Wyprowadzka od rodziców
EWELINA KITLIŃSKA • dawno temuPrzychodzi taki czas, że trzeba opuścić rodzinne gniazdo, wyfrunąć z niego i się usamodzielnić. Z jednej strony ulga, bo nikt nie będzie rano wypominał, o której to się wróciło po imprezie do domu, a z drugiej odpowiedzialność za siebie, zarabianie na czynsz i rachunki.
Nigdy nie ma odpowiedniego momentu na wyprowadzenie się z rodzinnego domu, by zacząć życie na własnych rachunek. Zawsze towarzyszą temu wydarzeniu skrajne emocje. Radość, że wreszcie będzie można się cieszyć swobodą, bez obserwujących każdy ruch rodzicielskich spojrzeń. Smutek, że nie ma się do kogo odezwać, zwrócić o pomoc, nie ma kogo się poradzić. Lądowanie w nowym życiu może być twarde lub miękkie. Ale czeka ono każdego.
Studia w innym mieście
Często zamieszkanie z dala od rodziców jest wymuszone przeprowadzką do miejsca, w którym mieści się uczelnia. Ta decyzja po prostu jest następstwem innej. Trzeba się jej poddać i zacząć sobie radzić od samego początku, bo na oparcie rodziny można liczyć tylko na odległość.
Agnieszka, 25 lat, wyprowadziła się z Białegostoku, kiedy postanowiła studiować prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Nie dostała akademika, więc musiała zamieszkać w pokoju wynajętego przez kilka osób mieszkania.
— Na początku było wspaniale — odpowiada. — Poznawałam nowe osoby, nowe otoczenie. Mieszkałam z osobami, które już mieszkały kilka lat w Warszawie, więc wiele mogłam się od nich dowiedzieć na temat życia w stolicy. Radzili, gdzie najlepiej robić zakupy, tanio jadać na mieście, imprezować. To ostatnie robiliśmy szczególnie często. Ciągle przyjmowaliśmy gości u siebie w domu i bawiliśmy się do rana, nierzadko wychodziliśmy też na miasto. Pod koniec pierwszego semestru zdałam sobie sprawę, że jeśli dalej będę tak żyć, to zawalę te studia. Miałam ogromne poczucie winy, że moi rodzice tak się poświęcają, żebym mogła studiować, a ja trwonię ich pieniądze. Musiałam trochę przystopować.
Po pierwszym semestrze, który Agnieszka ledwo zaliczyła, postanowiła zmienić mieszkanie. Zaprzyjaźniła się z inną dziewczyną, nieco spokojniejszą, i razem wynajęły kawalerkę. Rodzice nie bardzo akceptowali jej decyzję, bo czynsz był wyższy, ale nie chciała się tłumaczyć. Nie umiałaby im powiedzieć, że prawie pól roku spędziła na niekończącej się balandze. Zamiast tego znalazła pracę i zaczęła dorabiać jako hostessa na promocjach, bo „chciała, żeby rodzice wiedzieli, że da sobie radę”.Agnieszka została magistrem prawa, dziś pracuje w niedużej firmie handlowej. Ma chłopaka, z którym od roku mieszkają razem.
Mamina córeczka
Znacznie trudniej było Basi, 20 lat, która po maturze podjęła decyzję, że wyjedzie za granicę popracować i zarobić na studia. W domu nigdy się nie przelewało. Jej matka chciała wynagrodzić córce to, że nie stać jej, by kupić Basi to, czego zapragnie, więc wyręczała ją w pracach domowych, żeby dziecku lżej się żyło. Basia przyzwyczaiła się, że nie musi robić nic w domu, bo we wszystkim wyręczali ją rodzice.
— Do końca liceum mama robiła mi kanapki do szkoły, sprzątała mój pokój. Kiedy wyjechałam z dwiema koleżankami do Londynu, gdzie miałyśmy załatwioną pracę w pubie, byłam załamana. Musiałam robić wszystko: stać na zmywaku, sprzątać toalety, po nocnych imprezach często obrzydliwie brudne i śmierdzące. Pracowałam po 12 godzin i nie dawałam rady. Wracałam wykończona do naszego mieszkania i ryczałam w poduszkę, tak bardzo tęskniłam za domem. Czułam się strasznie samotna w tym obcym kraju. Na dodatek koleżanki dawały mi w kość, bo nie pracowałam równie dobrze jak one – przyzwyczajone do prac domowych – opowiada.
Basia musiała zacisnąć zęby. Uczyła się pracować, robić zakupy, prasować, sprzątać, obsługiwać pralkę. Inaczej musiałaby wrócić na tarczy do mamusi. Musiała też oszczędzać, bo nie zarabiała za wiele. Dopiero po paru miesiącach mogła zacząć obsługiwać klientów i miała wyższe wynagrodzenie, bo dostawała napiwki.
— Kiedy dzisiaj myślę o tamtym okresie, jest mi wstyd, że byłam taką maminą córeczką i miałam dwie lewe ręce do wszystkiego. Wiem, że rodzice chcieli dla mnie jak najlepiej, ale to, że nic nie umiałam zrobić dookoła siebie, zemściło się na mnie. Cieszę się, że sobie poradziłam. Mam nadzieję, że moja mama jest ze mnie dumna, mimo że na początku była przeciwna wyjazdowi – podsumowuje swoje doświadczenia.
Ucieczka przed awanturami
Często wyprowadzka z domu jest ucieczką przed rodzicami. Niekończące się konflikty rodzą myśli o jak najszybszym wyniesieniu się z rodzinnego domu. Ania, 27 lat, kłóciła się z matką, odkąd pamięta. O wszystko:
— Miałam tak serdecznie dość kłótni z nią i rozmów, bo wiedziałam, że każda z nich ma szansę zakończyć się awanturą. Chciałam najpierw skończyć studia i dostać porządną pracę, która pozwoliłaby mi utrzymać się samej, tak żebym mogła być niezależna, żeby pokazać mamie, że nie potrzebuję ani jej, ani jej opieki.
Ania była zdeterminowana. Jak burza przeszła przez Szkołę Główną Handlową. Już w czasie studiów zaczęła pracować w biurach różnych firm jako pracownik tymczasowy. Zdobyła wówczas różne umiejętności, które przydały się potem, kiedy zatrudniono ją na stałe. Miesiąc po podpisaniu umowy na czas nieokreślony powiedziała, że wyprowadza się z domu:
— Rodzice, w szczególności mama, nie oponowali. Chyba też mieli dość ciągłych wrzasków. Znalazłam z przyjaciółką mieszkanie do wynajęcia i raz-dwa się wyprowadziłam. Odetchnęłam z ulgą. Moje kontakty z mamą się poprawiły. Przestałyśmy się kłócić. Dzwoniła do mnie niemal każdego dnia, żeby się dowiedzieć co u mnie. Wreszcie zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać. Ale do dzisiaj kiedy odwiedzam dom rodzinny, nie mogę być u rodziców dłużej niż kilka godzin, bo dochodzi do nieporozumień. Moja mama jest wybuchową osobą, więc kłótnia za każdym razem wisi na włosku.
Późny start
Komfortowe warunki mają ci, którzy świadomie mogą wyprowadzić się z domu rodzinnego i są wspierani w tej decyzji przez rodziców. Słyszą od nich: „To twoje życie i ty podejmujesz decyzje, nawet jeśli nie zawsze się z nimi zgadzam, ale je respektuję”. Magda, 32 lata, zawsze była wychowywana w ten sposób. Czuła się dobrze w swoim rodzinnym domu, więc nie czuła potrzeby rozpoczęcia życia na własny rachunek. Uczestniczyła w życiu rodziny jak dorosła osoba. Miała swoje obowiązki, dorzucała się do domowego budżetu. Wyprowadziła się po ślubie rok temu.
— Zanim wyszłam za mąż, postanowiliśmy z narzeczonym, że kupimy mieszkanie i weźmiemy ślub, kiedy będzie już urządzone. Wzięliśmy kredyt, odebraliśmy je, wyposażyliśmy. Właściwie moja wyprowadzka zaczęła się w podróży poślubnej. Stamtąd przyjechaliśmy do swojego domu. Żyjemy swoim życiem. Rodzice i jego, i moi nie narzucają się nam ze swoją obecnością. Mają podobne zdanie na temat kwestii dorosłego, samodzielnego życia. Mąż wcześnie wyprowadził się z domu, więc nie czuje takiej potrzeby widywania się z rodzicami. U mnie była ona większa, więc minimum raz w tygodniu odwiedzałam ich, chociaż na godzinę – mówi Magda.
Niedawno Magda zaszła w ciążę. Nie będzie już tak częstym gościem u rodziców. Kiedy dziecko się urodzi, to rodzice będą przyjeżdżać do niej. Mama cieszy się, że zostanie babcią, i już zapowiedziała, że chętnie zajmie się wnukiem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze