Pozytywna dieta
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWrzućcie proszę do dowolnej przeglądarki wyraz „dieta”. Znajdziecie tysiące stron. Ciało to współczesny obiekt kultu milionów ludzi na całym świecie, a właściwa dieta kluczem do sukcesu. Szkoda, że tak mało miejsca poświęca się diecie dla ducha i emocji. W rzeczywistości ten tandem jest przecież najważniejszy dla jakości naszego życia.
Śmierć w areszcie, śmiertelny wypadek, śmiertelny przypadek, śmierć na miejscu, pedofil z Kalisza, morderca z Legnicy, seksafera, zwłoki noworodków w lodówce, ścigany poseł, pocztowcy protestują, górnicy głodują, cyklon, tajfun, wybuch wulkanu, ofiary oszusta, dożywocie dla gwałciciela, rak prostaty gwiazdora S., siedmiokilowy nowotwór, zdradzona żona, głód na świecie, czy grożą ci hemoroidy. Czy zastanawialiście się kiedyś, ile razy dziennie z różnych źródeł docierają do was takie informacje? I jaki wpływ mają na wasze samopoczucie psychiczne?
Media ścigają się w dostarczaniu nam złych wieści. Im straszniej, bardziej przerażająco, krwawo i okrutnie, tym lepiej. Od dawna wiadomo, że ludzkość nade wszystko pragnie chleba i igrzysk, ale czy trzeba aż tak? Nie wnikam, nie mam też mocy, żeby cokolwiek zmienić. Ale zrobiłam na sobie pewne doświadczenie, którym pragnę się podzielić z czytelnikami. Ba – nawet namówić ich, by poszli w moje ślady.
Nasz telewizor, wyposażony niegdyś w osiemset kanałów oferował nam zawsze coś bardzo interesującego. Włączało się go i jakoś wieczór mijał niepostrzeżenie. Rozwaleni na kanapie żyliśmy każdego dnia życiem innych ludzi, ich tragediami, sukcesami i porażkami. Zmiana zaczęła się przez przypadek. Antena z telewizora wypadła, a może stało się z nią coś innego, w każdym razie jakoś nikt z domowników jej nie podłączył (czyżby doszła tu do głosu zbiorowa nadświadomość?). Od tego czasu minęły dwa lata. Czasem oglądamy filmy na DVD, starannie je wcześniej wybierając. Temat powrotu do telewizji wraca czasem w naszych rozmowach i zawsze kończy się tą samą konkluzją: oglądanie telewizji jest bezsensowną stratą czasu. Bo nagle okazało się, że rezygnując z telewizji mamy czas na czytanie książek, bieganie i inne zajęcia, o których wcześniej mogliśmy tylko pomarzyć.
Teraz sobie myślę, że być może frustracja, jaka dotyka coraz większej ilości populacji spowodowana jest faktem, że jak tak człowiek przez kilka godzin dziennie naogląda się niezwykłych historii innych ludzi, po pewnym czasie zaczyna czuć, że jego własne życie jest nudne jak flaki z olejem. I kiedy z ekranu spłynie na niego cały brud tego świata (vide pierwszy akapit), nabierze absolutnego przekonania, że żyje w najgorszym ze światów i, wcześniej czy później, i jego spotka jakaś spektakularna katastrofa.
Codzienne przyjmowanie potężnych dawek złych wiadomości nie może pozostawać bez znaczenia dla psychiki. Jeśli wiedzę o „prawdziwym życiu” czerpie się z telewizji, własne życie staje się pasmem udręk. Bliźnich podejrzewa się o najgorsze: nauczyciel od wuefu na pewno jest pedofilem, sprzedawczyni w sklepie perfidnie oszukuje, w beczkach z kiszoną kapustą gniją zwłoki dzieci, zatrzymujący nas policjant czeka na łapówkę, operujący nas lekarz to alkoholik i, rzecz jasna, również łapówkarz, siedząca przy piaskownicy matka na pewno jest pijana, w krzakach w parku czai się morderca sado-nekrofil, własny mąż nas na pewno zdradza, bo przecież taka jest męska natura, w parówkach jest zmielony papier toaletowy, biura podróży oszukują, a jedyne, co może spotkać nas na wakacjach to zepsute autobusy, terroryści i zapluskwione hotele. Ta wyliczanka nie ma końca.
A przecież, jak się człowiek rozejrzy uważnie dookoła, to dojdzie do wniosku, że liczba nieszczęść, katastrof i tragedii wcale nie jest tak ogromna, jak nam się wmawia. Ilu znacie ludzi? Setki, tysiące? Ilu z nich spotkało na swojej drodze psychopatycznych morderców, krwiożercze psy, bezdusznych urzędników i inne monstra? Ilu znacie ludzi, którym wyrósł na twarzy siedmiokilowy guz? Ile zgwałconych niemowląt? To oczywiste, że w każdej populacji występują osobniki patologiczne, zło pleni się na świecie i ma się całkiem dobrze, ale przecież na rzeczywistość składają się też dobrzy ludzie i zjawiska, które pozwalają uwierzyć, że ludzkość nie składa się z samych psycholi gwałcących przez dziesięciolecia swoje dzieci. Tyle tylko, że się nam o tym nie mówi.
Po telewizorze przyszedł czas na amputowanie sobie innych rzeczy. Najpierw radio. Ile tam paplania i robienia niepotrzebnego szumu ze spraw, o których lepiej nie wiedzieć, bo po co mam słuchać o kolejnych psychopatach i nieszczęściach? Po co mam zaśmiecać swój umysł pakułami reklam blachy dachowej i dezodorantów? Muzyki mogę posłuchać sobie z odtwarzacza.
Z gazetami rozstałam się zupełnie naturalnie. Samo przyszło. Mam na myśli prasę codzienną. Teraz bardzo starannie wybieram sobie lektury, sięgając po artykuły specjalistów, którzy z informacyjnego szumu potrafią wychwycić najważniejsze, stawiając tezy, tworząc syntezy.
Znajomi mają mnie za wariatkę. Pytają, co robię z nadmiarem wolnego czasu, czy się nie nudzę. Pukają się w czoło. Litują się nade mną. Mówią, że jako dziennikarka powinnam wszystko wiedzieć, zarzucają zaniedbanie. Odpowiadam, że to, co najważniejsze i tak do mnie dociera. Nie muszę wiedzieć, co jeden kretyn z drugim powiedział w Sejmie, bo dbam o własne zdrowie psychiczne. Niedenerwowanie się sprawami, które i tak w szerszej perspektywie nie mają żadnego znaczenia, to jedna z podstaw higieny umysłowej. Myślę, że można to porównać do twardego dysku na komputerze: kto z nas, szanując swój sprzęt, gromadzi na dysku wszelkiego autoramentu śmieci, wirusy i trojany? Nikt, prawda. Więc dlaczego człowiek miałby to robić, zaśmiecając sobie mózg. Co może mi dać wiedza o przekrętach jakiegoś generała?
Nawet jeśli spełnią się profetyczne przewidywania niektórych naukowców i wygłodniała ludzkość niebawem pogrąży się w chaosie, będę miała piękne wspomnienia: żyłam dobrze, bez lęku, z uśmiechem i śmiechem na ustach. Czytałam piękne książki, oglądałam piękne filmy, otaczałam się pięknymi ludźmi, słuchałam ciszy i swoich myśli. Odcięłam się od informacyjnego szumu, a raczej harmidru, bo szumem to nie jest od dawna, celebrowałam każdą chwilę i stosowałam pozytywną dietę.
Smacznego życzę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze