Kupił mieszkanie bez mojej zgody!
CEGŁA • dawno temuNie dość, że z pomocą rodziców kupił sobie mieszkanie na kredyt, to jeszcze powiedział mi o tym, kiedy już miał wszystko załatwione z bankiem i był umówiony u notariusza. A widujemy się prawie codziennie na uczelni! I chyba kilku jego znajomych z roku wiedziało o tym wcześniej niż ja. Jest mi przykro i głupio, czuję się pominięta, olana. On tego nie rozumie albo udaje głupiego.
Droga Cegło!
Mój facet strzelił niewąskiego focha. Nie dość, że z pomocą rodziców kupił sobie mieszkanie na kredyt, to jeszcze powiedział mi o tym, kiedy już miał wszystko załatwione z bankiem i był umówiony u notariusza. A widujemy się prawie codziennie na uczelni! I chyba kilku jego znajomych z roku wiedziało o tym wcześniej niż ja.
Rozmawiamy, wałkujemy ten temat już od kilku dni i przez całe święta ale mi to w niczym nie pomaga. Dostałam ewidentnie czarną polewkę, o której mówiła prababcia wspominając swoich konkurentów. Tylko że polewkę podaje się komuś dyplomatycznie do stołu, a ja się czuję, jakby mi ją na twarz wylano.
Mój chłopak wynajmował mieszkanie, bo z rodzicami mieszkać nie chciał, potrzebował swobody. Oni mu jeszcze do tego wynajmu dokładali. Moja rodzina jest inna. Rodzice wiedzą, że jestem leniwa, lubię się bawić. Owszem, uczę się, nie mogą narzekać, ale zawarliśmy umowę, że wyprowadzę się dopiero po studiach, i to jeśli będę mieć stałą pracę. Wynoszę się z domu, to radzę sobie sama, takie jest ich podejście, w sumie ok, wiem, że nie mają kasy. Nie ma co ukrywać, mieszkanie z nimi mnie dyscyplinuje. Chcę terminowo skończyć studia i zacząć samodzielne życie, mam cel.
No i tu się chyba ktoś z kimś ostro nie dogadał. Nigdy nie rozmawialiśmy o ślubie, o wspólnym kredycie bez ślubu też nie. Powiem uczciwie, że nie byłam nigdy na tym etapie myślenia, on raczej również nie, skoro nie proponował niczego wprost. Było dobrze tak, jak było. Albo mi się zdaje. Poza tym, rozglądam się wokół po ludziach, wyciągam wnioski i myślę, że wspólne kupowanie mieszkanie na kartę rowerową to duże ryzyko, nie trzeba być geniuszem, żeby tak wnioskować.
Mimo tego, co powyżej, jest mi przykro i głupio, czuję się pominięta, olana. On tego nie rozumie albo udaje głupiego. Mówi, że skoro setki razy nocowałam u niego, ale przenieść się na stałe z rzeczami nie chciałam, to co miałoby się zmienić, czy teraz przeszkadzać mi będzie status prawny mieszkania? Odbieram to jako szyderę, on się ze mną ewidentnie droczy. Pytał nawet, czy meble i firanki pomogę mu wybrać…
Rozumiem jeden argument: płacenie nie za swoje się nie opłaca, lepiej płacić za własne, nawet tyle samo. Tak doradzili mu rodzice, byli zresztą motorem tej decyzji. Wspomniał też, że chce zabrać od nich swojego psa, a na dużego psa żaden najemca nie chciał mu się zgodzić. Mieliśmy też drobne sprzeczki o szlugi (ja palę, on nie). W wynajętym mieszkaniu nie ma balkonu. To, które kupił, jest na parterze i ma mały drewniany tarasik otoczony paskiem trawy. Twierdzi, że myślał o mnie, ja twierdzę, że prędzej o psie.
Nie rozumiem jednego: dlaczego trzymał to w tajemnicy akurat przede mną. Przecież do licha to nie pierścionek zaręczynowy, a nawet wręcz przeciwnie! Pokazanie, że ma w nosie moje zdanie.
Dotka
***
Droga Doroto!
Własny tok myślenia może wydawać Ci się spójny i logiczny. Dopuść jednak możliwość, że popełniasz błędy, coś Ci umyka, a wnioski są tendencyjne, gdyż czujesz się dotknięta.
Masz słuszność w jednym: nie wszystko dzieje się pod Twoim kątem i z Twoim udziałem, jak byś zapewne chciała. Aby tak było, musiałabyś spełnić jeden warunek: dać coś w zamian, uwzględniać drugą osobę w swoich planach i postanowieniach. Tu nie chodzi o werbalne gwarancje, wielkie słowa, oświadczyny na klęczkach i planowanie 30 lat do przodu. Raczej o taki kształt związku, w którym maksimum rzeczy chce się robić razem, konsultuje się ze sobą w większości spraw, to się dzieje niemal odruchowo, bo wynika z siły więzi.
Wydaje się, że Waszej relacji na razie daleko do tego stadium. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że dotychczas to Ty bardziej broniłaś się przed nadmierną bliskością. A teraz masz żal… Przemyśl raz jeszcze, czy słusznie.
Wyraźnie piszesz, że chłopak chciał, byś z nim zamieszkała, ale Ty honorowałaś umowę zawartą z rodzicami. Rozumiem Cię, masz prawo, choćby dlatego, że mogłabyś nie podołać finansowo wspólnemu życiu i to by Ci przeszkadzało np. z przyczyn ambicjonalnych. Moim zdaniem on też to zrozumiał i szanował. Znając Twoją sytuację, nie proponował Ci wspólnego zakupu, żeby nie stawiać Cię w niezręcznej sytuacji. Ale rozumiem go, on również miał prawo zrobić coś, co wydawało mu się rozsądne, opłacalne i lepsze, niż sytuacja dotychczasowa.
Jesteście razem od dłuższego czasu, ale wciąż nie potraficie rozmawiać otwarcie, obchodzicie się wielkim łukiem, czaicie się, jakbyście się siebie nawzajem bali – jak zareaguje druga strona? I mam wrażenie, że bardziej boi się on. To niedobrze. Nie chciałabym Ci natrętnie przypominać, czym jest uczucie. Pomimo potrzeby pewnego praktycyzmu życiowego, to miłość przesądza o naszych wyborach. Kochając, chowamy dumę do kieszeni i nie targujemy się o każdy promil uczestnictwa w kosztach. Rzadko spotykają się dwie osoby o identycznej sytuacji lokalowej czy materialnej – trzeba nad tym przejść, wypracować kompromis, zaakceptować dysproporcje i… cieszyć się wspólnym życiem. Tym, co łączy, nie tym, co dzieli.
Naturalnie, nie siedzę w głowie Twojego chłopaka i nie mogę ręczyć za jego intencje. Mam jednak swój subiektywny osąd tego, co zaszło. Myślę, że to jednak miało być coś w rodzaju niespodzianki dla Ciebie – miłej, choć w Twoich oczach wypadła niezręcznie, tragicznie wręcz. Za dużo wymagasz i niepotrzebnie suszysz mu głowę, karcisz go zamiast pogratulować, cieszyć się… Jeśli Ty nie podjęłabyś się na razie wspólnego kredytu, to nie znaczy, że on nie może kupić sobie mieszkania, na litość. Nie są to rzeczy nieodwracalne. A może kiedyś postanowicie się jednak pobrać i zamieszkać w wilii, a to mieszkanie okaże się dobrą inwestycją? Ja nie wiem, zgaduję.
Myślę też, że jeśli go kochasz, powinnaś zrewidować swoje układy domowe i spróbować życia we dwoje. Otrzymałaś drugą propozycję: pomoc w urządzaniu mieszkania. Jeśli odmówisz, trzeciej może nie być. Zastanów się, co jest dla Ciebie naprawdę ważne i czy faktycznie jesteś tak rozwydrzoną małą dziewczynką, że rodzice muszą zaganiać Cię do lekcji… Może tak Ci po prostu wygodnie, boisz się dorosłych zobowiązań, a uczucie jakieś tam jest, ale na dalszym miejscu? Wówczas nie warto się w to ładować, ale też nie wypada obarczać winą drugiej strony.
Życzę szczerej rozmowy z lustrem i pomyślnych decyzji!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze