Miłość z biura matrymonialnego
SYLWIA KOWALSKA • dawno temuKiedyś były swatki. Teraz są biura matrymonialne. Randkowych serwisów internetowych jest mnóstwo. Nieustającą popularnością wśród samotnych osób cieszą się też tradycyjne biura z założenia wiążące pary, a najchętniej małżeństwa. Czy znaleziona tam miłość może być szczera, prawdziwa i trwała... Czy można odnaleźć tam miłość życia, czy tylko krótkotrwałą przygodę?
Biura i serwisy matrymonialne w Polsce cieszą się coraz większą popularnością ze względu na ciągle zmieniający się styl życia Polaków. Coraz więcej pracujemy, stawiamy na rozwój zawodowy i zaliczamy nadgodziny w pracy. Nie ma czasu na randki, a co dopiero na stałe związki. Nagle w całym tym wyścigu szczurów czujemy się samotni. Czegoś zaczyna brakować. Co wtedy? Najłatwiej i najszybciej poznać kogoś przez współczesną swatkę, czyli biuro matrymonialne. Oferuje ono szeroką gamę usług dla osób, które nie mają czasu na długotrwałe poszukiwanie partnera. Gwarantuje profesjonalną pomoc, co może być szczególnie istotne dla osób, które nie wiedzą „jak się za to zabrać”. Pary kojarzy według charakterów, upodobań, podobnych planów na przyszłość. Wszystko to oczywiście za „drobną” opłatą.
Każdy pragnie szczęścia w związku z ukochaną osobą. Myśl o założeniu własnej rodziny dopada prędzej czy później. Z tych właśnie chęci utrzymują się biura matrymonialne. Niektóre pomagają naprawdę i wystrzegają się oszustów. Inne liczą na intuicję swoich klientów, swoją rolę ograniczając jedynie do pobierania opłat za kolejne miesiące i przesyłania listy ewentualnych wybrańców.
Kamila (35 lat, nauczycielka z Łodzi):
— Moje zdanie na temat biur matrymonialnych było zawsze na „nie”. Myślałam sobie, wszystko tylko nie to, że to miejsce dla życiowych niedojdów. Wreszcie ja okazałam się taką „niedojdą”. Wszystkie moje koleżanki od dawna miały mężów, dzieci i tym samym coraz mniej czasu dla mnie. Czułam się samotna do szpiku kości. Praca, dom, herbata przy wieczornych serialach. Czasem telefon do koleżanki, szybko kończony przez tłumaczenie bo wiesz Ani muszę pomóc w lekcjach, sorki, ale zasiadamy do kolacji, wybacz ale Krzyś jest chory i nie mogę rozmawiać.
Wreszcie zdobyłam się na odwagę. Choć nie przyznałam się nikomu. Poszłam do biura matrymonialnego. Kilka fotek w holu, 600 zł opłaty, jakiś test. Byłam oszołomiona, więc nawet dokładnie nie wiem jakie pytania mi zadawano. Po kilku dniach dostałam na maila listę „facetów do wzięcia”. Po prostu listę, niczym wycięty z gazety słupek ogłoszeń matrymonialnych. Powiem szczerze, liczyłam na coś więcej. Myślałam, że właściciele biura będą inicjować jakieś spotkania, wybiorą dla mnie konkretnych mężczyzn. Ale nic, skoro zrobiłam pierwszy krok, postanowiłam zrobić i drugi. Wybrałam sobie z długiej listy pięć typów i wysłałam do nich maile. Z pięciu odezwał się jeden. Od razu zaproponował spotkanie. Umówiłam się wyobrażając sobie nie wiadomo co. Teraz wiem, mój błąd, za bardzo chciałam.
Spotkaliśmy się na Piotrkowskiej w modnej kawiarni. Był miły, całkiem przystojny, młodszy ode mnie o rok. Po kwadransie rozmowy spytał, czy pójdę do niego. Oczywiście odmówiłam. Podniesionym głosem zwrócił mi uwagę, że po co zawracam ludziom głowę, skoro jestem taka „niewydymka”. Wstał i wyszedł. Ja z trudem opanowywałam płacz.
Przyszedł kolejny miesiąc i kolejna lista „mężczyzn moich marzeń”. 90% tych samych co ostatnio. Pomyślałam, że dam szansę szczęściu raz jeszcze. Tym razem wybrałam jednego. Na maila odpisał. Mailowaliśmy ponad tydzień i to ja, o dziwo bo nigdy tak nie robię, zaproponowałam spotkanie. Zgodził się. Miał 42 lata, nie był specjalnie piękny, ale sympatyczny. Przy trzecim spotkaniu zapomniał zdjąć obrączki… To było oczywiście ostatnie spotkanie.
Poszłam do placówki biura matrymonialnego i spytałam, czy zamierzają zaproponować mi konkretnych mężczyzn, zaaranżować spotkanie. Usłyszałam, że nie będą żyć za mnie i że nie zapłaciłam jeszcze za ten miesiąc. Zapłaciłam i powiedziałam, że rezygnuję z ich pseudo usług. Nie wierzę już w nic. Biur matrymonialnych nie poleciłabym nikomu. Chyba muszę pogodzić się ze swoją samotnością…
Anna (40 lat, urzędniczka z Warszawy):
— Byłam samotną matką od 10 lat i od zawsze uważałam, że żadne biura matrymonialne ani serwisy randkowe nie znajdą mi męża. Kobieta z dwójką nastoletnich dzieci jest spisana na straty, już nie mówiąc, że skończyłam czterdziestkę. Bywało już, że spotykałam facetów będących, jak się szybko okazywało, w fikcyjnej separacji, a także karierowiczów szukających partnerki tylko dla seksu.
Pewnego dnia moja przyjaciółka nie mogąc słuchać już moich żali na samotność, zapisała mnie do internetowego biura matrymonialnego. Na początku byłam na nią strasznie wściekła. Ona stwierdziła, że nie może już patrzeć, jak taka laska jak ja marnieje w samotności. Sądziłam, że instytucja biura matrymonialnego to już przeżytek i… nie mogłam się bardziej mylić. Na początku do wszelkich otrzymywanych wiadomości podchodziłam bardzo ostrożnie. Potem zdobyłam się na odwagę na pierwsze spotkania. Raz były to totalne niewypały, raz było miło… ale się rozmyło. Aż wreszcie poznałam Andrzeja. Poznałam najpierw wirtualnie, ale już wtedy było mi gorąco i serce waliło.
Zaczęłam rozmawiać z nim na tlenie. Pierwszy raz „tylko” 3 godziny, następnego dnia 5 godzin, następnego aż 6. Mieliśmy o czym rozmawiać, mieliśmy wspólne pasje, czytaliśmy te same książki, lubiliśmy te same filmy. Po kilku dniach poprosił mnie o zdjęcie. Sam wysłał swoje. Powiem szczerze, że bałam się tej chwili. Ale czar nie prysnął. Ze zdjęcia spoglądał na mnie przystojny, szpakowaty pan z miłym uśmiechem. On chyba też nie rozczarował się moim wyglądem, bo zaproponował mi spotkanie.
Czekał na mnie na Starówce, w ręku kwiaty, blady i wystraszony, ja też. Przytulił mnie mocno na przywitanie, czym mnie trochę zaskoczył i zaprosił na spacer a później na kolację. Nie mogliśmy się rozstać. Czułam motyle w brzuchu, czułam się nastolatką. Po miesiącu spotkań i moich coraz częstszych ochach i achach na temat Andrzeja zaprosił mnie do domu. Opowiedział historię swego życia, byłej żony, z którą nie mógł mieć dzieci, bólu jaki przeżywał po tym, jak go zdradziła. Przytuliłam go i tak spędziliśmy czas do rana. Na rozmowach i przytulaniu. Po tej wizycie czułam, że wpadłam jak śliwka w kompot. Zakochałam się! A przecież mówiłam, że to już nie możliwe.
Minęły kolejne dwa miesiące pełen rozmów i romantycznych wieczorów, pierwszy seks (cudowny!) i… to naprawdę był dla mnie szok – Andrzej poprosił mnie o rękę. Za pół roku planujemy ślub, wierzę, że moja bajka potrwa do końca życia.
Natalia (28 lat, sekretarka z Gdyni):
— Rozstałam się z chłopakiem, z którym byłam 9 lat, i postanowiłam się „pocieszyć”. Zabawić z wieloma facetami, odreagować. Namówiłam koleżankę, która była po rozwodzie i zapisałyśmy się do biura matrymonialnego. Wypełniłyśmy testy doboru partnerskiego i czekałyśmy na efekt.
Ofert dostawałam mnóstwo. Od młodszych, starszych i w moim wieku. Z kilkoma się spotkałam, większość z tych spotkań skończyła się w łóżku. Chciałam tego. Po powrocie z jednej z takich randek zasiadłam do komputera. Coś mnie podkusiło, aby sprawdzić pocztę i znalazłam jednego maila — list od Pawła. Pisał o sobie i swojej obecnej sytuacji. Paweł sam wychowywał pięcioletniego synka, ponieważ jego żona zostawiła ich pół roku wcześniej odchodząc do innego mężczyzny. Czytając to, byłam zbulwersowana, nie wyobrażam sobie, jak można tak podle postąpić. Było mi niesamowicie przykro. Odpisałam mu, co czuję i tak mail po mailu odechciewało mi się szalonych romansów, czułam chęć zaopiekowania się Pawłem i Wiktorkiem.
Po kilku dniach rozmów postanowiliśmy się spotkać. Zaprosiłam Pawła i jego syna do siebie na obiad. Zjawili się pod moim domem z dużym bukietem kwiatów. Zza płaszczyka Wiktor wyjął dla mnie małą różyczkę. To właśnie wtedy poczułam, że będziemy razem. Będziemy rodziną.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wspólne wyjazdy, spotkania we dwójkę i w trójkę. Moja przeprowadzka do nich. Szybki ślub cywilny. W biurze matrymonialnym poszukiwałam romansów, a znalazłam rodzinę – dwóch najważniejszych mężczyzn mego życia.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze