Planeta kobiet, planeta mężczyzn
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuzakochani wciąż się pojawiają, co prowadzi do wniosku, że miłość pomiędzy Marsjaninem a Wenusjanką wychodzi lepiej niż fruwanie w próżni, do tego koszt kolacji czy nawet weekendu w multigwiazdkowym hotelu jest zasadniczo niższy niż wysłanie najmniejszej nawet sondy. Same plusy. Jesteśmy dla siebie tajemnicą, podobnie, jak wciąż nie znamy zawiłości planet. Mogę stwierdzić, że poznałem się z kobiecą powierzchnią, wciąż jednak niewiele umiem powiedzieć o zawiłościach kryjących się pod nią.
Trudno powiedzieć, czy kobiety są z Wenus a faceci z Marsa, fakt jednak – jesteśmy bytami międzyplanetarnymi. Wystarczy uprzytomnić sobie gigantyczny wysiłek programu kosmicznego, by zrozumieć, jakim cudem musi być spotkanie osobników płci przeciwnej, przecież od lat pięćdziesiątych, po miliardach rubli oraz dolców wysłanych dosłownie w kosmos nawet nie dostaliśmy się na tego nieszczęsnego Marsa i prędko to nie nastąpi, ludzkie kolonie na Księżycu możemy sobie co najwyżej narysować, a prawdziwy lot poza galaktykę jest równie prawdopodobny jak to, że Marilyn Manson zastąpi Świętego Mikołaja. Tymczasem zakochani wciąż się pojawiają, co prowadzi do wniosku, że miłość pomiędzy Marsjaninem a Wenusjanką wychodzi lepiej niż fruwanie w próżni, do tego koszt kolacji czy nawet weekendu w multigwiazdkowym hotelu jest zasadniczo niższy niż wysłanie najmniejszej nawet sondy. Same plusy.
Jesteśmy dla siebie tajemnicą, podobnie, jak wciąż nie znamy zawiłości planet, zasadniczo mogę stwierdzić, że poznałem się z kobiecą powierzchnią, wciąż jednak niewiele umiem powiedzieć o zawiłościach kryjących się pod nią, o gorących jądrach wewnątrz, o tajemnicach atmosfery, gazów, pierwiastków uczuć i pragnień, o biegunach i małych cudach skrytych w fałdach kobiecego gruntu. Kobiety są czasem ogromnymi gazowymi olbrzymami, niekiedy drobnym, zimnym ćwiekiem gdzie z rzadka dochodzi światło, spotykamy kobiety Ziemie oraz Jowisze a co najważniejsze, jest na nich życie, albo go nie ma. Z mężczyznami podobnie.
W naturze planet leży samotność, rodząca się z lenistwa i świadomości drogi, jaką należy przebyć, by doszło do kosmicznego spotkania. Do tego, co najgorsze, rzeczy istotne w jednym świecie, są w innym zasadniczo nieistotne. Wyobraźmy sobie, na przykład, planetę Facet. Jest to glob zasadniczo pozbawiony roślinności, jeśli nie liczyć pól golfowych, brak tam też bzdur w rodzaju pagórków oraz oczek wodnych, jedynymi wzniesieniami okazują się stoki narciarskie o tyle ciekawe, że są tylko „w dół”, nie sposób na nie wejść, można tylko zjechać, by potem teleportować się na górę. Samochodem jeździ się nawet po mleko, mieszkańcy żywią się jedynie piwem i suplementami dla kulturystów. Ściany domów składają się wyłącznie z telewizorów, wyświetlających na przemian erotyki i filmy ze Sylwestrem Stallone (radykalna opozycja wielbicieli Van Damme’a od dawna siedzi w więzieniach). Mieszkańcy porozumiewają się przy pomocy warknięć i chrząknięć, w wojsku są sami kapitanowie, do dobrego tonu należy plucie, a prawdziwego gentlemana poznać po tym, że przez cały dzień umie lewą ręką gmerać sobie w bokserkach, palcem prawej dłubiąc w nosie. Godłem globu jest kapsel, hymnem: Przepijemy naszej babci domek mały…
Z kolei planeta Dziewczyna ma z pewnością kształt kosmetyczki, brak tam jakiejkolwiek drogi głównej, zastąpiona została przez masę ścieżynek, mieszkańcy poruszają się różowymi kabrioletami, a korytami rzek miast wody płynie Malibu z mlekiem. W miejsce domów istnieją drogerie, butiki z ciuchami oraz solaria, w zastępstwie psów i kotów hoduje się fryzjerów, kosmetyczki i klony Davida Beckhama. Wszędzie pełno ładnego drobiazgu, w rodzaju porcelanowych słoni oraz zdjęć w kolorowych ramkach, czas też biegnie inaczej: godziny od szóstej rano do pierwszej po południu zostały konstytucyjnie usunięte, miejsce nieba zajmuje ogromne lustro, pluszowy jest nawet asfalt, a zamiast „dzień dobry” mówi się „masz rację”. W godle tego pięknego miejsca widnieje łóżko wodne, a hymn to rachunek z Rossmana.
Wydawałoby się, że między tymi światami nie ma porozumienia. Można, oczywiście dokonać podboju, na przykład dziewczyna jest zdolna dokonać desantu na grunt męski, planetę podbić, zaprowadzić porządek, wkrótce jednak połapie się, że żyje w ruinach, które sama stworzyła. Mężczyźni podobnie. Do tego, jak w wypadku kosmitów bywa, wysławiają się różnym językiem, gdzie co innego jest istotne, zachowania też są inne. Takie międzyplanetarne spotkanie grozi wojną światów na miarę Wellsa, z reguły jednak dzieje się coś przeciwnego.
Mianowicie, jeśli coś naprawdę nas odróżnia od planet w kosmosie, to jedynie światło. Wiadomo powszechnie, że ciała niebieskie, nie licząc gwiazd, świecą światłem odbitym, będąc ze swojej natury czymś ciemnym i smutnym. Innymi słowy, planeta sama siebie nie oświetli. Z ludźmi jest podobnie, z tą różnicą, że brakuje słońca właśnie, żaden obiekt nas nie rozjaśni, możemy uczynić to tylko sobie nawzajem. Kobieta najśliczniejsza nawet, w najprzedniejszych łachach, w make-upie za dwa tysiące czy tam więcej nie będzie piękna bez męskiego oka, to spojrzenie sprawia, że jest urodziwą, tak samo jak nasze, podłe, samcze, szowinistyczne gadki, nasze samochody, konsole, pornole, gadżety i muskuły z siłki stają się czymś kompletnie bezsensownym, niewidocznym, zbędnym. Umiemy jednak wysyłać promienie w ten smutny kosmos, oświetlając siebie nawzajem, rozjaśniając nasze drobiazgi, w ten sposób znajdując piękno. I siebie nawzajem.
Kosmos jest miejscem nawiedzonym przez samotność.
A zatem, bożonarodzeniowo, noworocznie – więcej światła!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze