Letnikom kwaterę wynajmę...
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuMieszkańcy atrakcyjnie położonych miejscowości, które latem przeżywają turystyczne oblężenie, żyją rytmem miasta. Kiedy nadchodzi sezon, miasto ożywa, a jego codzienność nabiera rumieńców. Wakacyjne miesiące to dla miejscowych okazja, by zarobić pieniądze, za które będzie można przeżyć resztę roku. Budki z goframi, jadłodajnie, stragany i wypożyczalnie to głównie gałęzie wakacyjnego biznesu, ale najbardziej popularnym sposobem zarobkowania jest wynajem kwater.

Mieszkańcy atrakcyjnie położonych miejscowości, które latem przeżywają turystyczne oblężenie, żyją rytmem miasta. Kiedy nadchodzi sezon i tłumnie napływają letnicy, miasto ożywa, a jego codzienność nabiera rumieńców. Miejscowi dwoją się i troją – wakacyjne miesiące to dla nich okazja, by dzięki turystyce zarobić pieniądze, za które będzie można przeżyć resztę roku. Budki z goframi, jadłodajnie, stragany i wypożyczalnie sprzętu wodnego to głównie gałęzie wakacyjnego biznesu, jednak najbardziej popularnym sposobem zarobkowania jest wynajem kwater dla letników.
Ewa (23 lata, fryzjerka z małej nadmorskiej miejscowości):
— Mieszkam z rodzicami w dużym domu, w małej nadmorskiej miejscowości. W sezonie wynajmujemy letnikom siedem pokoi, a na posesji urządziliśmy mini pole namiotowe. Dzięki temu nie muszę dziadować, próbując przeżyć za najniższą krajową pensję (a tyle zarabiam jako fryzjerka). Od września do maja prowadzę spokojne, normalne życie. Chodzę do pracy na dziewiątą, wracam o siedemnastej. Potem oglądam seriale, spotykam się ze znajomymi albo zaglądam na górę, do rodziców – no szału nie ma. Ale majówka i wakacje, a zwłaszcza wysoki sezon, to czyste szaleństwo. Wszystko kręci się wokół biznesu, życie nabiera tempa.

Największa zmiana to to, że przeprowadzam się na ten czas do rodziców, żeby można było wynajmować i moje pokoje. Ciasno nam trochę razem, ale fortuna, jaką będziemy mieli po wakacjach, i za którą nie tylko dobrze pożyjemy przez cały rok, ale i kupimy coś ekstra, osładza mi te chwile. Zresztą – mało co jestem w domu. Do popołudnia wszystkiego pilnują rodzice, a ja pracuję w zakładzie. Potem naszymi gośćmi zajmuję się sama. Najwięcej roboty jest, jak mamy wymianę turnusu. Trzeba zmienić pościel, to wiadomo, ale i gruntownie posprzątać. Nie to, że umyć podłogę, zetrzeć kurze, ale i przejrzeć zakamarki – pod łóżkami, za szafą. Nie dość, że jest tam tyle piachu i kłębów kurzu, że to wstyd, to co tam można znaleźć! Drobne pieniądze, brudne majtki, kolczyki, a i zużyte prezerwatywy. Coś strasznego. Na co dzień też nie ma lekko, bo prowadzenie takiego obiektu to naprawdę ciężka harówka. Trzeba naszykować kolację dla tych, co mają wykupione wyżywienie, a jak mam wolną chwilę, to i tak ciągle ktoś coś chce. A to zapytać, jak najłatwiej dojechać do Gdańska, a to zgłosić, że woda jest za zimna albo powiedzieć, że parówki na śniadanie to on chciałby jednak inne… Choć czasem padam ze zmęczenia albo chce mi się płakać, tak mnie ktoś wkurzy, to cieszę się, że mamy taki biznes. Nie dość, że są z tego duże pieniądze, to i poznaję nowych ludzi, mam kontakt ze światem. To fajne! Gdybym nie miała tego domu, moje życie byłoby biedne i nijakie.
Julita (29 lat, prowadzi pensjonat na Mazurach):
— Do M., popularnej małej miejscowości na Mazurach, przeprowadziłam się dziewięć lat temu, kiedy wyszłam za mąż. Dopiero co skończyłam szkołę i szukałam pracy. Mój mąż wtedy wpadł na pomysł, żebyśmy otworzyli pensjonat. Paweł dużo wiedział na ten temat, ja nic. Dużo rozmawialiśmy, aż opracowaliśmy swoją strategię. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę, zainwestowaliśmy pieniądze i czas. Udało się – dziś prowadzimy ekskluzywny pensjonat, który ma swoją renomę i stałych gości.
Od początku nastawialiśmy się z mężem na zamożnych letników, którzy docenią nasze starania i nie będą szczędzić pieniędzy na wypoczynek w komfortowych warunkach. Wandali i motłochu, co chce mieszkać w pałacu, ale płacąc za to nie więcej niż dwadzieścia złotych za dobę, nie chcieliśmy znosić. Mamy stylowe pokoje, urządzone przez dekoratora wnętrz, salę z kinem domowym i jadalnię z kominkiem. W cenie noclegu oferujemy wyżywienie, Internet i saunę. Można skorzystać z jacuzzi, a do dyspozycji dzieciaków mamy plac zabaw — też piękny. Mamy stałą klientelę, z kolei nowi goście wiedzą, jak u nas jest, i za ile, bo mamy stronę internetową – ze zdjęciami i cennikiem. Jak ktoś dzwoni, to i tak proszę, żeby się z nią zapoznał, dzięki temu unikamy różnych przykrych i żenujących sytuacji, o jakich opowiadają nam znajomi (najczęściej związanych z kosztami i rozczarowaniem).

Tych, którzy mają coś do powiedzenia na ten temat, jest cała masa, bo u nas każdy, kto tylko może, wykorzystuje możliwości – przerabia dom na pensjonat, otwiera knajpę, budkę z lodami albo chociaż stawia stragan. Poza ciepłymi miesiącami tu się nic nie dzieje, jest pusto, więc biednie — trudno się dziwić, że miejscowi łapią każdą okazję. Ludzie potrafią przeprowadzać się do rodziny na wieś, żeby w wakacje ich mieszkanie pracowało, a ci, co mają domy, nieraz przez dwa miesiące mieszkają w jednym pokoju, resztę wydzielając turystom. To naprawdę wielkie szczęście, że mamy takie możliwości – naharuje się człowiek przez sezon, to prawda, ale potem, kiedy goście przyjeżdżają rzadziej, można odpocząć, a za zarobione pieniądze pojechać na jakieś wypasione wakacje.

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze