Kalendarzyk małżeński to obciach?
PAULINA MAJEWSKA-ŚWIGOŃ • dawno temuWiele par wciąż stosuje naturalne metody antykoncepcji. Nie uznaje prezerwatyw, tabletek antykoncepcyjnych, wkładek wewnątrzmacicznych itp. O swoich doświadczeniach z tzw. "kalendarzykiem małżeńskim" opowiedziały nam trzy kobiety. Czy kalendarzyk to przeżytek i obciach?
Janina (31 lat, wykładowca z Wrocławia):
— Wiem, że wiele osób uważa mnie za wariatkę, jakąś zacofaną kobitę, która nie potrafi korzystać z dobrodziejstw medycyny. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby stosować tabletki antykoncepcyjne. Jestem świadoma, że te obecnie dostępne na rynku są o niebo lepsze od tych „bomb” hormonalnych sprzed 15 lat, ale mimo to nie mam zaufania do sztucznych środków. Nie wierzę, że nie mają one żadnego negatywnego wpływu na nasz organizm. Jestem pełna żalu wobec lekarzy, którzy niemal na każdym kroku wypisują receptę na „piguły”. Idą na łatwiznę. Przychodzi młoda kobieta i mówi, że ma bolesne miesiączki… Co zrobić? No oczywiście, wypisać tabletki antykoncepcyjne! Bolesne miesiączki mijają jak ręką odjął! Kolejna dziewczyna, siedemnastolatka, narzeka na brzydką cerę. Co robić? Wypisać tabletki antykoncepcyjne! Wygląda na to, że są one lekiem na całe zło! Ale czy faktycznie takim bezpiecznym?
Ja od początku, czyli od momentu, w którym zdecydowałam się na współżycie seksualne z moim partnerem, stosuję kalendarzyk małżeński (poszliśmy do łóżka znacznie wcześniej, niż stanęliśmy na ślubnym kobiercu). Nie uważam, żeby regularne obserwowanie swojego organizmu było obciachem! Wręcz przeciwnie. Zawsze można zauważyć jakieś sygnały z jego strony, że coś jest nie tak, że trzeba się zbadać. Kochając się z partnerem nie myślę, żeby tylko nie zajść w ciąże, bo po kilkunastu miesiącach obserwacji, wiem, kiedy mam dni płodne, a kiedy mogę sobie pozwolić na totalny luz w sypialni. Co do dzieci — mamy troje. Wszystkie planowane, mało tego — zaplanowane co do miesiąca! Zawsze chciałam rodzić w lecie i co? Marcin i Kasia przyszli na świat w lipcu (w 2001 i 2005 roku), a Julka w sierpniu 2008. I niech nikt mi nie mówi, że to nierealne! Trzeba tylko chcieć i wytrwale obserwować siebie.
Beata (28 lat, niepracująca mama z Pszczyny):
— Kalendarzyk małżeński w moim przypadku okazał się totalnym niewypałem. Nie dość, że trzeba być bardzo zorganizowanym — mierzyć temperaturę każdego dnia o tej samej porze, to jeszcze zaznaczać jakieś kropki, kreski i odbyte kontakty seksualne! Nie lubię sztuczności, więc stosowanie pigułek też nie było dla mnie. Wciskanie sobie spirali również mnie nie bawiło, tym bardziej, że nie jest ona wskazana dla kobiet, które jeszcze nie rodziły.
Skończyłam studia, dostałam super pracę, w której realizowałam się w 100 procentach. Nie chciałam dziecka, nie czułam się gotowa. Byłam na pełnych obrotach ponad 12 godzin na dobę. Stosowałam kalendarzyk. Szkoda tylko, że nie wiedziałam (nikt mnie nie poinformował), że metoda ta bierze w łeb na przykład przy jakichś infekcjach czy zmianach klimatu. Mój organizm zachowywał się cały czas tak samo, więc podczas urlopu w Tunezji nie obawiałam się żadnych niespodzianek i nie ograniczałam dostępu do siebie mojemu mężowi.
Wróciliśmy we trójkę. Kocham swoje dziecko, ale musiałam zrezygnować z pracy — wymagana dyspozycyjność przy niemowlaku jest nierealna.
Danuta (34 lata, prowadzi własną firmę handlową w Bielsku):
— O kalendarzyku małżeńskim usłyszałam pierwszy raz na naukach przedślubnych. Wydawało mi się to wtedy totalnym nieporozumieniem! Każdego ranka mam sobie badać temperaturę, obserwować czy mój śluz jest jak białko kurzego jaja i wkładać sobie palce do pochwy, żeby wiedzieć, czy szyjka macicy jest twarda, czy już rozpulchniona, miękka i otwarta. Budziło to we mnie obrzydzenie. Poza tym byłam zbyt leniwa, żeby robić te wszystkie wykresy. Przecież łatwiej łyknąć rano pigułkę i mieć problem ewentualnej ciąży z głowy. I pewnie wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że po odstawieniu pigułek (a brałam je prawie 4 lata) w mojej macicy zaczęły nagle rosnąć mięśniaki. Okres totalnie się rozregulował, miałam okropne bóle. Długo wszystko dochodziło do normy, leczyłam się.
W końcu zapragnęliśmy z mężem zostać rodzicami. Niestety, mimo prób przez ponad 2 lata nie udało nam się począć dziecka. Postanowiliśmy zrobić różne badania — nawet mąż zgodził się w końcu na badanie nasienia. Wszystkie wyniki jasno pokazywały — jesteście płodni, wszystko jest w porządku, po prostu „wrzućcie na luz” i kochajcie się dla przyjemności, a nie po to, żeby koniecznie począć dziecko. Moja mama powtarzała, że widocznie za bardzo chcemy…
Swoich ginekologów zmieniałam jak rękawiczki. Aż w końcu trafiłam do pani doktor, która przekonała mnie do obserwacji swojego ciała. Tak też uczyniłam. Powiem szczerze, że nie wierzyłam w tę metodę, przecież tak wiele czynników może spowodować zaburzenia w naszym organizmie — chociażby stres, którego przecież na co dzień mi nie brakuje. Ale byłam już na skraju załamania, więc chwytałam się wszystkiego, żeby tylko zostać w końcu matką.
Po 7 miesiącach obserwacji i konsultacjach z lekarzem w końcu odkryłam, co jest przyczyną naszych niepowodzeń w staraniach o maleństwo. Okazało się, że źle obliczałam swoje dni płodne. Mój cykl trwał 26 dni — tak sądziłam. Więc wszelkie próby podejmowaliśmy mniej więcej w środku cyklu. Bez skutku, jak już powiedziałam. O obserwacji śluzu nie było mowy, ponieważ nie miałam go w ogóle! Pani doktor uświadomiła mi, że moje cykle są bardzo długie, trwają 39–41 dni, a krwawienie, które pojawia się 25. lub 26. dnia to nie miesiączka, tylko tak zwane krwawienie śródcykliczne i to właśnie je należy traktować jako najbardziej płodne dni. W głowie mi się to nie mieściło — seks podczas krwawienia?! Lekarka uznała, że powinniśmy kochać się dzień przed spodziewanym krwawieniem (biorąc pod uwagę żywotność plemników). W ten oto sposób, po 2 miesiącach, byłam już w ciąży. Badania USG wykazywały zbliżającą się owulację, natomiast nigdy do niej nie dochodziło, pęcherzyk dojrzewał i pękał dopiero w czasie krwawienia, które ja uznawałam za normalną miesiączkę. Ludzki organizm jest wielką tajemnicą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze