Dzieci i dorośli w podróży
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuPodróżowanie z dziećmi to temat zażartych sporów. Przeciwnicy uważają, że dzieci najlepiej czują się w domu, a rodzice powinni poskromić ciekawość świata do czasu, aż ich pociechy osiągną rozsądny wiek. Po co ciągnąć roczne dziecko na koniec świata, narażając je na bakterie, skoro ono nic z podróży nie zapamięta? Wystarczy jednak wyjechać z dzieckiem, by napotkać sobie podobne rodziny, dla których ważniejsze jest wspólne przeżywanie urlopu nawet za cenę niewygody i wysłuchiwania dobrych rad „rozsądnej” części populacji.
Podróżowanie z dziećmi to wciąż temat zażartych sporów. Przeciwnicy uważają, że dzieci najlepiej czują się w domu, a rodzice powinni poskromić swoją ciekawość świata do czasu, aż ich pociechy osiągną rozsądny wiek. No bo po co ciągnąć roczne dziecko na koniec świata, narażając je na obce bakterie, skoro ono nic z podróży nie zapamięta? – przekonują najczęściej zwolennicy siedzenia z dzieckiem w domu. Wystarczy jednak wyjechać z dzieckiem, by nawet w najbardziej egzotycznych miejscach świata napotkać sobie podobne rodziny, dla których ważniejsze jest wspólne przeżywanie urlopu nawet za cenę niewygody i wysłuchiwania dobrych rad „rozsądnej” części populacji.
Bakterie są na całym świecie – mówią podróżujący z dziećmi – trzeba się tylko właściwie przygotować i wybrać trasę adekwatną do wieku dziecka i do kondycji psychicznej i fizycznej rodziców. Nie wszyscy dobrze znoszą kilkugodzinne dźwiganie pociechy na własnych plecach, ciasne pokoje hotelowe i w końcu ciągłe przebywanie w rodzinnym gronie. Zdaje się, że to ostatnie jest najważniejszym argumentem przeciw wypadom z dziećmi.
Do Malezji polecieliśmy sporą grupą. Zebrało się 10 osób dorosłych i pięcioro dzieci w wieku od półtora roku do czterech lat. Taka grupa to szaleństwo! – pomyślą niektórzy. Bo jak z takim przedszkolem przemieszczać się lokalnymi środkami transportu, jak nie pogubić dzieci w tłumie i jak pomieścić wszystkie niezbędne akcesoria? Skoro jednak po świecie podróżują osoby w podeszłym wieku i grupy niepełnosprawnych, to dlaczego nie mogą podróżować małe dzieci? Dziś nawet w najbardziej egzotycznych miejscach dostępne są jednorazowe pieluszki i soczki w kartonikach. Poza tym my dorośli uczestnicy wyprawy znaliśmy się z innych wyjazdów. Zorganizowanie wypadu w powiększonym gronie było więc kwestią czasu.
Podróżowaliśmy po Malezji około trzech tygodni, samolotami, autobusami, łodziami i na piechotę. Przeżyliśmy ulewny deszcze na Borneo, tropikalny upał na wyspie Besar, nocną podróż autobusem, w końcu również wizytę u lekarza. No właśnie – powie ktoś z satysfakcją – po co pchaliście się na koniec świata. A ja odpowiem krótko, że zawsze pchamy się po to samo, po nowe wrażenia, nowe smaki i po to, żeby wraz z dziećmi odkrywać nowe miejsca. To nie można ich odkrywać bliżej? – znów ktoś zapyta. Można. Odkrywamy je równolegle z miejscami odległymi, na tyle na ile pozwala czas i budżet. Nawet wybór urlopu w luksusowym hotelu nad polskim morzem nie uchroni nas przed przeziębieniem, rozstrojem żołądka i złą pogodą. Wypadki i nieprzyjemne towarzystwo zdarzają się wszędzie.
Wyjazdy w dużych grupach, czy to do Azji, czy w Bieszczady nie obejdą się bez konfliktów. Brak wygód i zmęczenie mogą potęgować rozdrażnienie. Tym bardziej cieszę się, że pomimo kilku zgrzytów, paru zbyt pochopnie rzuconych słów udało nam się miło wykorzystać czas wyjazdu. Skłamałabym jednak rekomendując wyjazdy w tak licznym gronie dorosłych i dzieci. Nie dlatego, że dużą grupą trudniej się przemieszczać lub spontanicznie wpaść do knajpy. Nie dlatego, że dzieci to kłopoty. Powodem są dorośli.
Dzieci w każdym miejscu znajdą pretekst do zabawy. Zadziwiająco szybko regenerują siły i niewiele trzeba, żeby uśmiech zagościł na ich buziach. Z dorosłymi jest trudniejsza sprawa. Rosną wymagania, a przyzwyczajenia stają się drugą naturą. Wraz z wiekiem przybywa przekonania o własnej nieomylności, co przy zderzeniu różnych światopoglądów bywa mieszanką wybuchową. Dzieci różnice w myśleniu manifestują bitwą na łopatki w piasku, ale po chwili zgodnie budują zamek, bo w końcu zabawa jest najważniejsza. Rodzice na pierwszym miejscu stawiają obowiązek. Obowiązek karmienia, pojenia i przewijania swojego dziecka ale też obowiązek instruowania innych jak powinni karmić, poić i przewijać potomka.
Nie ma nic gorszego niż wysłuchiwanie w wakacje uwag na temat niewłaściwej diety naszego dziecka, szkodliwego wpływu wody w basenie, lub na koniec słuchanie o tym, że jest się złą matką. Jeżeli więc wybieramy się z dziećmi na urlop w towarzystwie innej rodziny, to niech to będą nasi sprawdzeni przyjaciele lub ludzie, którzy podobnie do nas patrzą na wychowanie dzieci. Wówczas mamy gwarancję, że z podróży wrócimy ze wspomnieniami o miłych wieczorach spędzonych na plaży a nie z poczuciem winy, że swoje dziecko nakarmiliśmy lodami, które zawierają bardzo dużo cukru.
Być może dzieci nie zapamiętają faktów, ale na pewno każda podróż jest dla nich źródłem bodźców, okazją do nauki a przede wszystkim do dłuższego przebywania w rodzinnym gronie. I oby dla rodziców była tym samym.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze