzeszać. Nie namawiam do takich eksperymentów, jakkolwiek zdaję sobie sprawę, że są dość powszechne…
To jest jedna strona medalu – Twoja. Druga nie wydaje się tak błyszczeć, jak pragnie… Nie sądzę, żeby W. był otwarty na to, by zaufać (Twoje kłamstwa na pewno mu w tym nie pomogły, w tej sprawie rzeczywiście trudno nie przyznać mu racji). Wydaje mi się natomiast, że on z góry założył, iż spotka go z Twojej strony zdrada. Pomysł zmiany szkoły z powodu tego, że zbyt ochoczo rozmawiało się z kolegą z roku i zbyt często siadało się obok niego w dużym gronie, wydaje mi się bardzo przesadzony. Czy to ma większą wagę niż poziom wykształcenia, który dzięki temu możesz uzyskać?
Taki całkowity brak zaufania nie ułatwia życia, przeciwnie – potrafi je zatruć. Obu stronom. Nie sądzę, by Twój ukochany miał prawo myśleć o Tobie aż tak źle (z drugiej strony, być może nie potrafię sobie wyobrazić, jak bardzo zaplątałaś się w kłamstwach). Mam jednak niemiłe wrażenie, że on wciąż węszy podstęp i nie spodziewa się po Tobie niczego dobrego. Z Twoich słów wynika, że popełniłaś błąd, ale nie był to błąd takiego kalibru, żeby mógł o niego rozbić się udany związek. Obawiam się, że to tylko pretekst by zakończyć Waszą relację. Może on się po prostu boi związków, zważywszy na jego przeszłość – a może nie ma ochoty na kontynuowanie Waszej znajomości? Sądzę, że nie ma innego wyjścia, jak próba jeszcze jednej bardzo szczerej rozmowy, długiej i poważnej, w której spokojnie rozwiniesz mu wszystkie fakty, a on opowie Ci o swoich wątpliwościach i spróbujecie razem ustalić wyjście z sytuacji. Jeśli naprawdę nie chce kontynuować Waszego związku i z tak błahych przyczyn rozwiązuje coś, co powinno być znacznie trudniejsze do rozwiązania – to czy warto walczyć o jego uczucie? Zanadto tu tego uczucia nie widzę. Poczucie własności – jedynie to. Jeśli ktoś deklaruje, że bez względu na okoliczności nie jest zwolennikiem „dawania szans” i lekką ręką wrzuca kilka wspólnych lat do kosza – to po prostu (według mnie, oczywiście) nie kochał prawdziwie. Gdybyś go naprawdę zdradziła – może lepiej zrozumiałabym jego motywację.
Spróbuj jeszcze raz z nim porozmawiać. Jeśli nie będzie tego chciał – musisz się pogodzić z tym, że coś się w Twoim życiu skończyło. I że solidnie przyłożyłaś do tego rękę. Zapamiętasz, mam nadzieję, że flirty na boku i kłamstwa niekoniecznie służą związkowi.
Pozdrawiam,
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze