Osaczona przez męża i teścia
CEGŁA • dawno temuMam 37 lat i czuję, że nagle doszłam do ściany. Po wielkich trudach urodziłam dzidziusia. Teraz mam przed sobą najtwardszego przeciwnika – mojego teścia. Mój mąż twierdzi, że jestem do niego uprzedzona i mam depresję poporodową, trzyma sztamę z ojcem. Jestem tak osłabiona, że nie mam siły na wojny psychologiczne. Czuję się ubezwłasnowolniona i nie wiem, od czego zacząć. Niczemu i nikomu już nie wierzę, tylko własnym uszom i oczom. A do nich docierają rzeczy straszne.
Kochana Cegło!
Mam 37 lat i czuję, że nagle doszłam do ściany. A jeszcze 2 tygodnie temu wydawało mi się, że jest dokładnie na odwrót. Że świat otworzył wreszcie przede mną na oścież swoje podwoje. Ponieważ po wielkich trudach i długich bojach urodziłam dzidziusia. Teraz mam przed sobą najtwardszego przeciwnika – mojego teścia – i ciemno mi się robi przed oczami, gdy o tym pomyślę.Mąż (sporo młodszy ode mnie) dzielnie mnie wspierał w walce o dziecko, która trwała blisko 4 lata. W efekcie ciążę miałam leżącą – trochę w szpitalu, trochę w domu, tak na zmianę. Ten okres oderwał mnie od rzeczywistości. Za bardzo koncentrowałam się na sobie i na bezpieczeństwie dziecka. Nie zauważyłam odsunięcia się męża, rzadkich wizyt w szpitalu, braku telefonów.
Justynka urodziła się o czasie i bez komplikacji (nie licząc cesarskiego cięcia), zdrowa jak rydz, tylko ja przypłaciłam to wszystko kompletnym wyczerpaniem, z którego dotąd nie mogę wyjść. A teraz siły bardzo by mi się przydały. Kiedy w szpitalu było nas już dwie, nie ja sama, mąż trochę się uaktywnił. Przedtem zwalał wszystko na pracę, a ja się nie dziwiłam, ponieważ nie wyszłam za „kanapowca” i zawsze mnie to cieszyło. Opowiadał, jakie to niespodzianki czekają na mnie, kiedy wrócę do domu. Rzeczywiście, niespodzianki, a raczej zmiany były spore, mimo że ja, jako osoba może niezbyt lotna czy skomplikowana, spodziewałam się co najwyżej bukietu kwiatów w wazonie i dziecięcej wyprawki, o którą sama nie miałam możliwości zadbać. Tymczasem, już na progu mieszkania dosłownie wpadłam na wielką i złowieszczą postać teścia…
Może zabawnie to brzmi w moim opisie, ale ten człowiek zawsze mnie onieśmielał, nawet się go boję, a na pewno nie lubię. I jak się okazało, słusznie. Niechęć zresztą od początku była wzajemna, teść wiele lat temu owdowiał, jest szalenie twardym człowiekiem i starał się trzymać męską sztamę z jedynym synem, wychować go też na twardziela. Ja mu się nie podobałam. Raz, że nie chciał synowej starszej o 6 lat od syna, a wrogość się pogłębiła przy moich kłopotach z zajściem w ciążę. Dla niego chyba w ogóle nie jestem kobietą.
Za plecami teścia zobaczyłam: odnowione i przemeblowane mieszkanie, a w pokoju, który w myślach przeznaczyłam dla Justynki, zainstalowała się obca dla mnie osoba – pani, która przedtem przychodziła do teścia sprzątać. Usłyszałam, że jestem za słaba, żeby sama zajmować się dzieckiem i ta kobieta zamieszka u nas do czasu, aż dojdę do siebie.
Tak to już ze mną jest, że nigdy nie czułam woli bożej do dzikich awantur, a już w moim stanie, kiedy faktycznie leciałam z nóg – cóż… po prostu biernie poddałam się sytuacji, chociaż powiem Ci z ręką na sercu: czułam się dosłownie tak, jakby mnie gwałcono. Nie przesadzam! Od 2 tygodni przeżywam katusze i czuję dreszcze wstrętu, kiedy ta baba Justynki dotyka. Zresztą, w miarę swoich sił robię wszystko, żeby się to działo jak najrzadziej. Nie wspomnę już o takim drobiazgu, jak pamiętna wizyta teścia, a w zasadzie najście (mąż był w pracy). Rozsiadł się przy herbacie i od słowa do słowa – niby przyszedł porozmawiać o wnuczce – zaczął robić obrzydliwe sugestie, czegoś tak wulgarnego w życiu nie słyszałam. Najpierw, że nie może zrozumieć, jakim cudem z takim zuch – młodym chłopakiem nie mogłam przez tyle lat mieć dziecka, a tu nagle proszę bardzo, cud! Potem, żebym sobie nie myślała, że mężczyzna będzie przez rok siedział bezczynnie przy żonie, z której nie ma pożytku, bo chętnych, żeby poczuł normalne życie, nie brakuje… No i znowu – jak by mnie ktoś spoliczkował!
Opowiedziałam wszystko mężowi. Wzruszył ramionami, powiedział, że jestem przemęczona i doszukuję się podtekstów, bo nie lubię jego ojca. Kiedy się upierałam, zareagował ostrzej. Że mi nie wierzy, bo ojciec nigdy w życiu by się w ten sposób nie odezwał, a nawet nie pomyślał, to nie w jego stylu. I że mam pewnie depresję poporodową i powinnam się leczyć.
Widzę dwa punkty zaczepienia, dwa światełka w tunelu, tylko jestem tak osłabiona, że nie wiem na razie, jak je wykorzystać. Oczywiście, jest Justynka i póki co, wszystko musi zostać jej podporządkowane. Jest też praca, która „czeka” na mnie od pierwszych tygodni ciąży – musiałam odejść na zwolnienie, ale szefowa zachowała się wspaniale. Dodawała mi odwagi przez całe 9 miesięcy i teraz też minimum raz na tydzień suszy mi głowę, kiedy wreszcie wrócę. A zatem – mam do czego wrócić. Tylko nie wiem, jak i kiedy to wszystko rozegram. Jestem tak osłabiona, że nie mam siły na wojny psychologiczne. Nie mogę opędzić się od myśli, że jestem ubezwłasnowolniona i nie wiem, od czego zacząć. Niczemu i nikomu już nie wierzę, tylko własnym uszom i oczom. A do nich docierają rzeczy straszne.
Danka
***
Kochana Danusiu!
Diagnoza na odległość brzmi: to nie depresja. Rozróżniasz mocne i słabe punkty sytuacji, a jednym z najmocniejszych punktów – wbrew temu, co sądzisz – jesteś Ty sama. Masz rację: trzeba wziąć się w garść, choćby nie wiem jak trudne to było w Twoim stanie fizycznym. Ale stopniowo. Nie kosztem zdrowia, własnego ani córeczki i chyba nie kosztem przyszłości całej Waszej rodziny. Ja bym jej jeszcze nie przekreślała.
Nie wiem, na jakie wsparcie możesz liczyć np. ze strony przyjaciół czy własnych rodziców. Rozejrzyj się, ktoś się na pewno znajdzie, kto na początek zewrze z Tobą szeregi. Nie znając dokładniej Twojego położenia, mogę tylko podpowiedzieć, co ja bym zrobiła.
Gwałtowne ruchy odłożyłabym na później, może z wyjątkiem jednego: musisz znaleźć sposób, by wyrzucić ze swojego życia narzuconą opiekunkę do dziecka oraz jej chlebodawcę – teścia. Przemawiają za tym racjonalne argumenty – jesteś matką, masz prawo i bezwzględnie pierwszy głos w wyborze niani – tym bardziej takiej, która mieszka pod Twoim dachem. Dodatkowe „rozrywki” w postaci aforyzmów teścia też są Ci w tej chwili zbędne. Nie wolno mu przekraczać progu Waszego domu po tym, co powiedział. Powinnaś postawić to jasno. Trudno, będzie to dodatkowy test dla Twojego męża, a przy okazji sprawdzian tego, ile prawdy kryje się w zjadliwych aluzjach jego ojca. Niestety, jest to człowiek bez klasy, a jego zachowanie plasuje się poniżej poziomu morza. Ale zmierz się z tym, zamiast wpadać w paranoję i tonąć w domysłach. Rodziców (ani teściów) sobie nie wybieramy.
Mąż nie ma wyjścia, musi wybrać. Chyba zdążyłaś go już poznać na tyle, by nie bać się, że wyprosi Cię z dzieckiem za drzwi, prawda? Sądzę zresztą, że nie w tym problem. On wyraźnie żyje w cieniu ojcowskiego autorytetu i jako mężczyzna sam powinien się z tym uporać, w każdym razie Tobie na razie odradzam walkę z wiatrakami. Póki co, niech panowie spotykają się na mieście i tam prowadzą swoje „męskie” rozmowy. Ty potrzebujesz spokoju.
A kiedy odnajdziesz się na nowo we własnym domu i na swoich warunkach, niebo trochę się przejaśni i zorientujesz się bez trudu, o co w tym wszystkim chodzi. Nie pozwól, by antypatia i schematy myślowe Twojego teścia zadecydowały o losach Waszego małżeństwa. Daj szansę mężowi, który jak dotąd wykazał się w całej sprawie jedynie biernością. Wpuścił do domu obcą kobietę, przyjmując „pomoc” ojca i najprostsze rozwiązanie, najprawdopodobniej w trosce o Twoje dobro. Myślę, że można mu to wybaczyć. Reszta wyjdzie sama.
A przede wszystkim – kuruj się po trudnej ciąży, ciesz się córeczką i zbieraj siły do pracy, w której nie mogą się Ciebie doczekać. Myśl pozytywnie. Za chwilę może się okazać, że dostałaś od losu dużo więcej, niż Ci się w tej chwili wydaje!Ściskam Cię mocno.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze