Marzenie Kury Domowej
EFKA S. • dawno temuKto chciałby być kurą domową? Cóż, nie jest to prestiżowa fucha. Gdyby użyć określenia „pani domu”, może ktoś by się przyznał. Ale i takie tytułowanie kobiety wywołuje niezbyt korzystne skojarzenia. Jaka kura domowa jest, każdy widzi: z nieodłącznymi wałkami na głowie i fartuchu krząta się toto pomiędzy szafkami w kuchni, nieustannie coś pichcąc, przestawiając z miejsca na miejsce, zmywając jednocześnie i od czasu do czasu hucząc donośnym głosem „cicho tam!” do gromadki rozrabiających dzieciaków.
Językiem kury jest tzw. gder. Gderem kura domowa porozumiewa się głównie z mężem, poruszając przeważnie takie tematy jak jego zarobki, podejrzane kontakty z kolegami, wydatki na prowadzenie domu oraz choroby dzieci i przytłaczająca liczba obowiązków domowych. Gder doskonale sprawdza się też jako narzędzie wymiany informacji „lokalnych” z sąsiadkami. Kura ma oczywiście „kurzy móżdżek”. Podstawy swojej filozofii czerpie z wybranych seriali telewizyjnych. Braki w „wykształceniu” uzupełnia studiowaniem pism kobiecych ze średniej i niskiej półki.
Pani domu jawi się jako wielkomiejska odmiana kury. Prowadzenie domu traktuje „poważnie”. Dom jest pojmowany jako damski (sic!) rodzaj przedsiębiorstwa. Pani domu ma większy budżet, niestety prac domowych zwykle też jest więcej, dlatego pani domu musi podzlecać niektóre prace sile roboczej zza wschodniej granicy. Ponieważ ukraińska niania lub sprzątaczka „psuje się” podobno po dwóch tygodniach, przez dom pani domu przewijają się niezliczone rzesze specjalistek z wschodu. Ulubionym zajęciem pani domu jest chodzenie na zakupy, a lekturą obowiązkową — pisma kobiece z najwyższej półki. Prasę, z którą nie wypada się obnosić (średnia i niska półka) pani domu może swobodnie studiować u fryzjera, bądź dentysty.
Przeciwieństwem kury jest kobieta samodzielna, przedsiębiorcza, inteligentna, a na dodatek zawsze zadbana i szczupła. A cóż to za problem: po pracy na kurs angielskiego, potem aerobik, obiad można kupić gotowy, dziećmi zajmie się niania, w nocy pouczyć do egzaminu, przeczytać parę nowych książek (by być na bieżąco z kulturą) i jeszcze wcisnąć w ten napięty harmonogram seks — jako ten element związku, który podtrzymuje relacje partnerskie. Kobieta samodzielna, przedsiębiorcza i inteligentna nie zapomina o specjalnych kursach podnoszących kwalifikacje zawodowe oraz zgłębianiu psychiki własnych dzieci. Musi wygospodarować czas nie tylko na imprezy w przedszkolu w porze obiadowej, ale też mieć rzeczywisty kontakt z małym człowiekiem , bo „matka jest mu najbardziej potrzebna”. Na końcu listy obowiązków rzecz oczywista, choć wydaje się tu mało realna: trzeba też spać 8 godzin, żeby myśleć trzeźwo i wyglądać zdrowo.
Ha!, tutaj można się zastanowić, czy aby kura domowa nie jest w bardziej uprzywilejowanej sytuacji. Być może, „ale kogo dzisiaj na to stać, żeby kobieta siedziała w domu i była tą klasyczną kurą?” – zapytała retorycznie pani, którą określiłabym jako bardzo zamożną.Rzeczywiście, kury domowe należą do gatunku zagrożonego.Po pierwsze ciąży na nich nikomu nie imponujący stereotyp. A my, kobiety, buntujemy się przeciwko tym stereotypom. Przyjrzyjmy się zatem widocznym przejawom buntu w wykonaniu artystek, których prace możemy zobaczyć w galeriach i na plakatach.
Elżbieta Jabłońska krytykuje postrzeganie kobiety jako kury domowej na billboardzie, pokazując się w kombinezonie supermana, z dzieckiem na ręku, na tle kuchni z wypisanymi zadaniami do wykonania. Zadania supermatki to nie ratowanie miasta przed złoczyńcą, ale pranie, gotowanie i zmywanie.
Małgorzata Markiewicz skonstruowała kiedyś moduł podomki z ceraty, jako uniwersalny strój dla matki, żony i kochanki. Podomka z jednej strony praktyczna (z ceraty łatwo można wszystko zmyć), z drugiej — przypomina lateksowe stroje z sexshopów. Hasło reklamowe projektu to: „łatwozmywalna, nieprzemakalna, szybkodostępna i wszystko po niej spłynie!”. Kobieta w podomce miałaby spełniać te wszystkie - nie tylko stereotypowe — oczekiwania mężczyzny.
Z kolei Anna Krenz założyła internetową stronę, na której można sobie z gotowych modułów taką żonę poskładać. Ten projekt zainspirowała wypowiedź pewnego berlińczyka: "Dobrze, że jesteście w Unii, będę mógł teraz pojechać do Polski i wybrać sobie żonę bez żadnych problemów". Przeglądała ogłoszenia: wszystkie kandydatki na idealną polską żonę to blond katoliczki, które dobrze gotują i dobrze sprzątają.
Kura domowa to służąca. Usługuje mężczyźnie, dzieciom. Sama ma małe możliwości rozwoju. Nie prezentuje sobą nic ciekawego… To wszystko odrzucamy, ale kim stajemy się w zamian?
Pisma kobiece (obojętnie z której półki), podpierając się przykładem znanych kobiet, starają się nam udowodnić, że można wspaniale pogodzić macierzyństwo z karierą i jeszcze zachować młody wygląd do późnej starości. Jesteśmy podatnym gruntem dla takich nowinek. Mężczyźni też, bo w dzisiejszych czasach większość z nich chce mieć partnerkę a nie utrzymankę, podopieczną i gosposię.Lista ról – pani domu, matki, żony i kochanki wydłuża się o nowe, tym samym przybywa nam obowiązków. Jesteśmy więc ambitnymi pracownicami, w dodatku mamy długie nogi bez cellulitu i tęgie mózgi.
Jednak czegoś nam brakuje, coś nas smuci, coś drąży. Wydaje mi się, że jest to sprawa feministycznego honoru. Ciężko przyznać się do feminizmu, ale do braku sił znacznie trudniej. Teraz, gdy „wybiłyśmy się na niezależność”, nie mamy prawa do słabości. I tak odradza się atawistyczne marzenie o powrocie do roli kury, która bezpiecznie opiera się na barkach swojego myśliwego i żywiciela, mogąc szczęśliwie zajmować się dziećmi i pielęgnacją rodzinnego gniazdka.
Zastanawiałam się kiedyś, dlaczego reklamy telewizyjne powielają stereotyp kury i swój przekaz adresują do tejże kury, skoro tych kur jest ich tak mało. Dlaczego reklamodawcy opiewają ginący gatunek – kobietę, która realizuje się robiąc kanapki z majonezem dla swoich dzieci i której jedynym problemem jest niewłaściwy odcień bieli białych rzeczy? Przecież takich kobiet nie ma… Ale to tym lepiej, bo czyż reklama nie ma się odnosić do marzeń, archetypów, ideałów?
Nasz stosunek do reklam promujących przestarzałe stereotypy, spychające kobietę do roli praczki, sprzątaczki i gosposi jest więc ambiwalentny. Z jednej strony reklamy tak ukazujące kobietę nie tyle nas wkurzają, bo zaprzeczają wszystkim wysiłkom, które poniosłyśmy, by z tej kury wyewoluować w nowocześniejszą formę bytu. Z drugiej strony postać szczęśliwej kury z ekranu telewizora rozbudza w nas podświadomą tęsknotę za światem, który odszedł (choć de facto zawsze był iluzją) - za bezpieczeństwem, za rycerskimi mężczyznami biorącymi na swe barki cały trud zdobywania środków do życia, za przyzwoleniem dla kobiecej słabości. Czyżby przebiegli spece od reklamy już wiedzieli, że jesteśmy zmęczone?
Kiedyś z moją przyjaciółką, doktorantką, samodzielną i „ nowoczesną” kobietą, intensywnie pracowałyśmy nad pewnym projektem. Dzień, noc, dzień, noc, non stop. W końcu, tuż przed zbliżającym się terminem oddania pracy wyznała: - Wiesz o czym marzę? Żeby sobie poprasować…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze