Zaraź się pasją
SYLWIA KOWALSKA • dawno temuGdy spytamy pierwszą z brzegu osobę o jej hobby, zazwyczaj odpowie: muzyka, film, taniec, książka. Coraz częściej kobiety nie mają czasu na pasję, nie mają nawet czasu zastanowić się co tak naprawdę je interesuje. Życie upływa im na trasie praca – dom. Warto stworzyć swój azyl. Zakątek wypełniony pasją. Bohaterki tego artykułu potrafią wygospodarować czas tylko dla siebie.
Aldonę (24 lata), studentkę biologii z Warszawy zaraził narzeczony:
— Niedawno minęły już cztery lata od czasu, gdy pierwszy raz miałam broń w ręku. To było na zawodach strzeleckich. Wtedy jeszcze startowałam poza konkursem. I tak się zaczęło. Od tamtej chwili jeździliśmy z chłopakiem na wszystkie możliwe zawody. Nigdy nie sądziłam, że wydawałoby się „męski sport”, tak mnie pochłonie. Przyznam przy tym nieskromnie, że przy okazji okazało się, iż mam w tej dziedzinie ukryty talent. W niedługim czasie od pierwszego użycia broni na strzelnicy, zaczęłam zdobywać puchary. Strzelanie to moja odskocznia od codzienności. Biologia, którą studiuję, nijak się ma do tego. I dobrze. Przynajmniej mogę oderwać się od książek. Wyżyć, odreagować, a przy tym odpocząć.
Na pewno strzelectwo to sport zdominowany przez mężczyzn. Jednak nie widzę żadnych ograniczeń i przeciwwskazań dla kobiet. Zresztą, obecnie widać, szczególnie w młodzieżowych grupach, że coraz więcej dziewczyn uprawia strzelanie. Odnoszą sukcesy i spokojnie mogą rywalizować z mężczyznami.
Zanim zacznie się na dobre strzelać, należy najpierw dobrze poznać broń, z której się strzela, opanować umiejętność trzymania jej i odpowiedniej postawy ciała. I ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Ludzie, którzy zdobywają czołowe miejsca w strzelectwie to głównie osoby, które mają już spore doświadczenie w tej dziedzinie sportu. Ćwiczenia w strzelaniu naprawdę uspokajają i relaksują.
Elwira (37 lat), nauczycielka matematyki z Łodzi ma niecodzienną pasję, ale dostępną dla każdego posiadacza konta bankowego:
— Na początku zbierałam wyciągi bankowe, wydawało mi się wtedy — z przezorności. Jednak gdy nie mieściły się już w szufladzie, mój mąż zasugerował pomoc niszczarki do papieru. Początkowo wyraziłam zgodę. Jednak szybko stwierdziłam, że po prostu nie mogę. Że w pewien specyficzny sposób „zżyłam się” z tą kupą papierów. Stwierdziłam, że w ten sposób rozpocznę kolekcję moich wyciągów bankowych. Mam wszystkie — magazynuję je od 10 lat.
Tak naprawę wcale nie chcę, aby to było moje hobby, ale nie umiem się ich pozbyć. Nie opowiadam o swojej pasji, dziwnie się chwalić przed znajomymi – a teraz pokażę wam swą wspaniałą kolekcję wyciągów bankowych… Wzięliby mnie za wariatkę. Niszczenie dokumentów z adresem naszego mieszkania i w sumie historią naszego życia – jest ponad moje siły. Dlatego dalej je magazynuję.
Grażyna (40 lat) jest gospodynią domową, pewnie nikt w Płocku, gdzie mieszka, nie posądzałby ją o takie zainteresowania:
— Wolny czas mam tylko wieczorami, jak już położę dzieciaczki do łóżek — siedzę przed komputerem, albo w sypialni w moim wielkim łóżku i oglądam na kanałach typu Discovery historyjki o mordercach, zbrodniarzach i rozmaitych złoczyńcach. Mam nawet imponującą kolekcję filmów tego typu.
Zdaję sobie sprawę, że takie hobby nie pasuje do wzorca kury domowej. Ale przecież samo oglądanie to nie zbrodnia. Staram się być wzorową matką dla moich synków i żoną dla mego męża. On nie ma wiele czasu dla mnie. Dużo pracuje, często bierze nadgodziny. Moje koleżanki mają swoje życie, swoje rodziny i też nie za często spotykamy się na tak zwane „babskie pogaduchy”. Zostaje mi mój mroczny świat…
Szczerze mówiąc kryję się z moją pasją przed dziećmi. Mają niewiele ponad 10 lat i uważam, że nie powinni patrzeć na takie rzeczy. Mój mąż rozumie, że oglądanie morderczych filmów daje mi przyjemność. Czasem nawet kupi mi jakiś film.
Zastanawiałam się, dlaczego oglądanie właśnie takich scen daje mi przyjemność? Sądzę, że dlatego jestem pogodnym i spokojnym człowiekiem, że na wszelkiego typu zło napatrzę się na filmach. To sprawia, że chcę uchronić siebie i swoich najbliższych od takich okrucieństw. Zawsze tkwię na swego rodzaju domowym posterunku.
Agnieszka (18 lat), uczennica liceum plastycznego w Tarnowie wcale nie marzy o byciu mistrzynią we władaniu pędzlem, bardziej kręci ją mistrzowskie władanie innym przyrządem codziennego użytku:
— Moja pasja jest ściśle połączona z tym, co robię na co dzień. Uwielbiam sztukę. Lubię rysować twarze, interesują mnie też akty, uwielbiam projektować ciuchy, czasami nawet uda mi się uszyć coś swojego projektu. Wszystko to jest jednak dla mnie za „grzeczne”, zbyt „szkolne”. Ostatnio oszalałam na punkcie fryzjerstwa artystycznego. Z tym właśnie wiążę swoją przyszłość.
Sadzę, że o ile uda mi się urzeczywistnić swe marzenia o oryginalnym salonie fryzjerskim, będę najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Będę łączyć pracę z pasją. Czy można żyć lepiej?
Pragnę by mój salon fryzjerski połączony był z galerią moich firmowych ciuszków. Wnętrza będą zaprojektowane i pomalowane przeze mnie. A ponieważ od małego fascynowała mnie postać Marilyn Monroe, zapewne moją muzą będzie właśnie ona. A mój salon będzie sygnowany jej twarzą. Z twarzą Marilyn Monroe…
Ewa (29 lat), psycholog z Warszawy nie tylko marzy o podróżowaniu, ale realizuje te marzenia:
— Swoje podróże zaczęłam już na początku liceum. Nigdy nie przemawiały do mnie wycieczki zorganizowane przez biura podróży. W czasie takich wyjazdów nie można poczuć klimatu danego kraju. Nie ma możliwości rozsmakowania się w tamtejszym życiu. Hotele wszędzie podobne, jedzenie europejskie, szybki spacer po zabytkach, salach muzealnych…. To nie dla mnie. Zalogowałam się na forum podróżniczym i tam znalazłam parę osób, z którymi postanowiłam zacząć prawdziwie zwiedzać świat.
Na początku była Francja. Nie powiem, aby ta wyprawa była zachęcająca do dalszych wojaży. Niestety, już przy pierwszej podróży autostopem przekonałam się na własnej skórze, że nie jest to najbezpieczniejszy środek lokomocji. Ryzyko jest spore. I tak miałam dużo szczęścia w nieszczęściu i cała dotarłam do Francji. Wszystkie złe chwile wynagrodziły mi prowansalskie widoki. Zakochałam się w tym miejscu. W późniejszych latach wracałam w te rejony wielokrotnie. To dziwne, ale ja – fanka Francji – nie odwiedziłam nigdy Paryża. Wolę mniej popularne i bardziej kameralne miejsca.
Zwiedziłam wiele — Ukraina, Rumunia, Grecja, Indie, Czechy, Słowacja, Rosja, Chiny… wszystkie kraje mają w sobie pewną magię i czar. Jednak podróż koleją transsyberyjską okazała się dla mnie chyba najbardziej niezapomnianym przeżyciem. Ponad trzydniowa podroż minęła szybko. Spodziewałam się gorszych warunków, a było zaskakująco komfortowo. Jechaliśmy przez Nowosybirsk, Omsk, Zima, Angarsk do Irkucka. Mniej więcej trzy razy dziennie pociąg zatrzymywał się na 20–30 minut, więc można było zaopatrzyć się w jedzenie i napoje od uroczych babuszek. Krajobrazy za oknem początkowo nie były ciekawe – pełna monotonia. Dopiero ostatniego dnia zrobiło się interesująco. Pojawiły się pagórki, jeziora, odsłonięte przestrzenie… Podczas podróży przeszkadzała mi jedynie różnica czasowa. Czułam się jak w Matrixie. Przestałam odróżniać dzień od nocy. Podróż wspominam po dziś dzień bardzo miło.
Długo bym mogła opowiadać o moich podróżach, bo wizyta w każdej nawet najmniejszej miejscowości może posłużyć za odrębny rozdział książki. Obecnie szykuję się na wyprawę do Meksyku. Zapoznałam się już z wszystkimi możliwymi przewodnikami, blogami, forami o tym kraju. Viva México!
Barbara (32 lata), urzędniczka z Kielc, tak jak każda kobieta kocha pieniądze, ale w przeciwieństwie do innych, ona ich nie wydaje na kosmetyki i fatałaszki, a kolekcjonuje:
— Zbieranie monet niegdyś kojarzyło mi się z mało ciekawym hobby dla emerytów. Może to poprzez moje wspomnienie z dzieciństwa – mój dziadek i setki jego monet… Sześć lat temu nagle zmieniłam zdanie i sama rozpoczęłam kolekcję.
Dobrze pamiętam ten dzień. Miałam potworną chandrę. Jakiś dół gigant z nie wiadomo jakiego powodu. Wzięło mnie na sentymenty. Odgrzebałam skrzynkę ze zdjęciami. Między fotografiami dziadka zobaczyłam monetę. Okazało się, że pochodzi z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Wzięłam ją do ręki i zachwyciła mnie. Przycisnęłam ją do serca i poczułam obecność dziadka. Tak się zaczęło. Odwiedzam sklepy numizmatyczne, które oferują sprzedaż i skup monet. Dowiedziałam się, iż nowe monety kolekcjonerskie wystawia na sprzedaż NBP. Wzbogacam kolekcję za pomocą giełd staroci, antykwariatów i innych kolekcjonerów, z którymi się wymieniam. Poznałam wiele ciekawych osób, z niektórymi cały czas utrzymuję kontakt.
Nauczyłam się sprawdzać autentyczność monet i ich rzeczywistą cenę. Cały czas uczę się czegoś nowego. Wyznaję zasadę – nie tylko mieć, ale i wiedzieć. Dziś mam ponad 100 sztuk monet. Marzę też o zakupie kolekcjonerskiej sztabki złota. Będzie to z pewnością interesujący początek mojej nowej kolekcji.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze