Błonka dla małżonka
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuDziewictwo to temat, który wciąż wzbudza wielkie emocje – zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. Zdumiewające, ile owo podejście do cienkiego fałdu błony śluzowej u wejścia do kobiecej pochwy potrafi powiedzieć o czyimś światopoglądzie. I wciąż nasuwa się to samo pytanie, czy warto czekać z dziewictwem do ślubu i podarować je temu jedynemu?
Alicja (22 lata, studentka farmacji z Krakowa):
— Jestem dziewicą i jestem z tego dumna. Nie mogę zrozumieć dziewczyn, które mówią, że chcą się pozbyć „tego”, albo że się wstydzą faktu, że są dziewicami. Dla mnie to powód do dumy, powtórzę to raz jeszcze. Wiem, że w dzisiejszych czasach to niepopularne, że wszyscy uprawiają seks z wszystkimi i nie widzą w tym niczego dziwnego. Ale ja wychowałam się w porządnym domu. Rodzice zawsze mi powtarzali, że jak będę się szanowała, będę szanowana. Dla mnie szanować się — znaczy nie uprawiać seksu z kim popadnie, zachować to, co mam najważniejszego dla mężczyzny, z którym spędzę resztę życia, czyli dla męża. Słyszałam gdzieś takie powiedzenie: „błonka dla małżonka”. Trochę mnie rozśmiesza, ale to właśnie moja filozofia. Chcę, żeby mój ukochany wiedział, że czekałam na niego w czystości, zachowując dla niego swoją niewinność.
Oczywiście, że wezmę ślub kościelny. Ślub w urzędzie to nie ślub, ale rejestracja. Należy przysiąc sobie wierność przed panem Bogiem, bo takie gadanie przed jakimś urzędnikiem nie ma w sobie żadnej powagi. Noc poślubną wyobrażam sobie tak: będzie to gdzieś w starym zamku, w łóżku z baldachimem. Jestem romantyczką, nic na to nie poradzę.
Nie, nie boję się, że będziemy w łóżku do siebie niedopasowani. Co to w ogóle znaczy „niedopasowani”? Poza tym nie łóżko jest najważniejsze, powiedzmy to sobie szczerze. Dlatego znajdę sobie takiego mężczyznę, który będzie mnie szanował za to, jaka jestem w sensie emocjonalnym i intelektualnym, a nie będzie ze mną tylko dlatego, że jestem świetna w łóżku. Jestem przekonana, że ogromna liczba rozwodów jest spowodowana faktem, że ludzie biorą ze sobą ślub dlatego, że jest im świetnie w seksie. Jak się kończy fascynacja seksem, nic nie zostaje. Wybieram inną drogę. Za trzydzieści lat przekonam się, kto miał rację.
Monika (27 lat, bezrobotna absolwentka szkoły aktorskiej z Warszawy):
— Miałam dwadzieścia jeden lat, kiedy zaczęłam życie seksualne. Miałam już serdecznie dość tego, że jestem dziewicą. Wstydziłam się tego okropnie. Kiedy z koleżankami z roku rozmawiałyśmy na temat seksu, udawałam wielce doświadczoną i „modliłam się”, żeby tylko nikt mnie o nic nie zapytał, bo a nuż okazałoby się, że ja jeszcze mam simlocka… Tak się mówi, gdy ktoś jeszcze tego nie robił. Była zresztą u nas taka jedna na roku, ona się ze swoim dziewictwem obnosiła i udawała Maryję Dziewicę, to jej wszyscy dokuczali. Miała przez to nawet ksywę: Zakonnica.
Chciałam to zrobić w jakiś kulturalny, ładny sposób, a nie tak, jak niektóre znane mi osoby gdzieś w ubikacji w dyskotece, albo w parku na ławce. Ale nie znałam nikogo, komu mogłabym zaufać na tyle, żeby się przyznać, a potem dać się wprowadzić w – jak to się mówi – arkana miłości. W końcu uwiodłam jednego wykładowcę. Byłam mocno zdesperowana. Wybrałam go, bo on był starszy ode mnie przynajmniej o 15 lat. Wierzyłam, że mężczyzna tak doświadczony jak on będzie wiedział, co się robi w łóżku z kobietą.
Nie powiedziałam tego, że ja jeszcze nigdy z nikim. Udawałam pewną siebie i twardą, bardzo doświadczoną. A doświadczona to ja byłam i owszem, ale tylko teoretycznie. Jak było? Nie wiem nawet, czy zauważył, że ma przed sobą dziewicę. Zachowywał się jak królik. Szybko skończył i zasnął tuż po. Byłam bardzo rozczarowana, bo, jak mówiłam, liczyłam na to, że facet po trzydziestce będzie wiedział, co i jak należy robić, żeby zadowolić kobietę, a spotkałam się z jakąś fuszerką. Ale może faktycznie powinnam mu powiedzieć wcześniej?
Powiedziałam mu później, dopiero kilka tygodni potem. Był zdumiony i zmieszany. Przeprosił mnie i więcej się ze mną nie spotkał. Teraz, kiedy sobie przypomnę to wszystko, czuję lekki niesmak. Myślę sobie, że mogłam poczekać. Na kogo? Na mojego mężczyznę, tego, z którym jestem teraz. Nie, żeby zaraz dziewictwo miało dla mnie jakieś wielkie znaczenie, nie o to mi chodzi. Ale nie musiałam do pierwszego razu podchodzić tak zadaniowo. Mogłam poczekać. I tyle.
Kamil (29 lat, pracownik agencji reklamowej w Poznaniu):
— Często rozmawiam z przyjaciółmi o seksie. I, szczerze mówiąc, dziwi mnie takie podejście, jakie ma kilku moich kolegów. Uważają oni, że najważniejsze jest dziewictwo kobiety. Dla nich są dwie tylko opcje: jak dziewica, to w porządku, jak nie dziewica, znaczy się, że puszczalska. A to przecież wcale nie jest tak. Trzeba mieć kilku parterów seksualnych, żeby poznać swoje ciało, swoje potrzeby seksualne. Mieć jakąś skalę porównawczą, żeby wiedzieć, czego się chce. I ja to rozumiem. Poza tym, co to za podwójne standardy moralne? Kobieta ma być dziewicą, ale facet nie musi?
Ostatnio wpadłem na pomysł, że dziewic żądni są ci faceci, którzy mają jakieś seksualne kompleksy, jakieś lęki. Dlaczego? Jak mają przed sobą jakąś niedoświadczoną kobietę, ona nie potrafi powiedzieć, czy on jest dobrym kochankiem czy nie. Nie ma tej skali porównawczej, o której mówiłem. Dziewice są dobre dla facetów niepewnych swojej męskości.
Wokół dziewictwa narosło wiele różnych mitów? O, na przykład, że impotenci przy dziewicach zdrowieją. W Afryce dziewica jest rzekomo gwarancją tego, że nie ma wirusa HIV. Tyle, że wiele razy słyszałem o dziewicach, które uprawiają seks oralny i analny – w łóżku robią wszystko oprócz penetracji pochwy… A zabieg przywrócenia błony trwa pół godziny i kosztuje jakieś półtora tysiąca euro. Jak usłyszałem o pewnej Amerykance, która sprzedała swoje dziewictwo w sieci, zamurowało mnie. Dziś wszystko można kupić i sprzedać, dziewictwo też.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze