Różnica wieku czy temperamentu?
KASIA KOSIK • dawno temuCiągle słyszę o tym, jak to jeden mąż z drugim zamienili swoje przechodzone żony na nowszy model. Że to kobieta zostaje na lodzie, z dziećmi i nikt już jej nie pokocha, nic już na nią nie czeka, bo jest po 40., 50. etc. Nie wpadajmy w paranoję, nas kobietki też stać na nowszy model, a to czy się zdecydujemy, zależy tylko od nas.
Wyszłam za mąż za mężczyznę starszego, nie jest to różnica pokoleniowa, jednak duża i jak się okazało utrudniająca nasze życie. A może to nie kwestia wieku, a temperamentu.
Mam wielki apetyt na życie, nie mogę usiedzieć w miejscu, wciąż bym podróżowała, zwiedzała, choćby zabytkową cerkiew koło Ustrzyk. Biegam po wystawach, zaczytuję się w blogach kulinarnych i potem zdobytą wiedzą częstuję gości. Jestem w kwiecie wieku, wciąż bym tak wiele chciała…
Mój mąż za to ceni sobie spokój. Powiecie, przeciwieństwa się przyciągają… Może na początku, potem swój ciągnie do swego. Gdy mój mąż po raz kolejny z rzędu postanawia spędzić czas w domu, robiąc porządek w swoich papierach, przeglądając stare czasopisma i świąteczne kartki lub po prostu czytając ulubioną gazetę, książkę, oglądając program w tv – ja zbieram manatki i wychodzę sama: do kina, na spacer lub na tenis.
Opiszę zaraz coś, co wydarzyło się na tenisie. A piszę o tym nie dlatego, żeby się pochwalić, ale dlatego, że doznałam pozytywnego życiowego zdziwienia, które wielu kobietom dodać może otuchy.
Kocham tenis, gram od 10 lat, ale nie uważam, że jestem dobra, może nie mam predyspozycji lub kiepska ze mnie uczennica. Przez te lata miałam wielu trenerów, bo zmieniałam miejsca zamieszkania aż trzy razy. Na początku lekcje brałam razem z mężem, ale on się szybko wymiksował, ponieważ tenis kocha jak ja, ale w kapciach przed telewizorem. Na korcie zostałam sama, jak się okazało potem – nie całkiem.
Przychodził w połowie mojej lekcji i czekał na ławce, aż skończę, zagadywał i prowadził dyskusję w każdej przerwie, którą zarządzał palący jak smok instruktor. Piłam wodę, dyszałam i śmiałam się, bo on był naprawdę zabawny. Przystojny też był, wysoki, szczupły o ładnej muskulaturze, pięknych, niezniszczonych dłoniach i świdrujących oczach. Ale nie w moim typie. Bo był gdzieś o 20 lat młodszy ode mnie!
Na początku brałam to za dobre wychowanie. Siedzimy na jednej ławce i czekamy, aż instruktor nakarmi swoje komórki nikotyną, więc on zagaduje, bo tak nauczyli go rodzice. Jest inteligentny i ma poczucie humoru? Tym lepiej! Nic w tym zastanawiającego.
Kilka razy przyłapałam go na dłuższym niż przystoi wpatrywaniu się w mój dekolt, tylko się cieszyć, że wzbudzam jeszcze emocje wśród takich smarkaczy.
Ale gdy raz czekał na mnie pod kortem z zawiniętą ręką (łokieć tenisisty) i zaproponował, że podwiezie mnie do domu, przestraszyłam się autentycznie i wkurzyłam. Czego on ode mnie chce? Mógłby być moim synem! Odmówiłam grzecznie.
Innym razem zaproponował naleśnikarnię w pobliżu, bo mimochodem powiedziałam, że jestem głodna. Kolejny raz poczęstował mnie jakimiś indyjskimi pierożkami, które rzekomo sam zrobił, a gdy pochwaliłam zdumiona, przyznał, że je kupił i że skoro tak mi smakują, to może jednak się z nim wybiorę.
Przyznaję, te zaloty schlebiały mi, nie pamiętam już, kiedy tak świetnie się czułam. Znudzony mąż w kapciach dawno już tak na mnie nie patrzył, a tu nagle jestem kobietą i to dla studenta w wieku moich córek. Gdy powiedziałam mu, że poznam go z moimi córkami, są w podobnym wieku, uśmiechnął się tak szczerze, że zrobiło mi się głupio.
Najgorsze, że zaczyna mi się to zauroczenie udzielać i myślę o nim, gdy wracam po pracy. Zaczęłam nawet wyobrażać sobie nas w intymnej sytuacji i czułam autentyczne podniecenie.
Nie wiem co robić! Nie zrezygnuję z tenisa, za bardzo lubię te zajęcia. Nie powiem mu dosadnie, żeby przestał, bo mi go żal. A już na pewno nie mogę iść z nim na ten obiad czy kolację, bo się wstydzę z takim młodym i boję… siebie nie jego. Jego zamiary są dla mnie jasne, widać to, gdy na mnie patrzy. Moje zamiary są mi za to nieznane. Mogłabym próbować je nazwać, brzmiałoby to tak – chciałabym, ale jak dla mnie to zbyt szalone. Nie wiem co robić w takiej sytuacji, jak się zachować.
Jest jeszcze coś, co sprawia mi radość. Ciągle słyszę o tym, jak to jeden mąż z drugim zamienili swoje przechodzone żony na nowszy model. Że to kobieta zostaje na lodzie, z dziećmi i nikt już jej nie pokocha, nic już na nią nie czeka, bo jest po 40., 50. etc. A tu proszę! Nie wpadajmy w paranoję, nas kobietki też stać na nowszy model, a to czy się zdecydujemy, zależy tylko od nas.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze