Alimenty na tatusia
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuObowiązek alimentacyjny kojarzy się zwykle z ojcami po rozwodzie, którzy muszą płacić na utrzymanie swoich dzieci. Ale „alimenciarzem” może zostać każdy z nas. Jak to możliwe? O finansową pomoc może się do nas zwrócić matka lub ojciec. Także na drodze sądowej. A dzieci mają ustawowy obowiązek zadbania o potrzeby starych czy schorowanych rodziców. Nawet w sytuacji, gdy nie byli oni wzorami cnót rodzicielskich.
Marta z Łodzi ma 29 lat, męża i córeczkę. Jest zadowolona ze swojej sytuacji życiowej. Zwłaszcza, gdy porówna stan dzisiejszy z tym, jak wyglądało jej dzieciństwo i wczesna młodość:
— Gdy byłam mała, ciągle się czegoś wstydziłam. Starych ubrań, śniadania do szkoły złożonego z krzywo ukrojonego chleba i margaryny, braku pieniędzy na podręczniki, wycieczki, cokolwiek. Ale najbardziej tego, że każdy mieszkaniec naszego małego miasteczka mógł sobie obejrzeć mojego tatusia a to pijanego i leżącego na ławce w parku, a to bijącego się z kumplem od kieliszka, a to wiezionego na komisariat za włamanie… Codziennie spodziewałam się jakiejś rewelacji tego typu. Beznadziejny pijak i degenerat. Naprawdę nie wiem, co mogłabym dobrego o nim powiedzieć… no, może to, że pięknie śpiewał. Ale tylko wtedy, gdy się upił, czyli jakichś miłych wrażeń to nie dostarczało.
Mama zmarła szybko, więc Marta ze starszym bratem wychowywali się praktycznie sami. Gdy była w pierwszej klasie, ojciec uznał, że jest gotowa na przejęcie wszystkich „babskich” obowiązków typu pranie i sprzątanie:
— Dla siedmiolatki garnek zupy jest cholernie ciężki, ale wylałam go tylko raz. Potem już zawsze pamiętałam, że bardziej boli kopniak od ojca niż naciągnięte ramię. Mój brat miał zresztą chyba jeszcze ciężej, bo na nim głównie tata się wyżywał. Jestem z siebie dumna, że mimo takich warunków zdałam maturę i poszłam na studia. Utrzymywałam się ze stypendiów, w weekendy dorabiałam. Potem założyłam normalną rodzinę, mam dobrą pracę. Można powiedzieć, że odniosłam sukces. O ojcu całkiem zapomniałam aż do momentu, kiedy znalazłam list z sądu. Ten typ chce ode mnie alimentów! Podobno nie ma środków do życia. W ogóle mnie to nie dziwi – wszystko przepił.
Podobną historię opowiada Wojtek, młody urzędnik z Trójmiasta:
— W pierwszej chwili się roześmiałem. Moi beznadziejni rodzice chcieli ode mnie pieniędzy! Konkretnie matka, która wyrzuciła mnie z domu, kiedy przestałem chodzić do kościoła. To był dla niej odpowiedni powód, by pozbyć się siedemnastolatka. A teraz, bardzo proszę, sama jest po rozwodzie, czego Kościół chyba nadal nie pochwala, co? Nie wiem, bo nie jestem na bieżąco z katolicką nauką. Ojciec w końcu nie wytrzymał z tą despotką i po trzydziestu latach małżeństwa uciekł, gdzie pieprz rośnie. No i mamusia wymyśliła, że teraz moja kolej, żeby ją utrzymywać. Bo przecież do pracy nie pójdzie, całe życie się tym nie skalała, to trudno żeby po pięćdziesiątce nagle ją natchnęło. No i ja mam na nią płacić. I gdzie tu jest sprawiedliwość? Mam zamiar wyśmiać ją przed sądem, ale boję się, że jak zwykle matka znajdzie sobie żywiciela. I będę to ja, z pensją dwa tysiące trzysta. Brutto.
Kasia ze Szczecina także nie spodziewała się, że rodzice będą chcieli, by dokładała do ich egzystencji. Nie pochodzi z patologii, rodzice nie wyrzucili jej z domu, ale zawsze czuła się mniej kochana niż starsza siostra:
— Zawsze było: „Ala to, Ala tamto”. Ukochana córeczka: mądra — tylko nauczyciele się uwzięli, grzeczna — tylko głupi sąsiedzi i znajomi się jej czepiają, śliczna – tylko chłopacy mają zły gust… Rozumiesz ten mechanizm? Cały świat nie doceniał idealnej Alicji, tylko oni znali jej „prawdziwą” wartość. Za to mnie, jak zgodnie stwierdzili, świat stanowczo przeceniał. Dlatego Alicji należało pomóc: przepisali na nią dom, sfinansowali studia na prywatnej uczelni, opiekowali się niemowlakiem, bo oczywiście on też jej nie doceniał i nie dawał spać. Kiedy rozwodziła się z mężem, to również była wina tego wstrętnego faceta. A ja? Jakoś sobie poradziłam – na państwowej uczelni i w akademiku. Zrobiłam doktorat i teraz pracuję naukowo, a moja doskonała siostra po trzydziestce buja się już chyba z piątymi rozpoczętymi studiami. Na wszystkich jest za niski poziom dla niej, więc ich nie kończy.
Kasia nie może powstrzymać irytacji:
— No i w związku z tym wszystkim, rodzice uznali, że powinnam się dokładać do ich egzystencji. Rzeczywiście, gdyby ktoś spojrzał z boku, wygląda to tak: samotna matka bez zawodu i para rencistów. Do tego stara panna, czyli ja, z nadmiarem gotówki, bo przecież jak ktoś nie ma męża i dziecka, to nie ma wydatków. Tak myślą moi rodzice. Nie podali mnie jeszcze do sądu, chcą to załatwić, jak określili, „polubownie”. Skromny tysiączek miesięcznie. Na początek, bo przecież dziecko rośnie i ma swoje potrzeby.
Marta z Łodzi konkluduje:
— Najgorzej, że przez całą tę sytuację muszę wrócić do wspomnień z dzieciństwa. Jeśli wykażę, że ojciec mnie zaniedbywał, jego szanse na alimenty będą minimalne. Ale jak o tym mówić przed sądem? Szukać świadków? Przecież specjalnie odcięłam się od znajomych z tego okresu. Skończy się pewnie tak, że zapłacę, byle tylko nie musieć się z tym typem użerać. Czyli znowu to on będzie górą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze