Podróżowanie jest czekaniem
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuLudzie Azji, Afryki, czy Ameryki Południowej (nie mam na myśli mieszkańców stolic, którzy żyją na całym świecie podobnie) mają bardziej spokojne podejście do czasu i często dziwią się naszemu nerwowemu podejściu do braku punktualności. Czekanie w podróży ma swoją wartość i swój sens. Dzięki niemu możemy dłużej przyglądać się ludziom i miejscu, w którym jesteśmy. Możemy zwolnić i po prostu być tu i teraz.
Przeglądałam niedawno katalogi ze swoimi zdjęciami z podróży. Ileż na nich kolorów, ludzi, pięknych widoków i… ujęć z różnych pojazdów. Tak, tak. Pojazdowe ujęcia zajmują w mojej bibliotece obrazów bardzo dużo miejsca. Lubię fotografować wnętrza różnych autobusów, pociągów, taksówek, tuk-tuków, ciężarówek, promów, trolejbusów, wózków konnych i przystanków. Poza tym, gdybym odrzuciła fotografie o tej tematyce, moja podróżnicza dokumentacja byłaby bardzo zubożona.
Kiedy wraca się do domu po długiej wyprawie i organizuje pokaz slajdów dla przyjaciół, na ścianie wyświetlane są te bardziej ekscytujące ujęcia. No bo kogo interesują kolory siedzeń w autokarze. Poza tym zdjęcie i tak nie odda ciasnoty wnętrza, zapachów jedzonego przez towarzyszy podróży jedzenia, hałasu dobiegającego z głośników lub mrozu malującego na szybach wyszukane wzorki. Prawda jest jednak taka, że każda podróż w przeważającej części składa się z czekania na to, aż wreszcie dojedziemy na miejsce. Godziny spędzone we wszelkich pojazdach umykają najczęściej naszym wspomnieniom. Im lepiej wykorzystamy czas, w którym niczego nie zwiedzamy, ale po prostu jedziemy lub czekamy na jakiś środek lokomocji, tym wartościowsza będzie nasz podróż.
My, Europejczycy mamy tendencję do ciągłego pośpiechu. Lubimy mieć poczucie dobrze wykorzystanego czasu. Jeżeli więc wybieramy się na wycieczkę, to najlepiej, żeby program był bogaty, transport jak najszybszy, a przewodnik się nie spóźniał.
Ludzie Azji, Afryki, czy Ameryki Południowej (nie mam na myśli mieszkańców stolic, którzy żyją na całym świecie podobnie) mają bardziej spokojne podejście do czasu i często dziwią się naszemu nerwowemu podejściu do braku punktualności. W ich odczuciu, jeżeli coś ma się wydarzyć np. autobus ma przyjechać, to w końcu przyjedzie. Może nie w samo południe, tak jak powinien, może dopiero o północy lub za dzień, ale w końcu przyjedzie. A jeżeli nawet nie, to zorganizuje się coś innego. Trzeba poczekać, zjeść posiłek z innymi oczekującymi, porozmawiać. Europejczyk będzie w tym czasie „działał”.
Kilka lat temu podróżowałam z koleżanką z jednej indonezyjskiej wyspy na drugą. Najpierw płynęłyśmy promem, potem jechałyśmy autobusem, a potem utknęłyśmy w środku nocy na jakimś bardzo zapyziałym przystanku. Lokalny autobusik, który miał nas zawieść do punktu docelowego miał ruszyć dopiero po zapełnieniu wszystkich miejsc. Problem w tym, że oprócz nas, dwóch miejscowych (kierowcy i jego pomocnika) oraz jednego Amerykanina nie było nikogo. Znalezienie pozostałych kilkunastu osób mogło nastąpić dopiero rano i to przy sporym szczęściu. Co zrobili mieszkańcy wyspy? Ustawili na ziemi małe szklaneczki, zaparzyli wrzątek i częstowali wszystkich kawą. Co zrobił Amerykanin? Zaproponował kierowcy zwiększoną stawkę za bilet, żeby tylko już odjechał. Co robiłyśmy my? Ja szukałam jakiegoś pojazdu i machałam w ciemności na każdy przejeżdżający rower. Moja koleżanka podniesionym głosem domagała się widzenia z szefem pojazdu. Na szczęści w porę zaczęła się śmiać sama z siebie. Po długim łapaniu stopa udało się nam zatrzymać dwa motocykle, którymi bardzo długo jechałyśmy do jakiegoś podrzędnego hotelu.
Nie pamiętam za dobrze atrakcji, które potem oglądałam, ale noc na motocyklu z balijskim dziadkiem zapamiętam na całe życie.
Podobnie jak zapamiętałam orangutany na Borneo. Nie dlatego, że były takie niezwykłe, ale dlatego, że tak długo na nie czekałam, a one nie przyszły. Poleciałam na wyspę specjalnie dla nich, potem w upale wraz z innymi podekscytowanymi turystami wędrowałam ścieżką pełną komarów. Opiekunowie zwierząt wabili je bananami i przeróżnymi dźwiękami. Orangutany jednak miały inne plany na ten dzień.
Mogłabym być zła i zawiedziona. Mogłam, ale przecież byłam w pięknej Malezji, wokół mnie była moja rodzina i przyjaciele, sytuacja w sumie była dość zabawna a przez to warta wspomnień.
Czekanie w podróży ma swoją wartość i swój sens. Dzięki niemu możemy dłużej przyglądać się ludziom i miejscu, w którym jesteśmy. Możemy zwolnić i po prostu być tu i teraz.
Jestem w trakcie opracowywania kolejnej wyprawy, tym razem do Ameryki Południowej. Odległości między miastami mierzy się tu na doby. Z jednego punktu do drugiego autobus jedzie dwadzieścia sześć, trzydzieści pięć lub czterdzieści dwie godziny. W tym czasie można odbyć krótką wycieczkę za miasto, spotkać się z przyjaciółmi, wyskoczyć na chwilę do Paryża lub zdobyć jakiś szczyt. A ja już niedługo przez tak długi czas będę siedziała w autobusie i patrzyła na wielkie patagońskie równiny. I wiecie co? Już nie mogę się doczekać. Tego patrzenia, myślenia, zastanawiania się nad światem i po prostu przemieszczania się. Gdzieś w końcu dojadę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze