Niestandardowy komplement
URSZULA • dawno temuCo to znaczy „niestandardowa twarz”? Możliwości znalazłam dwie. Albo jest to twarz, która odróżnia się od innych, pospolitych, albo odróżnia się od promowanych w kolorowych pismach i telewizji standardów urody. Im dłużej myślałam o tym komplemencie, tym bardziej zaczęłam uświadamiać sobie istnienie pewnej niewielkiej przemiany, która dokonuje się ostatnio w postrzeganiu urody kobiecej.
„Podobasz mi się. Masz taką niestandardową twarz” - usłyszałam od chłopaka, z którym tańczyłam już trzeci raz na pewnej karnawałowej imprezie. O ile pierwsza część komplementu od razu przypadła mi do gustu, o tyle nie bardzo wiedziałam, jak mam odnieść się do drugiej. Wiadomo, że faceci czasem potrafią powiedzieć niezbyt zgrabną rzecz w przekonaniu, że właśnie wynoszą cię pod niebiosa. Na przykład jeden z moich byłych chłopaków na pytanie, jaką część mojego ciała lubi najbardziej, które zadałam mu w jakimś intymnym momencie, bez chwili wahania odpowiedział: „plecy” i jakby nic się nie stało, siedział sobie dalej pogrążony w samozadowoleniu. Ja natomiast przez długie godziny zastanawiałam się, czy on jest jakimś fetyszystą — wiadomo, są tacy faceci, których najbardziej kręcą u kobiet na przykład małe palce u stóp — czy też chciał mi w ten sposób dać do zrozumienia, że generalnie całe moje ciało jest do niczego, tylko plecy jakoś ujdą w tłoku.
No, ale wracając do mojego karnawałowego partnera na parkiecie i jego dziwnego komplementu. Co to znaczy „niestandardowa twarz”? Możliwości znalazłam dwie. Albo jest to twarz, która odróżnia się od innych, pospolitych (zakładam, że w sposób pozytywny), albo odróżnia się od promowanych w kolorowych pismach i telewizji standardów urody (również zakładam, że w sposób pozytywny). Im dłużej myślałam o tym komplemencie, tym bardziej zaczęłam uświadamiać sobie istnienie pewnej niewielkiej przemiany, która dokonuje się ostatnio w postrzeganiu urody kobiecej. Bo też zastanówmy się, jak brzmią klasyczne komplementy, które słyszymy od mężczyzn: „Masz piękne/czarujące/zniewalające oczy/uśmiech/spojrzenie” i dalej w tej estetyce, co zawsze kojarzy nam się z pięknym/czarującym/zniewalającym standardem znanym z telewizji czy kolorowych pisemek.
Ale naprawdę piękne czujemy się nie obdarzone takim standardowym komplementem, tylko wtedy, kiedy ukochany facet powie nam, że nie musimy wcale katować się dietą, bo on lubi nasz niestandardowo krągły tyłek, nie musimy wypychać biustu silikonem, bo fajny jest, jaki jest, i że generalnie lubi nas, mimo że nie wyglądamy jak modelki, a nawet właśnie dlatego, że nie wyglądamy jak modelki. No i myślę, że użyty w stosunku do mojej twarzy termin „niestandardowy” należy interpretować właśnie w tych kategoriach. Fajny, bo inny od tego, do czego przyzwyczaiły nas media. Przymiotnik ten użyty przez mojego partnera w tańcu jednak zaskoczył mnie, ponieważ zazwyczaj tego typu komplementy nie padają przy pierwszym spotkaniu, tylko po paru miesiącach, w domowych pieleszach. A tu proszę…
Wszystkie pamiętamy chyba odważną reklamę balsamu do ciała Dove, w której wystąpiły roznegliżowane kobiety przy kości. Wzbudziła ona wielką dyskusję nad tym, czy możliwe jest, by kanony urody kobiecej, które są bezpośrednią przyczyną anoreksji, bulimii i w ogóle zbytniej koncentracji kobiet na wyglądzie zewnętrznym, zostały zastąpione innymi, bardziej „ludzkimi” lub w ogóle odrzucone. Wszyscy byli generalnie na „nie”. Czy w dobie władzy wielkich koncernów chcących sprzedać jak najwięcej różnych mazideł, od których kobiety natychmiast się uzależniają, jest miejsce na dobre mniemanie o sobie u potencjalnych klientek? Jeśli któraś podoba się sobie, to nie kupi balsamu antycellulitowego za 250 złotych. Taka rewolucja jest niemożliwa — orzekły jednogłośnie media.
A jednak… Moim zdaniem ostatnio coś zmieniło się w tej kwestii. I nie mówię tylko o głośnym fakcie, że według „New Musical Express” najbardziej gorącą postacią nowego sezonu jest Beth Ditto — wokalistka zespołu The Gossip, której charakterystyczną cechą, oprócz głosu i skrajnych poglądów, jest 95 kilogramów wagi, w związku z czym w żaden sposób nie mieści się ona w powszechnie lansowanych kanonach kobiecej urody, nawet w rockowej estetyce. To oczywiście przykład nieco przerysowany, ale jest ich więcej.
W Internecie dużą popularnością cieszy się strona Suicide Girls, na której zwykłe dziewczyny pozują do zdjęć w lekko pikantnym klimacie. Same wybierają stroje i stylistykę, w której chcą się pokazać, jakby chciały powiedzieć: „Jestem, jaka jestem, i jestem piękna. A teraz patrz i podziwiaj!”. Dominują wprawdzie wytatuowane i zakolczykowane punkówy, które nie wszystkim może przypadną do gustu, ale na stronie znaleźć można również prawdziwe perełki. Modelki nie są wysokimi blondynkami o nieskazitelnych ciałach, tylko zwykłymi dziewczynami, różniącymi się od siebie wzrostem, typem budowy, stylem i właśnie te różnice powodują, że są takie pociągające. Zupełnie nie mieszczą się w kategoriach piękna prezentowanych na przykład przez laski z „Playboya”. Suicide Girls zjednują sobie rzesze fanów — zostają nimi zarówno muzycy rockowi, jak i sławni aktorzy. Nic dziwnego — ile można patrzeć na identyczne, doskonałe kobiety zaludniające prasę i telewizję!
No więc dziewczyny, jak tak dalej pójdzie, być może kiedyś nastanie dzień, w którym na pierwszej randce od wymarzonego mężczyzny zamiast klasycznych bzdur o pięknym uśmiechu usłyszymy, że nie widział jeszcze takich pięknych fałdek na brzuchu. I będzie mówił szczerze!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze