Po co mi mężczyzna?
URSZULA • dawno temuPo kilku miesiącach niezbyt rozsądnych szaleństw w okolicznych knajpach oraz umawiania się na koszmarne randki z groźnymi wariatami i chronicznymi nudziarzami przyszedł czas na nieodzowny w życiu każdej singielki moment, w którym zadaje sobie pytanie: Po co mi mężczyzna?
Po kilku miesiącach niezbyt rozsądnych szaleństw w okolicznych knajpach oraz umawiania się na koszmarne randki z groźnymi wariatami i chronicznymi nudziarzami przyszedł czas na nieodzowny w życiu każdej singielki moment.
Czasem ten moment nadchodzi wtedy, kiedy w leniwe sobotnie popołudnie leżysz w wysprzątanym mieszkaniu (i nigdzie, absolutnie nigdzie, nie walają się jego brudne skarpetki), przytulona do kota (on miał uczulenie i w domu nie mogło być kota), właśnie zjadłaś pyszne warzywne curry (on na sobotni obiad tolerował wyłącznie kotlety schabowe), a w perspektywie masz wyjście z koleżankami do kina na Zmierzch (on mógł oglądać tylko filmy akcji), a potem na basen i saunę (on nienawidził basenu i sauny). Czasem ten moment nadchodzi wtedy, kiedy psuje się kran i okazuje się, że wystarczy wykonać jeden prosty telefon do firmy „Mąż na godziny”, żeby przyjechał przemiły pan, który nie tylko naprawi kran, ale dodatkowo wbije gwóźdź i przylepi odpadający kafelek, a za wszystko weźmie kwotę, która nie jest wyższa niż ta, jaką zapłaciłabyś za dwie kawy na mieście (on zawsze mówił, że zaraz naprawi, a potem trzeba było chodzić za nim miesiącami, i to w dodatku bezskutecznie). Czasem ten moment przychodzi wtedy, kiedy tańcząc sobie w najlepsze na przyjęciu z kieliszkiem szampana w dłoni, kątem oka dostrzegasz, jak twoja przyjaciółka wybiega z płaczem do toalety, bo właśnie pokłóciła się na śmierć i życie ze swoim chłopakiem (co natychmiast przypomina ci, że on nienawidził imprez i po pół godzinie był całkowicie gotowy, żeby zmierzać w kierunku domu, do czego usiłował cię przekonać podniesionym głosem). W każdym razie ten moment wcześniej czy później z pewnością nadejdzie. Moment, w którym zadasz sobie pytanie: Po co mi mężczyzna?
W czasach prehistorycznych funkcja mężczyzny była jasna jak słońce — musiał być, bo kobieta była zbyt słaba, by własnoręcznie upolować mamuta. Później mamuty wyginęły, ale mężczyzna szybko przystosował się do nowej sytuacji i znalazł sposób, by pozostać niezbędnym — zabronił kobiecie pracować i zarabiać pieniądze. Nie było przecież możliwości, żeby zamknięta w domu niewiasta z czwórką zasmarkanego drobiazgu przy spódnicy poradziła sobie w życiu bez pomocy swego pana i władcy, który mógł iść w szeroki świat i zapewniać rodzinie byt. Kobiety nieźle się napracowały, żeby wywalczyć sobie równe prawa, ale do tej sytuacji mężczyźni złośliwie przystosować się już nie chcą — wciąż nie mogą znaleźć sobie jakiejś konkretnej funkcji, która sprawiłaby, żeby byli kobiecie niezbędni do życia. Po co nam dziś mężczyźni?
Kiedy pewnego pięknego sobotniego popołudnia naszło mnie owo metafizyczne pytanie, myślałam i myślałam, aż w końcu wymyśliłam dwa powody i to nie do końca przekonywujące. Po pierwsze — dzieci. To się nie zmieniło od czasów prehistorycznych — żeby począć nowe życie, konieczny jest zarówno pierwiastek żeński, jak i męski. Chociaż, jeżeliby się głębiej nad tym zastanowić, nauka idzie do przodu, kliniki in vitro wyrastają jak grzyby po deszczu. Sperma wciąż jest potrzebna, żeby począć dziecko, ale na upartego można ją po prostu pobrać z banku spermy, od jakiegoś miłego, przystojnego i anonimowego pana. A następnie, przy odpowiednich nakładach finansowych oraz wsparciu rodziny i przyjaciółek, wychować sobie to dziecko samej i mieć święty spokój. Przecież tyle kobiet po ślubie z miłością swojego życia i drugą połówką pomarańczy kończy samotnie wychowując dziecko i wylewając hektolitry łez w poduszkę z tęsknoty za utraconym szczęściem. Więc dlaczego by od razu nie zdecydować się na samotne macierzyństwo? Kwestia dzieci zresztą nie zajmowała moich myśli zbyt długo, ponieważ dziecko i tak nie znajduje się aktualnie w sferze moich marzeń, szybko przeszłam więc do powodu numer dwa. Seks.
Ludzkość nie wynalazła jeszcze męskich prostytutek na telefon, a nawet jeżeli by wynalazła, to pewnie i tak szybko by zbankrutowały, ponieważ dla kobiety nie ma nic mniej sexy niż automatyczny seks, całkowicie pozbawiony uwodzenia – tego skomplikowanego tańca godowego, skądinąd durnego, ale całkiem przyjemnego. Są jednakowoż jakieś syntetyczne substytuty mężczyzny, a raczej jednej jego części, szeroko dostępne w rozlicznych sex shopach, ale problem pozostaje ten sam — choćby nie wiadomo jak kombinować, wibrator nigdy nie będzie romantyczny. I wtedy mnie oświeciło — te wszystkie kwiatki, czekoladki, słodkie SMS-y, trzymanie się za ręce i nocne spacery z butelką wina na plaży! Tego nie zastąpi nikt i nic.
Na dzień dzisiejszy ustaliłam już sobie, po co mi mężczyzna. Jakby to ująć? Chyba najbliżej skomplikowanej prawdy byli Starsi Panowie z kabaretu, którzy z właściwym sobie urokiem śpiewali: Odrobina mężczyzny na co dzień – jakże życia odmieni ci tło! Z odrobiną mężczyzny na co dzień wszystko będzie inaczej ci szło. Może nawet cię nie brać na ręce, gdyby na to on nie miał sił, byle rano zaśpiewał w łazience, lubił rosół i tkliwy on był.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze