Ostatni autobus...
CEGŁA • dawno temuChcę poznać Twoje zdanie na temat miłosnego ultimatum, które przyjęłam. Kiedy to robiłam, czułam się wspaniale – jak najmądrzejsza kobieta na świecie. Byłam pewna, że postępuję słusznie i dojrzale. Teraz, z perspektywy paru miesięcy, myślę, że popełniłam błąd taki, który będzie się za mną wlókł przez całe życie, przymuszając mnie do kolejnych i kolejnych kompromisów. Na samą myśl cierpnie mi skóra!
Droga Cegło!
Chcę poznać Twoje zdanie na temat miłosnego ultimatum – tak to nazwijmy. Nie odrzucam tego całkowicie, bo… niestety, nie odrzuciłam. Przyjęłam. Kiedy to robiłam, czułam się wspaniale – jak najmądrzejsza kobieta na świecie. Byłam pewna, że postępuję słusznie i dojrzale. Teraz, z perspektywy paru miesięcy, myślę, że popełniłam błąd taki, który będzie się za mną wlókł przez całe życie, przymuszając mnie do kolejnych i kolejnych kompromisów. Na samą myśl cierpnie mi skóra!
We wrześniu byłam z moim chłopakiem na wczasach w super ośrodku nad morzem. Było cudownie, poza sezonem, marzycielsko i romantycznie. On zaproponował i zorganizował ten wyjazd, ze wszelkimi szczegółami, myślałam więc sobie — no sama wiesz co:-). W jakim celu się robi tajemnicze miny po 4 latach zażyłej znajomości, wspólnego mieszkania, podróżowania, świąt z „teściami” i tak dalej?
W połowie pobytu nadszedł TEN dzień – śmiechu warte, kiedy to sobie przypomnę. Byliśmy w przytulnej restauracyjce przy opustoszałym deptaku, na dworze wicher, w środku świece i babska muzyka. Ręce tak mi się trzęsły, że ledwo mogłam unieść kieliszek z winem. To ostatnie, co pamiętam, zanim oprzytomniałam po eleganckim ciosie.
Maciek oświadczył, ale nie SIĘ… Oświadczył, ŻE:
1. Nie jest gotowy na prawdziwy związek (co to znaczy „prawdziwy”, ten dotąd był nieprawdziwy?! I co ja tutaj w ogóle robię?!);
2. Nie nadaje się na męża, a tym bardziej na ojca, bo jest tego pewien: jeszcze do tego nie dorósł (ja bardzo przepraszam – czy ktoś wspominał o dzieciach? Ja nie. A tak na marginesie – masz chłopie 29 lat, ile potrzebujesz czasu, żeby do czegokolwiek dorosnąć?!);
3. Wszystko przemyślał i ma wrażenie, że posuwamy się za daleko i za szybko, jak dla niego. On chce podróżować, sypiać w indiańskich szałasach i otrzepywać się z mrówek, nie myśląc w kółko o tym, że ktoś ma mu to za złe (aha, czyli nie możemy już nawet wyjeżdżać razem…);
4. wydaje mu się, że być może NIGDY nie będzie gotowy na to, czego ja pragnę (Cegło, w tamtym momencie pragnęłam najbardziej na świecie trzasnąć go w pysk albo samej zapaść się pod ziemię – może niepotrzebnie wybrałam to drugie?).
Koniec romantycznego wieczoru. Otworzyłam notesik — z zimną krwią, niczym księgowy sprawdzający debet i znalazłam spisany z przystanku rozkład jazdy…
- Kochanie – powiedziałam – za godzinę jest ostatni autobus do Krokowej. Wsiądę w niego i pojadę dalej, wrócę do domu, a ty tu sobie zostaniesz, do końca pobytu, który zaplanowałeś. Muszę pobyć sama, zastanowić się nad tym, co powiedziałeś. Bardzo tego potrzebuję, naprawdę. Daj mi ten czas.
Czy posłuchał? Jasne, że nie! Przyjechał za mną następnego dnia, skruszony, merdający, łaszący się, zmarnowany jak śmierć na chorągwi. Że nigdy nie chciał mnie zranić, bla bla bla. I oczywiście, zlitowałam się nad nim, zgodziłam się na wszystko, po staremu.
Szkopuł w tym, że w Zaduszki byliśmy z Maćkiem w szpitalu – ciężko choruje jego siostra Lena. Potem poszliśmy na obiad ze szwagrem, bardzo rozpaczającym, nastawionym pesymistycznie co do szans wyzdrowienia żony… Słuchałam i patrzyłam z niejakim podziwem (może miłość mnie zaślepia, he, he, he), jak Maciek wspaniale go pocieszał, jakie miał wyczucie i znajdował najwłaściwsze argumenty, jasne strony…
Kiedy wróciliśmy do domu, Maciek był strasznie zmęczony, jakby to pocieszanie bardziej go wyczerpało i przygnębiło, chociaż to przecież jego rodzona siostra i dla niego to też nie jest łatwe… Dość powiedzieć, że w niedzielę późną nocą stałam sobie przy blacie kuchennym i mocowałam się z korkiem od wina, a Maciek leżał niedaleko na sofce i nagle… mi SIĘ oświadczył. Nie, nie myśl sobie, nie było za słodko! Czar wymarzonego scenariusza w nadmorskiej knajpce przy świecach dawno prysł, pogodziłam się z tym… chyba… Teraz szło to jakoś tak: Teee, ty tam, moje lepsze pół, to może się chajtniemy, skoro tak ci zależy, co?
Nie, Cegło, nie obraziłam się. Rozbawił mnie ten tekst. Ale – nie rozbawiło mnie to, co się za nim kryje. No bo właściwie, czemu Maciek zmienił zdanie? Przestraszył się, że mnie straci? Po tamtej przemowie – nagle jest gotowy? A czy w ogóle ktoś mnie zapytał o moje uczucia, plany… Postawił mnie w niezręcznej sytuacji, pod ścianą, teoretycznie bez odwrotu czy manewru. Jest głęboko przekonany, że ten ślub z nim to absolutnie szczyt moich marzeń i aspiracji. Ale przedtem dotknął mnie, wręcz boleśnie zranił i teraz ja znów chce mieć czas na pomyślenie… Nie uszanował tego za pierwszym razem – czy uszanuje teraz?
Obróciłam oświadczyny w żart, korzystając z tego, że były nonszalanckie, takie na odwal. Maciek wygląda na urażonego, ale z drugiej strony doszukuję się w tym pozy – może w rzeczywistości poczuł ulgę, że nie rzuciłam mu się w ramiona z szalonym entuzjazmem?
Jedno Ci powiem, Cegło: nie rozumiem mężczyzny, z którym spędziłam 4 lata na dobre i na złe. Nic o nim nie wiem, przede wszystkim nie wiem, czy chcę za niego wyjść. Odsuwam od siebie, jakbym chciała na razie utrzymać to tak, jak jest, zobaczyć, co będzie… Maciek jednak prawdopodobnie liczy na jakąś odpowiedź z mojej strony. Niestety, teraz to ja nie jestem gotowa na żadne przełomowe rozstrzygnięcia. A słyszałam, że nieprzyjęte oświadczyny to koniec związku… Co Ty o tym sądzisz?
Marzena
***
Droga Marzeno!
Kłaniają się żuraw i czapla, ale tylko w zarysie.
A mówiąc poważnie – zasadniczo moja opinia jest taka, że w długoletnim, jako tako dobranym i udanym związku oświadczyny nie powinny być zaskoczeniem dla żadnej ze stron. Tym bardziej – zaskoczeniem miłym lub… niemiłym! Życie to nie reklama kawy czy pasty do zębów, gdzie pokazuje się nam dziewczęce oczy, rozwarte z zachwytu i niedowierzania:-). I nieważne, czy osobą deklarującą chęć wzięcia ślubu jest Ona czy On. Będąc ze sobą przez czas dłuższy, takie rzeczy po prostu wypadałoby wiedzieć – przede wszystkim zaś to, czy nasz parter/partnerka w ogóle jest zwolennikiem legalizacji związku. I czy my się na Jego/Jej podejście do tej sprawy godzimy. Przy dysonansie w tym punkcie rzeczywiście warto rozważyć, czy związek ma sens, ale z reguły ta kwestia rozstrzyga się w dosyć wczesnej fazie znajomości.
Mam pewne zastrzeżenie do tego, jak odebrałaś sytuację znad morza… Twoim zdaniem ultimatum postawił Ci Maciek, prawda? Kocham cię, ale nie jestem gotów – rób z tym, co chcesz… Mimo że piszesz: o niczym nie było mowy, niczego nie ustalaliście wcześniej — ewidentne jest dla mnie, że on wyczuł płynące z Twojej strony jakieś matrymonialne fluidy — inaczej po co by przechodził do tak gwałtownej defensywy? To nielogiczne.
Tak naprawdę natomiast – ultimatum postawiłaś Ty, swoim natychmiastowym wyjazdem. Dla Maćka to był sygnał jednoznaczny: wybieraj! Goń mnie, albo wszystko skończone. A skoro mu na Tobie zależy, wybrał to pierwsze. Zrozumiał, że nie myślicie podobnie, więc to Ty zaczynasz Mu się wymykać, nie On Tobie.
Nie wiem, czy bezpośredni wpływ na zmianę frontu z Jego strony miało rodzinne spotkanie przy łóżku chorej siostry… Sugerujesz, że dostrzegł kruchość życia, bezcenną wartość każdej spędzonej razem chwili? Możliwe, ale bardzo prościutkie, wręcz schematyczne. A oświadczyny były niebanalne!
Sądzę, Marzeno, że musisz sobie odpowiedzieć na kilka ważnych pytań. Co Cię bardziej dotknęło w zachowaniu Maćka podczas jesiennego wyjazdu: brak oświadczyn, czy po prostu jego chęć zdystansowania się, pchnięcia Waszej relacji na wolniejszy tor? Może na ślubie jako takim wcale Ci w gruncie rzeczy nie zależy – chciałabyś tylko zachować dotychczasowy model, oparty na bliskości i otwartości, bez budowania dalekosiężnych planów? Wówczas, dla uzdrowienia atmosfery, powinnaś Maćkowi koniecznie o tym powiedzieć! Nie utrzymuj Go w przekonaniu, że marzysz o małżeństwie, jeśli sama nie jesteś tego jeszcze do końca pewna! To chyba oczywiste?
Jeżeli szczerze porozmawiacie (nie wytykaj Mu ani nie miej za złe mało romantycznych oświadczyn – na pewno śmiertelnie się bał Twojej reakcji, więc nadrabiał to niedbałym „wdziękiem” i ironią), na pewno oddalenie perspektywy ślubu nie przesądzi definitywnie o losach Waszej miłości. Sprawdziliście się, jak piszesz, jako para w wielu sytuacjach, macie wspólne pasje i podobną wrażliwość. To silny fundament. Oboje dajcie sobie czas.
I proszę, nie nadużywaj zbyt często argumentu: — Za godzinę odjeżdża ostatni autobus do Krokowej:-). To nie jest fair, a poza tym – za którymś razem Maciek może za nim nie pobiec…
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze