Katechizm, in vitro i kobieta-Tarzan
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuBohaterkami kolejnego przeglądu prasy są kobiety: utalentowane, nagradzane, odnoszące sukcesy. Ale piszemy również o tych, którym w życiu nie wszystko się udało. Łączy je jedno: optymistyczne podejście do świata, wiara we własne możliwości i... szczęście. A na koniec informacja, która zainteresuje tropicieli drobnych, nic nie znaczących omyłek: taki „błąd” pojawił się we włoskiej wersji katechizmu, a dotyczył antykoncepcji.
Maria Skłodowska-Curie to jedna z najbardziej znanych na świecie kobiet-naukowców. Dla wielu z nas może być przykładem twórczej zaciętości, wytrwałości i oddania pracy. Postać ta pojawia się w interesującym artykule Marcia i Maria, czyli śladami Marii Skłodowskiej-Curie, opublikowanym w tygodniku Newsweek Polska. Główną bohaterką tekstu jest Jamajka, 41-letnia doktor biochemii Marcia E. Roye. To ona, jako rokująca nadzieje doktorantka, dostała prestiżowe stypendium dla młodych kobiet naukowców, przyznawane co roku przez międzynarodowe jury L’Oreal – UNESCO. Jak pisze dziennikarka Newsweeka, Roye na początku marca 2011 roku (ogłoszonego przez UNESCO rokiem chemii w stulecie przyznania Nagrody Nobla Marii Skłodowskiej-Curie) otrzymała po raz pierwszy w historii stypendium Śladami Marii Curie. Stało się tak nie przez przypadek: Marcia E. Roye twierdzi, że polska noblistka otworzyła jej wiele drzwi: Dla wszystkich kobiet naukowców Maria Curie jest kimś szalenie bliskim.
Osobie tej warto się przyjrzeć nie tylko ze względu na jej fascynację Skłodowską-Curie. Okazuje się bowiem, że Roye, będąc młodym pracownikiem naukowym, pieniądze ze stypendium przeznaczyła na zwalczenie plagi zarazy pomidorów na Jamajce. A teraz pracuje nad wynalezieniem nowej szczepionki, która obniży koszty leczenia mieszkających na wyspie dzieci z wirusem HIV.
Artykuł Krystyny Romanowskiej przybliża nam niezwykłą postać doktor Roye — osoby, która skutecznie przełamała stereotypy dotyczące Jamajki. Wyspa ta dotąd kojarzyła się nam ze słońcem, Bobem Marleyem i marihuaną. Postać Roye to dowód na to, jak krzywdzące są stereotypy.
Tekst z Newsweeka ma w sobie dodatkową wartość. Bo oprócz opisu naukowej kariery bohaterki, opisuje jej codzienne życie: opiekę nad synkiem, troskę o dom itp. Romanowska tak pisze o doktor Roye: Myśli o Marii Curie w najbanalniejszych życiowych sytuacjach. Na przykład kiedy wstaje o piątej rano („jeżeli masz dużo pracy, musisz po prostu wydłużyć swój dzień – kiedy znajdziesz czas na coś, czego nie dokończyłaś wczoraj?”), budzi 7-letniego synka Jimmiego, robi mu naleśniki. Wychodzą razem z domu o 6 rano. – A ja myślę o tym, że Maria miała dwie córki i także pewnie budziła je rano do szkoły, a potem pędziła do laboratorium. I też miała masę rzeczy do zrobienia – mówi Marcia.
Z całą pewnością warto zajrzeć do Newsweeka, m.in. po to, by zaczerpnąć trochę pozytywnej energii i nie patrzeć na świat przez ciemne okulary. To fakt: kobietom we współczesnym świecie nadal nie jest łatwo, ale przykład dr Roye może napawać optymizmem. Bo kobieta zawsze da sobie radę.
Źródło: Marcia i Maria, czyli śladami Marii Skłodowskiej-Curie, Newsweek
***
Prawdę o kobiecej zaradności potwierdza jeszcze jedna informacja, tym razem z tygodnika Polityka. Barbara Pietkiewicz w artykule Samotne in vitro pisze o samotnych matkach „invitrówkach”: Spośród 40-latek i starszych zgłaszających się do klinik wspomaganego rozrodu jest wiele decydujących się na dziecko po rozstaniu z mężczyzną. – Nie chcą już nowych związków – mówi dr Tomasz Rokicki z Invi Medu, Europejskiego Centrum Macierzyństwa w Warszawie - a zdają sobie sprawę, że kończy się czas, w którym mogą zostać matkami. – Rozsądna granica to 45 lat – mówi dr Beata Ciszko-Tralik z tej samej kliniki. Pacjentce 51-letniej odmówiła zabiegu.
Kim są kobiety, decydujące się na dziecko bez mężczyzny? To np. osoby, które w dzieciństwie nabawiły się urazu do mężczyzn i teraz nie są w stanie uprawiać seksu. Ale to przypadki dość rzadkie. Bo najczęściej kobiety nie chcą się z nikim wiązać. Lub decydują się na in vitro, bo z dotychczasowym partnerem nie mogły mieć dzieci.
Sprawa nie jest prosta. Z medycznego punktu widzenie in vitro są to jasno opisane procedury, ale zapłodnienie pozaustrojowe wiąże się z kłopotami natury społecznej: Invitrowe dziecko, choć statystycznie przez społeczeństwo akceptowane, budzi ciągle lęk – jakieś pincety, próbówki, sztuczne wydziwianie. Dlaczego z tego ma być wnuk w rodzinie? W poczekalni kliniki Invi Med Anna usłyszała opowieść o tym, jak jacyś bardzo religijni rodzice potraktowali córkę, która wyznała, w jaki sposób dorobili się z mężem dziecka: odtąd już nie ich córka, nie ich zięć, a ten wnuk to żaden wnuk. Anna postanowiła nie mówić ani matce, ani nikomu.
Samotne in vitro to tekst, który daje do myślenia i przede wszystkim uwrażliwia na potrzeby drugiego człowieka. Przecież nasze marzenia o byciu rodzicem można realizować na różne sposoby, niekoniecznie w ramach standardowo pojmowanej rodziny.
Źródło: Samotne in vitro, Polityka
***
Ciekawe doniesienia ma dla nas Gazeta Wyborcza. Andrzej Muszyński w artykule Tarzan cierpi na czerwonym śniegu pisze o dziewczynie, która przez 18 lat żyła w dżungli w Kambodży. Bohaterka tekstu to Rochom Phoeung: Powiedziano o tej historii bardzo dużo. - pisze Andrzej Muszyński. — Tak dużo, że zaczęły się piętrzyć sprzeczne informacje. Jedni mówili, że znaleźli ją na polu obok wsi, inni że w lesie; jedni że miała oczy czerwone jak wilk i poruszała się na czworakach, inni że nie. A wszystko to mówiły prestiżowe, światowe media. Autor tekstu postanowił sam zbadać tę sprawę. Dziewczynka zaginęła w 1989 roku, kiedy miała 8 lat (w Kambodży trwała wtedy wojna domowa, a 10 lat temu zakończył się terror Czerwonych Khmerów; w kraju wciąż działała partyzantka i szerzył się bandytyzm). Rochom, razem z innymi dziećmi, pasła bydło na łąkach przy dżungli. Jeden ze starszych chłopców wysłał ją w głąb dżungli, by odnalazła zagubionego bawołu. Wtedy dziewczynka znikła. Muszyński próbuje odpowiedzieć na kilka najważniejszych pytań: jak wątłemu dziecku udało się przeżyć w niebezpiecznej dżungli, wśród drapieżnych zwierząt, z dala od rodzinnego domu? Zadziałał tu instynkt, wola przetrwania, a może coś innego? Co działo się z Rochom przez 18 lat? O tym więcej w fascynującym artykule z Gazety Wyborczej.
Źródło: Tarzan cierpi na czerwonym śniegu, Duży Format
***
Okazuje się, że włoska wersja słynnego podręcznika doktryny Kościoła katolickiego, przygotowana specjalnie na Światowe Dni Młodzieży z Benedyktem XVI, pojawiła się z erratą. Pisze o tym dziennik Polska. The Times. Otóż któryś z redaktorów popełnił poważne nadużycie. Na pytanie: Czy chrześcijańska para może uciekać się do metod antykoncepcji?, czytelnicy katechizmu otrzymują odpowiedź: Tak, para chrześcijańska może i powinna być odpowiedzialna w swej zdolności dawania życia. To oczywiście stawia do góry nogami chrześcijańską naukę o seksie, który ma służyć prokreacji, a nie przyjemności. Dlatego w erracie powrócono do prawomyślnej wersji: Czy chrześcijańska para może uciekać się do metod regulacji płodności? Z pozoru to niewielka zmiana, ale potwierdzająca konserwatywne stanowisko Kościoła na temat seksu. Co sądzą o tym nasi czytelnicy?
Źródło: Włoski katechizm dopuszczał stosowanie antykoncepcji? Watykan wprowadza poprawki, Polska. The Times
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze