Nie wynajmę mieszkania lokatorom bez ślubu!
CEGŁA • dawno temuPotrzebowaliśmy z moim chłopakiem mieszkania, dotychczasowe nam wymówiono. Jak zwykle zaczęliśmy od wici, żeby było taniej. Pytałam u siebie w pracy, wysłałam nawet memo. Kilku kolegów, którzy nawet nie mają mieszkań ani znajomości, odpowiedziało mi grzecznościowo: nie mam, nie wiem, ale jak coś usłyszę, dam znać... Przyjaciółka przemilczała fakt, że ma mieszkanie.
Droga Cegło!
Potrzebowaliśmy z moim chłopakiem mieszkania, dotychczasowe nam wymówiono. Jak zwykle zaczęliśmy od wici, żeby było taniej. Pytałam u siebie w pracy, wysłałam nawet memo, ale nic nie wypaliło. Ostatecznie wynajęliśmy z ogłoszenia, nawet fajne, drogie niestety.
Potem po jakimś czasie u mnie w biurze była impreza. Pod koniec koleżanka z pokoju zagadnęła towarzysko, ile czasu jadę z Woli na Białołękę, pewnie długo. Zdziwiłam się, bo ja nie mieszkam na Białołęce, tylko na Ochocie i akurat co do pracy świetnie trafiłam, mam blisko. Z kolei zdziwiła się koleżanka. Była pewna, że odnajmuję mieszkanie od Marty, mojej bliskiej przyjaciółki ze studiów, a teraz z firmy. To ona ściągnęła mnie tu do pracy, pomogła we wszystkim. We czwórkę z jej mężem i moim Arkiem pojechaliśmy nawet na ostatnie wakacje.
Zastanowiłam się, dlaczego nie wiem, że ona ma dodatkowe mieszkanie, wynajmuje je. I czemu nie wspomniała o tym nawet, kiedy szukałam, przecież wiedziała o wymówieniu od samego początku. Pomyślałam, że mogę spytać, to chyba normalne. Marta odwoziła mnie zresztą tego wieczora do domu. Zażartowałam w samochodzie, czy jestem niechlujna, mam lepkie biurko? Nie wiedziała, o co chodzi, więc spytałam otwarcie. Ona na to, że sorry, ale… ona nie może wynajmować mieszkania parom bez ślubu. Tak po prostu, o! Zatkało mnie tak, że nawet już nie ciągnęłam tematu.
Teraz się zastanawiam, w takim razie, jak ona mogła jadać z nami przy jednym stole u nas w domu zresztą czy wyjeżdżać na wypady, przecież tak samo nie mieliśmy ślubu, jak teraz… Nie brzydziła się? Nie no, jasne, ponosi mnie teraz trochę. Marta jest dobrą przyjaciółką, przez wspólny rok pracy nie miałyśmy ani jednego zgrzytu, lubimy spędzać ze sobą czas. To dla mnie ważne. Ale nawet relatywnie osoba zdziwiła się tą sytuacją, więc chyba ja też mogę. Dlaczego nie pisnęła słówkiem, nie powiedziała czegoś na odczepnego – np. że ma już lokatora, to przecież wystarczy?
Kilku kolegów, którzy nawet nie mają mieszkań ani znajomości, odpowiedziało mi grzecznościowo: nie mam, nie wiem, ale jak coś usłyszę, dam znać… Taki drobny gest, w sumie jednak ważny: nie mam cię gdzieś, rozumiem problem. Osoba w firmie najbliższa, prywatnie też, nabrała wody w usta. Człowiek wierzący tak głęboko, moim zdaniem nie powinien być obłudny. Nie mówię tego złośliwie, daję słowo. Straciłam dużo z zaufania, jakie w niej pokładałam.
Roxi
***
Droga Roksano!
Przyjaciółka zachowała się niezręcznie, nie reagując w ogóle na Twoje poszukiwania. To rzeczywiście był błąd z jej strony i rozumiem, że źle wpływa na Wasze relacje. Zakładam, że gdybyście byli z chłopakiem w sytuacji podbramkowej i groziłoby Wam wylądowanie na ulicy, jakoś by zareagowała, np. włączyłaby się w poszukiwania.
Jeśli jednak jest to jedyna jej „wpadka” na przestrzeni kilku lat udanej znajomości, to proponuję spróbować zrozumieć i zapomnieć. Nie wiedziałaś wcześniej o mieszkaniu i zachowuj się tak, jakby go nie było. O ile potrafisz.
Po pierwsze, nie znasz dokładnie faktów. Mieszkanie nie musi wcale należeć formalnie do Przyjaciółki, tylko na przykład do rodziców, dziadków, i to oni stawiają warunki – i personalne, i finansowe. Czepiam się tu konkretnego sformułowania „nie może wynajmować”. Co to znaczyło tak naprawdę? Nie może z przyczyn światopoglądowych, czy nie może, bo takie otrzymała instrukcje? To dość duża różnica.
Po drugie, my, Polacy, mamy w naturze zatajanie swojego stanu posiadania. Co śmieszniejsze, ukrywamy fakty przed bliskimi, obcym natomiast zdarza nam się zwierzać bez skrępowania. Nie jest to piękna cecha, ale i nie kłamstwo – raczej przemilczenie. Wynika z wielu rzeczy – z ostrożności, lęku przed odsłonięciem się, przed wykorzystaniem, z fałszywego wstydu, że mamy więcej niż inni. Można wręcz powiedzieć, że prześcigamy się w utyskiwaniu na kłopoty materialne, taki styl, taka moda, takie czasy. Cóż, nie jesteśmy doskonali. Dopuszczam możliwość, że Marta chce z wynajmu osiągać maksymalne dochody, to dla niej biznes, a z Ciebie niezręcznie by jej było „zdzierać”. Krępowała się poruszać tę kwestię, wymyśliła więc inny wykręt.
Po trzecie wreszcie, niechaj to będzie jej mieszkanie i jej decyzja. Ma prawo ustalać własne kryteria, nawet najdziwniejsze czy w Twoim odczuciu najgłupsze. Przeglądałaś oferty, wiesz zatem doskonale, jak wygląda ten rynek, przynajmniej w Warszawie. Ludzie najchętniej wynajmują samotnym, bez dzieci, bez zwierząt, bez nałogów, bez przyjaciół, żeby nie było imprez… Za duże pieniądze. Najlepiej, żeby delikwent płacił regularnie, ale jak najrzadziej korzystał z mieszkania, bo a nuż jej zniszczy… Celowo przejaskrawiam. Pamiętam jednak sytuację znajomej, która nieświadomie wynajęła kawalerkę parze „z problemami”, a następnie mieszkanie zostało doszczętnie zdemolowane przez osobę trzecią — męża kobiety, przed którym próbowała się ukryć z nowym związkiem. Od tego czasu znajoma bawi się w detektywa – sprawdza, czy kandydaci są pełnoletni etc. Ma opinię hetery i jest nielubiana, fakt. Ale to akurat wynik złych doświadczeń.
Wiem, że odwołujesz się do Waszej przyjaźni. Był to niewątpliwie argument, sprzyjająca okoliczność, szansa. Ale przyjaciółka zdecydowała się sprawę mieszkania traktować oddzielnie — możesz to zaakceptować lub nie. Jej zachowanie moim zdaniem nie przekreśla tej znajomości, ponieważ Marta udowodniła Ci swoją życzliwość na wiele innych sposobów. Pomogła z pracą, lubi Twoje towarzystwo, podwozi do domu. Nigdy bezpośrednio Cię nie oceniała ani nie potępiała, nawet ta konkretna historia nie dowodzi osobistej krytyki pod Twoim adresem, definiuje tylko pewną jednostkową zasadę. W kwestii mieszkania nie ma sensu na nią liczyć. Jeśli nie daje Ci to spokoju, zawsze możesz wrócić do sprawy, poprosić o wyjaśnienie, tłumacząc, że było Ci przykro. W tym wypadku im szybciej, tym lepiej. Ale ja bym to zostawiła tak, jak jest, nie generowała konfliktu. Liczy się całokształt, drążąc tę sprawę, masz zatem wiele do stracenia. Mało kto lubi się tłumaczyć, zwłaszcza, gdy nie czuje się winny. Decyzja należy do Ciebie.
Pozdrawiam bardzo mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze