Sekta
ANNA SZABELSKA • dawno temuDo czego zdolni są ludzie poszukujący duchowego ukojenia, którzy swoją wolność decydują się oddać w ręce fanatyka religijnego, szaleńcy, który jawi im się jako zbawiciel? Czy to możliwe, żeby rozsądni, na pozór, ludzie uwierzyli, że czeka ich odkupienie, które znajdą na najjaśniejszej gwieździe konstelacji Wielkiego Psa, Syriuszu? Oto trzy historie, które wydarzyły się naprawdę.
W roku 1956 James Warren Jones, pracownik miejskiego szpitala, założył Świątynię Ludu. Dbał o wiernych, z pełnym poświęceniem zajmował się swoim zgromadzeniem. Występował w imieniu mniejszości, bronił ich praw, wreszcie został mianowany dyrektorem Komisji Praw Człowieka w Indianapolis. Zmiana w jego zachowaniu następowała niezauważalnie, powoli, lecz systematycznie. Pewnego dnia oświadczył: Miałem w nocy sen. Może widzenie. Ujrzałem jak nasza ziemia umiera. Olbrzymia eksplozja atomowa zabiła wszystko, co żyje, zniszczyła miasta i przyrodę. W tym momencie ogarnął mnie strach, lęk o siebie i o wszystkich innych, a przede wszystkim o tych, którym głoszę kazania a oni wierzą moim słowom. Od tego czasu jego zachowanie wobec zgromadzenia ulegało ciągłej zmianie, stał się apodyktyczny, duży nacisk kładł na dyscyplinę, coraz większą uwagę przywiązywał też do finansowania swojego przedsięwzięcia. Wreszcie w połowie lat 70. założył w gujańskiej dżungli osadę, w której gromadził swoich wyznawców. Nazywał ją Jonestown. Tutaj otaczał się uzbrojoną po zęby ochroną, która miała za zadanie pilnować wiernych, którzy w morderczym upale starali się przekształcić dżunglę w pola nadające się pod uprawę. 18 listopada 1978 roku niemal tysięczny tłum wyznawców usłyszał, że oto nadszedł dzień ich zbawienia. Zaczęto rozdawać kubki zawierające napój z cyjankiem, dzieciom wstrzykiwano truciznę dożylnie. Protesty szybko stłumiono, niezdecydowanych po prostu zastrzelono. Nielicznym udało się uciec, kilka osób przeżyło, gdyż leżało wśród zwłok udając martwych. Sam Warren Jones zginął od strzału w głowę, lecz nigdy nie udało się ustalić, kto był zabójcą.
Znacznie bliżej, bo w Szwajcarii, powstała Świątynia Słońca. Założycielami sekty byli Joseph Di Mambro i Luc Jouret, którzy nazywali swoje zgromadzenie zakonem, nawiązując tym samym do tradycji Templariuszy. W przeciwieństwie do sekty Jonesa było to stowarzyszenie elitarne i ciężko się do niego dostać. Członkowie to świetnie wykształceni i dobrze zarabiający ludzie, którzy po prostu płacili składki na rzecz zakonu. Jednak na tym różnice się kończą, ponieważ byli równie zapatrzeni w swoich przywódców i równie bezgranicznie im oddani jak mieszkańcy Jonestown. Do tego stopnia, iż byli w stanie uwierzyć, że jedna z członkiń zostanie zapłodniona przez niebiańską istotę o imieniu Manatanus, która to istota przybędzie z kosmosu, rzecz jasna.
Kobieta ta w rzeczywistości była kochanką Di Mambro, jednak członkowie zakonu oddawali jej niemal boską cześć i wierzyli, że urodzi ona nowego, kosmicznego Chrystusa. Uwierzyli także w nadciągającą apokalipsę, którą miała przeżyć jedynie grupa wybranych, wśród których znajdą się także wyznawcy Świątyni Słońca. Zbawienie miało dokonać się na Syriuszu.
W pewnym sensie doszło do apokalipsy. 5 października 1994 roku doszło do serii pożarów. Płonęły należące do sekty domy w miejscowościach Cheiry i Salvan w Szwajcarii oraz w Morin Heights w Kanadzie. Po wkroczeniu policjanci znaleźli zwłoki wyznawców zakonu ułożone promieniście, głowami do środka. Ludzie ci zostali zastrzeleni, a następnie na ich głowy naciągnięto czarne worki, na końcu zaś podpalono domy, w których doszło do tragedii. Zginęły wówczas 53 osoby. Jak się później okazało miały zginąć 54, bowiem zakon miał być kontynuatorem pięćdziesięciu czterech templariuszy, którzy 12 maja 1310 roku zostali spaleni żywcem.
W roku 1918 do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego wstąpił Victor T. Houteff, bułgarski emigrant, któremu początkowo trudno było się odnaleźć w nowej ojczyźnie, USA. Początkujący teolog zapisał się do High Sabbath School, teologicznego instytutu naukowego, i w niedługim czasie został tam zastępcą kierownika
Adwentyści najbardziej znani są z wieszczenia bliskiego końca świata, jednak kolejne terminy okazują się fałszywe.
W roku 1930 Houteff zaczął twierdzić, że jest wybrańcem bożym, a jego zadaniem jest oczyszczenie Kościoła i skierowanie go na właściwe tory. Tworzył organizację pod nazwą Plemię Pasterzy, która ostatecznie osiedliła się w Teksasie, w pobliżu miasteczka Waco. Założoną tam farmę nazwano Mount Carmel Center. Czas upływał tam na pracy i modlitwie. W roku 1942 sekta zmieniła nazwę na Plemię Dawida i Houteff znów głosił koniec cywilizacji. Gdy ten nie następował, wierni zaczynali wątpić w swego przywódcę. Po jego śmierci władzę objęła żona, Florence, która również ogłaszała rychły koniec świata. Sekta zaczynała się rozrastać, aż zgromadziła niemal półtora tysiąca członków. Jednak większość odchodziło, kiedy mijała kolejna data końca świata i nic się nie zmieniało. Przywództwo sekty objął wreszcie Benjamin Roden i nazwał ją nowym Plemieniem Dawida.
Jednak prawdziwy rozkwit zgromadzenie osiągnęło pod przywództwem przystojnego i charyzmatycznego, lecz jednocześnie bezwzględnego Vernona Howella. To on kazał zainstalować na farmie ogromny pojemnik na gaz oraz zakupić olbrzymie zapasy żywności. Zgromadził też potężne zapasy broni. Forteca ta została ochrzczona mianem Rancza Apokalipsy zaś Howell zmienił nazwisko na David Koresh. Wszystkie te działania doprowadziły do zbrojnej blokady rancza przeprowadzonej przez policję i wojsko. Trwała ona niemal dwa miesiące aż w końcu 19 kwietnia 1993 roku doszło do decydującego starcia, które zakończyło się tragedią. Zdesperowani członkowie sekty podłożyli ogień, eksplodowały kanistry z benzyną, butle z gazem, puszki z chemikaliami oraz zgromadzona amunicja. Tutaj również jedynie nielicznym udało się przeżyć.
Czy podobne historie miały miejsce w Polsce? Nie tak drastyczne. Warto jednak w czasach, kiedy człowiek współczesny ucieka od wolności, uważać, komu się tę wolność powierza.
Źródło: Vavamuffin, Sekta, Vaclav P. Borovicka Sekty szatańskich bogów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze