Nawrócenie w związku
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuDziewczyna kolegi przeżyła nawrócenie. Kategorycznie odmówiła współżycia i dostępu do wszystkich ciekawych części ciała, które znajdują się poniżej szyi. Ale może są jakieś plusy takiego nawrócenia? Czy kobieta wierząca ma mniejsze skłonności do zdrady, do tego bardziej przejmuje się dopełnianiem domowych obowiązków?
Ten dzień pamiętam jako jeden z najczarniejszych.
Mój serdeczny przyjaciel, brat od beczki soli i galonów browara, zacny człowiek, z którym w innych czasach pojechalibyśmy podbijać Inków, zadzwonił, że koniecznie natychmiast musimy się zobaczyć. Rzuciłem wszelkie zajęcia i pół godziny później czekałem przepełniony niepokojem. Kolega przyszedł postarzony o lat dziesięć i, jeśli dobrze pamiętam podczas rozmowy, obrastał siwizną. Twarz marszczyła mu się jak tafla wody chłostana zimnym wiatrem. Co jest, zapytałem i zastygłem w oczekiwaniu. Niechciana ciąża? Choroba wstydliwa? A on spuścił głowę i rzekł: dziewczyna mi się nawróciła. Nagle i chyba nieodwołalnie.
Ledwo wyrzekł te słowa, a czarne chmury zasnuły niebo, zakrywając zresztą niezapowiadane przez nikogo zaćmienie słońca. Lunęło deszczem, wiatr wybijał szyby w oknach, psy wyły, spadł grad wielkości jaj przepiórczych, zaczęły gasnąć gwiazdy. Barman, który przypadkiem usłyszał te słowa, wył gdzieś pod pipą. Odpowiedziałem jednak, że nie widzę problemu, a nawet dobrze się dzieje (przy tych słowach piorun walnął w strażnika miejskiego) – lepiej przebywać w otoczeniu ludzi wierzących, lepiej z wierzącymi żyć, zwłaszcza, jeśli samemu jest się bezbożnikiem.
Nie ulega wątpliwości, że zasady życia wynikające z religii, właściwie jakiejkolwiek, od katolicyzmu przez cały Wschód po kult sosny w rycie pogańskim, mają tę wspólną cechę, że nie da się ich przestrzegać. A skoro nie da, nikomu to nie wadzi, wyłączywszy co bardziej radykalnych biskupów. Istnieje nawet tendencja odwrotna: moje wieloletnie doświadczenie wskazuje, że ludzie wierzący są dużo ciekawsi i dają czadu jak mało kto. Wynika to z rozumnego rozdzielenia życia na zasady wiary i wolny weekend, kiedy powracają bożki uciechy. Zabawy w gronie ateistycznym nieodmiennie przypominały stypę po ostatnim sprawiedliwym, zaś zaledwie kilka tygodni temu, w towarzystwie znajomka traktującego zasady wiary dość pryncypialnie udało nam się w jeden wieczór wywołać trzy bójki o innych radosnych zachowaniach nie wspomniawszy. Wynika to z samej, dzikiej przecież radości łamania zakazów – kiedy wszystko wolno, wszystko zyskuje mdły smak.
Kolega tylko jęczał, a ja mówiłem dalej. Pioruny biły wokoło. Związek z osobą wierzącą, zwłaszcza gdy to jest dziewczyna, wydaje się mieć same plusy, okupione koniecznością uczestniczenia w niedzielnej mszy, co uwiera, jednak – umiarkowanie. Kobieta wierząca ma mniejsze skłonności do zdrady, do tego bardziej przejmuje się dopełnianiem domowych obowiązków. Przekłada się to na regularność posiłków, ich jakość, porządek we wspólnym gniazdku i uprasowane koszule. Jakoś tak dziwnie się dzieje, że jeśli kobieta ujrzy Boga, natychmiast pragnie zostać panią domu.
Żeby dopełnić pocieszenia przypomniałem innych znajomych, czyli parę tkwiącą od lat w radosnym narzeczeństwie. Mieszkają razem, a dzięki ich pomysłowej zmysłowości średnia liczba stosunków seksualnych w Krakowie skoczyła o jakieś trzydzieści procent. Co niedzielę, prosto z łóżka stroją się odświętnie i zasuwają na mszę, dziękując Bogu za tak udane, urozmaicone życie, przede wszystkim zaś za to, że na siebie trafili. W odpowiedzi na zarzut hipokryzji tulą się, śmieją, a potem wystawiają środkowy palec.
Kolega przerwał, zapłakał i opowiedział, co tak naprawdę się wydarzyło; wyłysiał, nim skończył. Otóż, dziewczyna przeżyła nawrócenie gwałtowne i szalenie kościelne, co zaowocowało nielichym kataklizmem. Kategorycznie odmówiła współżycia, gorzej nawet – dostępu do wszystkich ciekawych części ciała, które zwyczajowo znajdują się poniżej szyi. Wywaliła z twardego dysku muzykę i filmy, które uznała za niemoralne, a że kolega był zapiekłym metalowcem do tego wielbicielem horrorów, nagle został z niczym. Przewróciła mieszkanie do góry nogami, wyrzucając co tylko jej się nie podobało: nieprawilne książki i koszulki zespołów. Zachowała przy tym dość instynktu, by pozbyć się także tych ciuchów swojego faceta, które zwyczajnie jej się nie podobały. Czarnych szturmówek, marynarki w prążki oraz dziesięciu spranych podkoszulków niezgodnych z nauczaniem Kościoła. Żeby sprawę jeszcze pogorszyć, nawrócenie nastąpiło w okresie Wielkiego Postu, rozumianego dość ortodoksyjnie: kumpel wsuwał warzywa i nieprzyprawione zupy.
Jakkolwiek fantastycznie to brzmi – takie rzeczy naprawdę się dzieją.
Sytuacja kolegi była nie do pozazdroszczenia, zwłaszcza, że był szczerze zakochany w tym postrzelonym dziewczęciu. O jej porzuceniu nie chciał słyszeć, choć w pierwszym odruchu chciałem zasugerować właśnie takie rozwiązanie. Dramat z nawróceniem rozbija się o to, że nie ma w nim nic złego. Dobrze przecież, że ludzie znajdują drogę do Boga i próbują być lepsi niż wcześniej im się zdarzało. To nie pijaństwo ani zdrada, choć w tym konkretnym przypadku może kompletnie zrujnować życie. Jednocześnie trudno coś konkretnego uczynić, przecież nie sposób nawet wyrazić pretensji – wynika z tego, że potrzebujemy raczej ludzi gorszych niż moralnie udanych. Życie się wali w skutek szczególnie intensywnej inwazji dobra. Przeciw temu tarczy jeszcze nie wynaleziono.
Dosłownie. Istnieją grupy wsparcia dla ludzi, których bliscy wpadli w alkoholizm i narkomanię, pomaga się rodzinom seksoholików, instytucjami walczącymi z przemocą domową można sobie oczy podbić. Gdyby jeszcze dziewczyna zwróciła się ku jakiemuś złowrogiemu bóstwu w rodzaju Szatana, dałoby się coś zrobić, zasady przeciwdziałania psychomanipulacji w sektach również mamy odbębnione. Trudno jednak znaleźć kogokolwiek, kto wesprze faceta w jego krucjacie przeciw normalnemu choć intensywnemu nawróceniu.
Gradobicie uległo nasileniu, także w mojej głowie, tak intensywnie szukałem rozwiązania. Ciężko z kimś być, ciężko kogoś porzucić – wyrzec siebie jeszcze trudniej. Pewne pocieszenie znalazłem w powszechnej prawdzie, że kobiety nie traktują wiary zbyt poważnie i operują konkretem. Ta teza znalazła jednak swoje zaprzeczenie.
Pierwszym rozwiązaniem jest powtórzenie drogi wybranki, czyli zgoda na zaproponowane warunki. Brzmi strasznie, ale świat kręci się wokół tego, że facet zawsze musi odpuścić. Kolekcję filmów, tak boleśnie wykasowaną można stosunkowo szybko uzupełnić korzystając z dobrodziejstw stałego łącza, to samo dotyczy muzyki, książek i tak nikt nie czyta, odnośnie spodni, koszulek, marynarki – dobrze nawet, że wyleciały za okno. Cieszmy się więc z ich braku i róbmy co należy. W końcu, całe to nawrócenie jest niczym więcej, jak tylko rozpaczliwym wołaniem o sformalizowanie związku. Ślub, biała suknia. Skoro facet zwlekał, teraz ma. Wywiąże się z obrączkowego obowiązku i będzie miał miody. Tyle, że właśnie ta rozpaczliwa próba zasiała w sercu zwątpienie.
Głos rozsądku podsunął inny pomysł: radykalizm poglądów czy też sposobu życia jest może widowiskowy lecz i krótkotrwały ze względu na nieustanne cięgi, jakie od życia zbiera osoba radykalna. Ortodoksyjny chrześcijanin, komunista, kapitalista musiałby wynieść się na jakąś wyspę, gdzie mordowałby się (w sensie dosłownym) z podobnymi sobie. Samo życie wymusza nieustanne kompromisy. Więc chłopie, przeczekaj. Nie prowokuj awantur, nie naciskaj, ale też nie gódź się na nic, co ci nie odpowiada. Do Bożego Narodzenia powinno przejść, będziecie znów szczęśliwi, choć może spokojniejsi. A jemu zdążyły osiwieć nawet brwi.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale barman podbiegł, osłaniając głowę szczególnie mocarną tacą i poprosił, byśmy jak najszybciej poszli, zapominając nawet o rachunku: inaczej, prędzej czy później piorun trafi w knajpę i nas pogrzebie. Wybiegliśmy więc na zewnątrz, próbując osłonić się przed gradobiciem. Kolega orzekł, że bardzo mu pomogłem. Postara się przetrzymać, w nadziei, że powrócą dawne miody. Uścisnął mi rękę i takim chcę go pamiętać.
Poszedł potem, odprowadzany przez deszcz, grad, zawieruchę, nad nim piętrzyła się korona piorunów.
Wędruje tak do dziś.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze