Rozwód jest trendy?
SYLWIA KOWALSKA • dawno temuW ciągu ostatnich czterech lat odnotowuje się coraz więcej rozwodów. Najczęściej rozstają się ludzie młodzi, wykształceni. To głównie oni organizują modne obecnie „porozwodowe imprezy”, na których oblewają rozstanie z byłym już partnerem i znajomymi. Są kobiety, dla których rozstanie po paru latach małżeństwa odbywa się bez większych emocji, na zimno. Jednak większość cierpi i nie może się pogodzić z porażką.
Powodów rozpadu związku jest wiele: alkoholizm, zdrada, brak zainteresowania rodziną, znęcanie fizyczne i psychiczne, ale także niezgodność charakterów. Wówczas rozwód uzyskać można w niecałe pół godziny.
Małżeństwo traci na swej wadze, przeradza się w kilkuletnią przygodę. Poznajcie historie kilku kobiet.
Celina (25 lat, analityk finansowy z Rzeszowa):
— Mojego byłego męża poznałam jeszcze w liceum. Grał na gitarze na klasowych ogniskach. Imponował mi. Wiele dziewczyn było nim zainteresowanych. Wysoki brunet o niebieskich oczach, szarmancki. Marzenie większości kobiet. A do tego wybrał właśnie mnie…
Rok po ślubie niestety czar prysnął. Adam chodził wszędzie z telefonem, nie rozstawał się z nim ani na sekundę, choć jeszcze rok wcześniej nie wiedział nieraz przez tydzień gdzie ma komórkę. Co chwilę kasował połączenia i SMS-y pewnie po to, by nie było śladu po żadnej rozmowie. Bał się, bym przypadkowo nic nie zobaczyła, chociaż nigdy, nawet jeszcze jak ze sobą chodziliśmy, nie miałam nawyku przeglądania mu komórki. Nieraz miałam głuche telefony, totalna cisza w słuchawce. Gdy on odbierał, mówił, że „pomyłka” lub „oddzwonię później”. Gdy pytałam, z kim rozmawiał, tłumaczył, że dzwonił kolega.
Mój wspaniały mąż ciągle komuś coś załatwiał. Był niezastąpiony. Dla wszystkich miał czas, dla mnie nigdy. Ubóstwiany, nie mógł się oderwać od znajomych. Gdy pytałam, czemu nigdy nie bierze mnie na spotkania towarzyskie, odpowiadał, że nie potrzebuje słuchać potem wyrzutów, bo z pewnością wymyślę sobie jakiś powód do zazdrości. Wstydził się mnie. Ciągle ganił za nieodpowiednie zachowanie. A ja byłam samotna i bezradna.
Chciałam przypomnieć mu naszą miłość. Zamówiłam wczasy w Zakopanem, w miejscu do którego po raz pierwszy pojechaliśmy już jako para. Odmówił. Powiedział, że wyjeżdża na szkolenie z pracy i nie może jechać ze mną. Miałam dość! Co prawda, mimo podejrzeń nie przyłapałam go na zdradzie, ale takie samotne wegetowanie w naszym M-5 przestało mnie zadowalać. Wniosłam pozew o rozwód. Bez orzekania o winie. Gdy go dostał, nawet się nie zdziwił. Jakby dążył do tego, sprawdzał, ile jeszcze może, ile wytrzymam. Zniszczył nasze małżeństwo. Wierzę, że spotkam jeszcze mężczyznę, dla którego stanę się najważniejsza. Bo teraz jestem silna i pewniejsza siebie. Wreszcie!
Danuta (38 lat, stomatolog z Łodzi):
— Jesteśmy z Krzysztofem 8 lat po ślubie. Nasza córka ma 4 latka. Wszystko powinno się układać, ale los płata przykre niespodzianki. Jakiś czas temu świat zaczął mi się walić. Nie jestem bez winy, bo nie ma ludzi całkowicie niewinnych w żadnym związku, ale…
Poznaliśmy się tuż po studiach i, choć wcześniej nie wierzyłam w takie nagłe uczucia, zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Razem mogliśmy przenosić góry. 5 lat później ślub i pierwsze problemy. Dzięki uczuciom, dawaliśmy jakoś radę. Potem wyszło jednak na to, że istnieją bariery nie do pokonania. Gdy urodziła się nasza córcia powinno być cudnie, ale zaczęło się walić. W trakcie ciąży wyjechałam do mamy i jeszcze przez rok po urodzeniu Kasi mieszkałam z nią. Bałam się, że nie poradzę sobie z niemowlęciem. Chciałam, by mama pomogła mi i wsparła, bo na męża nie mogłam liczyć. Mówił, że dzieci to sprawa kobiet. Ale przecież to nasze wspólne dziecko, nie moje osobiste. Był weekendowym tatusiem. Gdy już raczył przyjechać do swojej żony i córki, były same pretensje. Czepiał się mamy. Awanturował, że go zostawiłam. A ja potrzebowałam po prostu czułości, troski o mnie i Kasiulkę.
Wreszcie po wielu jego prośbach i groźbach wróciłyśmy do domu. Na przywitanie powiedział mi, że mnie nie kocha, że go męczę i że stoimy w miejscu, a nie dążymy do czegoś wspólnie. Od słowa do słowa i awantura gotowa.
Potem w życiu Krzysztofa pojawiła się inna kobieta.
Miałam myśli samobójcze. Gdy powiedziałam o tym w trakcie kolejnej kłótni mężowi, śmiał się i mówił że jestem psychiczna. Zaproponował rozstanie. Kasią nie był zupełnie zainteresowany. Chciałam mimo wszystko ratować nasze małżeństwo. Dla mnie, dla nas, dla córki. Ale on szybko wystąpił o rozwód.
Nie daję sobie z tym rady. Za mną dopiero pierwsza rozprawa. Zapowiada się ich jeszcze kilka, bowiem orzekł o mojej winie. Mojej! Że liczy się dla mnie tylko dziecko, że go zaniedbuję. Że jestem chora psychicznie. Że znęcam się nad nim. Ja? Jak? Zawsze stroniłam od alkoholu, bo pochodzę z rodziny, w której ojciec był alkoholikiem. Cała sytuacja doprowadziła do tego, że zaczęłam pić. Wiem co to znaczy mieć rodzica alkoholika i paskudnie się z tym czuję.
Alina (27 lat, rehabilitantka z Poznania):
— Mam dopiero 27 lat a już dwa małżeństwa za sobą. Teraz rozwodzę się po raz trzeci. Wiele osób mi współczuje, ja sobie nie. Nie umiem się z kimś męczyć, jeśli związek okazuje się niewypałem. Pierwszy ślub brałam w wieku 19 lat, rozwiodłam się po niecałych 2 latach, drugi ślub brałam w wieku 22 lat, rozwiodłam się po roku, mój trzeci ślub brałam prawie 3 lata temu. I znów to nie było to.
Nie rozumiem kobiet, które nawet jeśli się zdecydują zakończyć koszmarny związek, nie chcą następnych. Boją się. Czują się zranione na wieki. Ja tak nie mam. Życie jest po to, żeby z niego czerpać garściami. A nie siedzieć w kącie i płakać po cichu, w samotności. Przecież jeśli człowiek kocha i jest kochany, czuje się lepiej. A że miłość mija… Trudno. Nigdy nie ma się gwarancji, czy coś potrwa rok czy całe życie. Nie wolno się poddawać, należy walczyć o swoje szczęście.
Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mocno mnie krytykują. Mnie. Nie moich byłych mężów. Że jestem okrutną egoistką, zimną, wyrachowaną suką albo podłą kobietą. Nie przejmuję się tym, bo niby dlaczego mam się męczyć? Fakt, nigdy w moich małżeństwach nie było zdrad, picia czy bicia. Więc może dla niektórych nie miałam powodów do rozwodu. Zabrakło miłości. Wypaliła się, a ja nie zamierzam żyć w plastikowych związkach. Każde rozstanie świętuję z koleżankami i czekam na nową miłość. Jestem jaka jestem. Nie należy mi się krytyka za odwagę i dbanie o własne dobro. Nikt o mnie się nie zatroszczy, jeśli sama tego nie zrobię. Moi mężowie nie kochali mnie na tyle, ile jestem warta. Dlatego szukam dalej. A cenię się całkiem wysoko i uważam to za swój wielki plus.
Alicja (24 lata, wizażystka z Warszawy):
— Niedawno podjęłam decyzję co do mojego związku. Miesiąc temu wystąpiłam o rozwód. Po ponad dwóch latach małżeństwa. Nie chcę już być z człowiekiem, który mnie tak bardzo krzywdzi.
Darka kochałam bardzo mocno. Gdy na dwudzieste urodziny dostałam od niego pierścionek zaręczynowy, byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Szybko wzięliśmy ślub cywilny, mimo że rodzice odradzali mi małżeństwo w tak młodym wieku. Wówczas myślałam, że z tym właśnie mężczyzną chcę spędzić całe życie, więc po co czekać… Dziś wiem już, że go nie kocham. Jak można kochać człowieka, który stłamsił mnie tak mocno, że już rok po ślubie zaczęłam brać leki psychotropowe, by w ogóle funkcjonować.
Przez pierwsze miesiące było dobrze. Potem okazało się, że Darek bierze narkotyki i w dodatku jest agresywny. Praktycznie każdego dnia robił awantury. Potem było coraz gorzej — szarpał, pobił kablem od żelazka, straszył nożem, wyzywał od najgorszych. Następnego dnia przepraszał, obiecywał odwyk, twierdził, że beze mnie nie może żyć, że się zabije. Byłam naiwna i wierzyłam mu, aż do wieczora, gdy znów robił piekło. I tak w kółko.
Nie chciałam zostawić go w tak ciężkim momencie, więc wybaczałam. Ukrywałam siniaki, udawałam przed znajomymi i rodziną, że wszystko gra.
Ależ byłam głupia myśląc, że zmieni się dla dziecka. Jak się dowiedział, że jestem w ciąży, pobił mnie jeszcze mocniej. Krzyczał, że to nie jego bachor, przeklinał, pluł na mnie.
Wyprowadziłam się do rodziców, bo bardzo bałam się, że przy kolejnej szarpaninie stracę dziecko. Powiedziałam im tylko tyle, że Darek jest narkomanem. Nie wspominałam, że mnie bije. Przyszedł do nas przepraszając na kolanach. Postawiłam mu warunek – leczenie.
Przestał brać narkotyki, znalazł pracę. Mówił, że to dla dziecka, dla nas. Znienawidziłam go za to, co przez niego przeszłam. Starał się do porodu. Gdy byłam z synkiem w szpitalu zaczął ponownie brać. Tłumaczył, że ze szczęścia! Jak można ćpać ze szczęścia?! Gdy wróciłam z Antkiem do domu wytrzymałam niecały tydzień. Znów zaczęło się dawne piekło. Musiałam zamykać się w pokoju z synem, bo bardzo bałam się o niego. Groził, że zabierze mi Antka, że mnie zabije. Nie dałam rady. Odeszłam, wróciłam do rodziców. Wniosłam pozew o rozwód. Boję się tylko tego, że na sprawie rozwodowej znów mu ulegnę. Znów błaga o wybaczenie, płacze, przyrzeka zmianę. Nie ufam mu, ale bardzo boję się samotności… bardzo.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze