Studia po 30. Warto?
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuNa naukę nigdy nie jest za późno – mówi stare przysłowie. Tym bardziej, że nie każdy z nas ma możliwości uczyć się w młodym wieku. Zdarza się, że dopiero ustabilizowana sytuacja życiowa daje nam warunki do edukacji. Niektórzy spełniają swoje marzenia o pracy z dziećmi, inni chcą po prostu podnieść kwalifikacje. Jak się studiuje w wieku 30, 40 lat?
Anna studia zaczęła rok później niż jej córka. Miała wtedy 38 lat. Obie wybrały administrację. Anna od wielu lat pracuje w urzędzie miejskim, ale brak dyplomu wyższej uczelni hamował jej awans i możliwości rozwoju. Znajomi żartują, że gdyby się uparły, to mogłyby siedzieć razem w ławce.
Grażyna miała 46 lat, jak zdała na pedagogikę. Zawsze marzyła, żeby pracować z dziećmi, najlepiej małymi. Ale wspólnie z mężem zajęła się biznesem w branży budowlanej. Kiedy zaczął się kryzys i budownictwo wyhamowało, stwierdziła, że mąż poradzi sobie z firmą i bez niej, a ona zacznie spełniać swoje marzenia. Założyła nieduże przedszkole i zdała na pedagogikę.
Z roku na rok grupa studentów po 30-stce stale się powiększa. Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, studiujących w wieku 30+ w roku akademickim 2009/2010 było 189 600 — to prawie 10 proc. Częściej na późną edukację decydują się kobiety (65 proc.) niż mężczyźni. Coraz więcej pracujących już zawodowo osób chce zdobywać nowe umiejętności, podnosić kwalifikacje, a czasami chce po prostu realizować pasje. O ile młodzi ludzie często jeszcze nie do końca są świadomi czego chcą, to dojrzali doskonale wiedzą, co ich interesuje. Potrafią korzystać ze swojego doświadczenia, szczególnie jeśli zawodowe pokrywa się z kierunkiem studiów. Okazuje się, że mają dobre wyniki w nauce, bo umieją organizować czas, mniej go przeznaczają na rozrywki. Większość „późnych” studentów decydowała się na system niestacjonarny — ponad 96 proc, który pozwala połączyć naukę z pracą zawodową i obowiązkami domowymi.
W życiu różnie się układa
— Byłam najlepszą uczennicą w klasie. Kiedy przed maturą powiedziałam wychowawczyni, że nie pójdę na studia, bo niedługo urodzi mi się dziecko, usiadła z wrażenia. Miałam zdawać na polonistykę, dobrze pisałam, lubiłam literaturę. Ale byłam w ciąży, wychodziłam za mąż. Nie było miejsca na studia. Znalazłam pracę w urzędzie, na początku podawałam kawę, potem byłam sekretarką i w końcu zostałam zastępcą kierownika wydziału spraw obywatelskich. Ale już dalej nie ruszyłam, matura to za mało – mówi Anna.
Anna przed laty nie raz płakała, kiedy jej koleżanki opowiadały o nowych znajomościach na uczelniach, o profesorach. Zazdrościła im nawet nieprzespanych przed sesją nocy. Ona siedziała z dzieckiem w domu teściów, z którymi zamieszkali po ślubie. Ale najgorsze czasy ma za sobą. Dziś ma dwójkę cudownych córek, dom z sadem, dobrego męża, a za trzy lata również dyplom magistra.
Grażyna po maturze nie myślała o studiach. Chciała jak najszybciej się usamodzielnić. Miała czwórkę rodzeństwa, w domu się nie przelewało. Zaraz po szkole wyszła za mąż. Prowadzili z mężem hurtownię z materiałami budowlanymi, a potem też firmę budowlaną. Urodził im się syn.
— Jak ktoś żyje w biedzie, to chce jak najszybciej się dorobić. Mam wszystko, co chciałam mieć. Piękny dom, samochody, oszczędności. Teraz mogę wyhamować. Zająć się sobą, spełnianiem swoich marzeń. Kocham dzieci, pomagam fundacji, która zajmuje się chorymi maluchami. Żałuję, że nie mogłam mieć więcej własnych. Otworzyłam swoje przedszkole, zatrudniam nauczycieli. Wiem, jak prowadzić firmę, ale brakuje mi wiedzy i wykształcenia pedagogicznego. Jestem gorzej wykształcona niż moi pracownicy. Może trochę też ambicjonalnie do tego podchodzę – mówi Grażyna.
A może jestem za stara
Na rozpoczęcie roku akademickiego Grażyna szła na miękkich nogach. Bała się, że stanie obok młodych ludzi i będzie wyglądała jak ich matka, bo w końcu ma syna na studiach. Mąż pytał po co jej te „fanaberie”, bo jak je skończy, to będzie jej bliżej do emerytury. A ona mu odpowiadała, że do emerytury to może i doktorat zrobi.
— Okazało się, że takich ja jest więcej. Mam fajną grupę, czasami wychodzimy razem na piwo. Od najmłodszych lat ciężko pracowałam, dzisiaj mam trochę studenckiego życia. Chyba nawet jakoś inaczej zaczęłam się ubierać, bardziej na luzie. Mąż żartuje, żeby go tylko nie wymieniła na nowszy model – mówi Grażyna.
O ile Grażyna mogła liczyć na rodzinę w każdej innej sprawie, to tym razem tylko ją demotywowali. Mąż mówił, że przecież ma firmę, zarabia pieniądze, po co jej te studia. Sam nawet nie ma matury i dobrze żyje. Syn marudził, że nie ma obiadu, bo matka się uczy. Ale ona się uparła. Jak w weekendy ma zjazdy, to „jej chłopaki” muszą radzić sobie sami. Na początku narzekali, teraz zamawiają pizzę, albo KFC, popijają coca-colą i cieszą się, że bezkarnie mogą opychać się niezdrową żywnością. Jak ona jest w domu, to żadnych fast foodów nie uraczysz.
Doświadczeni
Anna pracuje w urzędzie, więc wiele problemów administracyjnych zna z życia. Wykładowcy ją lubią i traktują jak partnera do rozmowy. Często zadaje pytania, o których młodzi bez doświadczenia, nie mają pojęcia. Anna po wakacjach będzie na drugim roku, ale to córka, która zdała na trzeci rok przychodzi do niej, kiedy czegoś nie wie. Grażyna też wiele problemów z wychowaniem i nauczaniem dzieci zna z własnego podwórka. Nie studiuje tylko dla papierka, ale chce się dowiedzieć, jak sprawniej kontaktować się z rodzicami; co robić, kiedy dziecko nie integruje się z grupą; jakie są nowoczesne metody pracy z maluchami.
— Młodzi ludzie bez obciachu mogą dostać dwóję i zdawać poprawkę, ale studenci w późniejszym wieku, tym bardziej z doświadczeniem w danej dziedzinie, już sobie na to nie pozwalają. Ambicje i wstyd rosną z wiekiem. Poza tym my już wiemy, że jak czegoś nie douczymy się na studiach, to potem niewiedza odbije się czkawką w pracy – mówi Grażyna.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze