Co można robić o czwartej rano?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuWszyscy to znacie? Ufam, że nie. Budzisz się w ciemności, trwasz chwilę w otępieniu i jeszcze przez moment, przez góra dziesięć minut towarzyszy ci złudna nadzieja, że zdołasz zasnąć. Gdzie tam! Rozpiera cię pusta, złośliwa energia. Mógłbyś robić pompki albo pobiec maraton. W gruncie rzeczy, nie jest źle. Źle będzie parę godzin później, kiedy trzeba wstać...
Wszyscy to znacie? Ufam, że nie. Budzisz się w ciemności, trwasz chwilę w otępieniu i jeszcze przez moment, przez góra dziesięć minut towarzyszy ci złudna nadzieja, że zdołasz zasnąć. Gdzie tam! Rozpiera cię pusta, złośliwa energia. Mógłbyś robić pompki albo pobiec maraton. W gruncie rzeczy, nie jest źle.
Źle będzie parę godzin później, kiedy trzeba wstać. Głowa zrobi się ciężka, a myśli przestaną należeć do ciebie – ożyją i zaczną szeptać okropności. Żołądek skurczy się jak pięść mumii, jedzenie zyska posmak żwiru, lura roztrzepocze serce. Nadchodzący dzień stanie się torturą, choćby ze względu na wypełniające go rozliczne obowiązki. Praca. Dziecko, które trzeba zabrać z przedszkola. Zakupy. Wieczorem goście.
Wiesz to już teraz, leżąc w łóżku i wołając o sen. Jest czwarta rano, godzina pomiędzy nocą a dniem, kiedy wszystko ulega rozmyciu jak ciemne kontury mebli, jak pomarańczowe światło latarni rzucone na sufit. W tej godzinie świat może się skończyć, możesz dostać zawału, w bloku naprzeciwko wybuchnie pożar, a na skwerze wylądują Marsjanie. O czwartej rano wydarzyć się może wszystko, poza jednym – z pewnością nie zaśniesz. Co wówczas można robić? Co z tobą będzie, biedaku?
Próba powrotu w sen wydaje się najgłupszym rozwiązaniem. Równie dobrze można by wrzeszczeć na słońce, by raczyło podnieść się zza horyzontu. Szybko pojawia się złość, nawet rozpacz, zaczynasz się trząść i przeklinać nadchodzący dzień.
Jeśli już, wypada poszukać sposobów wyciszenia się. Nie myślmy o śnie, o nadchodzącym dniu, ani o niczym przyjemnym. Zresztą, myśli przypominają wściekłe psy, goniące się po arenie. Sam szukam ucieczki w nudzie, konkretnie wymyślam fabuły romansów w typie harlequinów. Wiecie dobrze, on bogaty dziedzic przedsiębiorstwa naftowego, ona jest młodą ekolożką, walczą ze sobą, w końcu się w sobie zakochują, lecz nim będą razem, muszą pokonać mnóstwo przeszkód. Jest to tak głupie, nudne i otępiające, że może uspokoić głowę wraz z sercem i sprowadzić sen. Szanse oceniam jako jeden do dziesięciu.
Pewnym rozwiązaniem jest alkohol. Dwa piwa, wypite duszkiem, mogą przywrócić sen, przynajmniej w moim wypadku. Lekarze twierdzą jednak, że sen pod wpływem alkoholu posiada niewielką wartości. Dwie godziny spania po pijaku liczą się za godzinę na trzeźwo.
Doprawdy, trudno mi uwierzyć w szkodliwość alkoholu, lecz podam inny przykład. Obudzony o czwartej rano postanowiłem poratować się dwoma piwami. Wyduldałem, zwaliłem się w wyro, lecz sen dalej nie chciał nadejść. Przeciwnie, byłem coraz bardziej rozbudzony. Idiota, poszedłem za ciosem i wypiłem dwa kolejne piwa, oczekujące w lodówce. Znów jednak nie zasnąłem? Efekt? Siedziałem w mokrej pościeli, pijany, o siódmej rano. Co można zrobić z tak rozpoczynającym się dniem? Następnych kilkunastu godzin nie umiem sobie przypomnieć, wiem za to, że piwo raz na zawsze opuściło katalog środków nasennych.
Seks nadaje się doskonale. Dobry numerek gwarantuje natychmiastową dezercję z przykrego świata jawy. Kłopot w tym, że do tego akurat zadania potrzebujemy drugiej osoby. Ta nie zawsze jest pod ręką (ręka w tym kontekście sugeruje inne rozwiązanie), a jeśli nawet – to również śpi. Obudzenie partnera o czwartej rano grozi konsekwencjami, przy których dzień po nieprzespanej nocy przypomina spacerek po słonecznym parku.
Wie o tym mój przyjaciel, który swojego czasu nawiązał romans swojego życia. Kochali się jak zające w marcu, jak papużki nierozłączki. Ponieważ kolega często budził się o czwartej rano, po dwóch godzinach snu, postanowił zasnąć poprzez współżycie. Wydawało mu się, że jego partnerka nie ma nic przeciwko temu, więcej, zdawała się na niego spoglądać swoimi wielkimi, zielonymi oczami. Oczy te – zapraszały go. Wziął się więc do rzeczy, lecz dostał z łokcia. Okazało się, że jego dziewczyna śpi z otwartymi oczami, o czym nie wiedział (ona też nie), gdyż znali się krótko. Ufam, że oberwawszy w łeb, stracił przytomność, wstał z guzem, lecz wypoczęty.
Oglądanie filmów, czy też śledzenie internetu niewiele pomoże. Najgorsze jest porno, potęgujące nastrój pobudzenia. Puść sobie ślizgacza – nie zaśniesz na pewno. Ale samo wpatrywanie się w ekran, ten pulsujący sztucznymi kolorami prostokąt niewiele pomaga, co najwyżej rozdrażnia i dezorientuje. Jeśli już musimy coś włączyć, sugerowałbym jakiś śmiertelnie nudny serial, coś, co będzie ekwiwalentem wspomnianego wyżej wymyślania romansów – mi, przez jakiś czas pomagała włoska produkcja odcinkowa „Barbarossa” z Rutgerem Hauerem, rzecz tak nudna i bezbarwna, że uśpiłaby diabła tasmańskiego.
Już książka jest lepsza, to znaczy byłaby lepsza, ale przecież nikt już nie czyta książek i nie wie nawet co to takiego. Zapytajcie swoich babć, może przechowały jakiś zakurzony tom? Kłopot w tym, że bezsenność szatkuje mózg i duszę, trudno się skupić, poskładanie wyrazów w zdania, a zdań w sensowną całość jest utrudnione, jeśli nie niemożliwe.
Niewiele wiem o technikach medytacyjnych. Eksperymentowałem z oddychaniem (wdech przez cztery sekundy, zatrzymanie na dwie, wydech przez kolejne cztery), co skończyło się na tym, że się wściekłem – nie umiałem bowiem prawidłowo oddychać. Niektórzy przyznają tym metodom pewną skuteczność. Może warto spróbować na sobie? Oddychanie, póki co, nie boli.
Snu nie można przywrócić. Nie działa alkohol, o seks trudno, komputer męczy, książek nie mamy, bądź nie umiemy ich czytać. Pozostaje jedno. Po prostu, należy rozpocząć nowy dzień. Wiem, to brzmi strasznie, ale innego wyjścia nie ma. Napijmy się mocnej kawy i zjedzmy dobre, zdrowe śniadanie, choć to ostatnia czynność, na jaką ma ochotę nasz pomięty żołądek. Nadchodzący dzień będzie okropny, ale, przy odrobinie szczęścia skończy się stosunkowo wcześnie. Poza tym, to tylko jeden z wielu dni, zaczynający się o czwartej rano, tej przeklętej godzinie, kiedy wszystko może się zdarzyć.
Chyba, że obudzimy się o trzeciej.
Wtedy zdołamy zasnąć. Spokojna głowa.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze