Na złe też, do cholery!
CEGŁA • dawno temuMam 23 lata. Kiedy moi rodzice zrozumieli, że pomimo kilkuletniego związku ja i mój chłopak nie zamierzamy się pobrać, skapitulowali i kupili mi mieszkanie. Warunek – połowę kwoty wzięli na kredyt i nas zobowiązali do spłacania go. Niestety wkrótce straciłam pracę, do tego zaczęłam tyć. Mój chłopak zamiast mnie wspierać, zmienił front. I stało się...
Kochana Cegło!
Mam 23 lata. Kiedy moi rodzice zrozumieli, że pomimo kilkuletniego związku ja i mój chłopak nie zamierzamy się pobrać, skapitulowali i kupili mi mieszkanie. Warunek – połowę kwoty wzięli na kredyt i nas zobowiązali do spłacania go. Więcej niż uczciwa propozycja, uważam.
Wszystko było strasznie fajnie:-). Zarabiałam 3000 zł, mój chłopak niecałe 2000. Było nas stać. Przez chwilę.
Niestety, przynależność do „elity” (rozumiem przez to pracę w finansach) kosztowała mnie słono. Byłam kiepskim graczem, zostałam szybko wmanewrowana w brzydką aferkę i wypluta z „renomowanej” firmy, żeby zrobić miejsce dla kogoś innego. Wróciłam do punktu zero, z fatalnym samopoczuciem. Poszłam do lekarza, dostałam proszki, wzięłam byka za rogi, żeby się nie załamać. Jeden z dwóch leków – taki na sen – spowodował u mnie dramatyczne tycie, w 4 miesiące złapałam 15 kilo i to nie koniec. Znów zaczęłam się załamywać, zaniedbałam się, przestałam chodzić na spotkania w sprawie pracy.
Ale dopiero mój chłopak wprawił mnie w osłupienie. Zamiast wspierać, zmienił front. Wymawiał, że nie rozmawiam z nim, tylko „ujadam” i w tej sytuacji lepiej, żebym w ogóle nic nie mówiła. Wytykał zmiany w wyglądzie oraz w… naszej sytuacji ekonomicznej – jakbym to ja i tylko ja była za wszystko odpowiedzialna. Szukanie lepszej pracy nie przeszło mu nawet przez myśl, chciał mieć wygodnie i w zgodzie z zainteresowaniami, taki idealista, psia kość! Bawiło go uczenie mnie taniej kuchni, nazywał mnie rozrzutnicą, a nawet żartem alkoholiczką, gdy kilka razy pozwoliłam sobie na drinka. Wypraszał z domu moją mamę z zakupami, twierdząc, że musimy się „zmierzyć z realiami”. Swoje metody nazywał dowcipnie poskromieniem złośnicy.
Byłam bierna, apatyczna, ale nie poddawałam mu się tak do końca. Kiedy to wreszcie wyczuł, zagrał z innej beczki: on się chyba powinien wyprowadzić, bo widzi, że nasz związek prowadzi donikąd! A ja doskonale wiedziałam, że zwyczajnie nie chce łożyć jednej trzeciej pensji na „moje” mieszkanie, tu go bolało. Uznał, że go okradam z dochodów, obniżam mu stopę życiową, bo nie chce mi się pracować. Nie krępując się mną, celowo przy mnie telefonował w sprawie wynajęcia mieszkania. Wiedziałam, że przy jego zarobkach to mrzonki i albo już kogoś ma, albo pryska do mamusi, bo to najprostsze. Okraszał to jeszcze wszystko zapewnieniami, że w sumie to będzie dla mojego dobra, zresztą, moi rodzice nigdy go podobno nie akceptowali… Ułożył sobie wszystko w zgrabną, wybielającą go mówkę, a ja – cóż, spokojnie słuchałam.
Dokładnie w dniu, gdy się pakował i oddzielał „swoje” książki od moich, wiedziałam już, że jestem w czwartym miesiącu. Późno trafiłam do lekarza, bo przyzwyczaiłam się do rosnącej tuszy i zobojętniała mi, jak prawie cała reszta spraw. Pozwoliłam mu wyjść, stojąc na balkonie i paląc ostatniego papierosa…
Moi rodzice wpadli w szał. Nie dlatego, że jestem w ciąży, bez pracy i mam na głowie kredyt, który obiecałam spłacać. Nie, nie! Dlatego, że… padło mi na mózg i wypuściłam z domu ojca swojego dziecka! Nie dałam mu drugiej szansy! A ma prawo wiedzieć i świadomie podejmować decyzje! Grożą, że wezmą sprawy w swoje ręce i sami z nim będą negocjować. Mamo, tato, czy ten świat jest aż tak pokręcony, a wy razem z nim? Chyba nie. Mnie wydaje się w miarę prosty i dla tego faceta w moim życiu ani sercu nie ma ani skrawka miejsca!
A co ja teraz ze sobą zrobię, jak sobie poradzę? To chyba już tylko moja rzecz. A czy interesowało go to przedtem? Czy samo dziecko uczyni go na powrót przyzwoitym człowiekiem, którym deklarował być bez przysiąg i papierków, na dobre i na złe, do cholery?
Wesprzesz mnie przynajmniej Ty?
Rocky
***
Kochana Kobieto-Skało!
W pewnych punktach się z Tobą zgadzam. Czy szczur przed opuszczeniem tonącego statku tłumaczy się kurtuazyjnie kapitanowi, czemu zamierza to zrobić? I czy poprawia to jego przysłowiowy wizerunek? Raczej nie. Poczyniłam jednak pobieżne wyliczenia i na tej podstawie bardzo Cię namawiam: najpierw wystudź emocje. Te dobre i przede wszystkim te złe.
Jesteście razem kilka lat, a kłopoty spiętrzyły się w ciągu ostatnich czterech miesięcy, prawda? Kłopoty, z którymi każdy radzi sobie inaczej, a niektórzy – wcale. Jesteś mocno zdezorientowana i wzburzona, ponieważ wiele rzeczy naraz się zdarzyło. W moim odczuciu nie wiadomo nawet, czy przytyłaś po lekach, czy w wyniku nadmiernych zaburzeń hormonalnych wywołanych ciążą. A przecież pewność w tej kwestii mogłaby radykalnie zmienić Twój krytyczny stosunek do siebie, zmniejszyć drażliwość i przygnębienie…
Po drugie, kiedy straciłaś pracę, jeszcze przez jakiś czas uprawialiście seks. Podejrzewam, że jednak był to wyraz jedności, a nie nudy czy desperacji?
Po trzecie, spadliście z wysokiego konika, z szerokim, wygodnie wymoszczonym siodłem. Upadek taki to zawsze szok dla organizmu. Ty chciałaś wsparcia, które do tej pory, jak sądzę, rzadko było Ci potrzebne. On natomiast chciał tej samej, co przedtem, walecznej i czułej dziewczyny, do której się przyzwyczaił. Żadne z Was w krytycznym momencie nie dostało tego, na co liczyło. Ale to nie powód, by od razu uśmiercać się nawzajem, negować wszystko, co przez większość czasu grało. Tak uważam.
Twoja porażka zawodowa pokazuje, że bardzo dużo wymagasz od siebie i innych, a każde potknięcie, własne czy cudze, odbierasz jako dramat. Tymczasem, jesteście na początku drogi. Dwudziestolatki są w fazie hartowania. Czasem trzeba przyspieszyć proces dojrzewania do prozy życia, ale nie bądź taka surowa i zasadnicza. Mało kto dobrze sobie radzi z każdą napotkaną sytuacją. Ty chciałabyś w pojedynkę pokonać świat, a już przekonałaś się na własnej skórze, że nie zawsze chęci wystarczają.Nie jestem skora do łatwych usprawiedliwień, doradzam Ci jednak ponowne przemyślenie tego, co się zdarzyło. Żadne z Was nie miało pojęcia o nieplanowanym poczęciu dziecka. Byliście na placu boju we dwoje. Ty – zniechęcona, odmieniona emocjonalnie, prawdopodobnie opryskliwa, może nawet napastliwa. On – minimalista z przekonania – postrzegał Waszą sytuację być może w innej skali niż Ty i próbował się „głupio” (czytaj: po swojemu) przystosować. Może myślał, że Ci się to… spodoba? I może zabrakło Wam jedynie normalnego tonu, a tylko takim da się rozmawiać o sprawach istotnych? Obawiam się, że większość brzydkich intencji w chwili rozstania przypisałaś mu nieco pochopnie. Informacja o ciąży mogła w naturalny sposób przerwać to nieszczęsne pakowanie. Trudno, stało się. Moim zdaniem jednak dotrzeć do adresata powinna. I nie przez rodziców.
Dziecko w drodze jest faktem, od którego nie uciekniecie, nawet jeśli postanowisz nadal demonizować jego winy i Wasze rozstanie się „uprawomocni”. W pierwszym rzędzie Ty nie możesz uciekać, z przyczyn czysto fizjologicznych. Powinnaś teraz skupić się na sobie, swoim zdrowiu i spokoju, bez „fochów” przyjąć pomoc rodziców (opiekę medyczną zapewnia Ci NFZ), oswoić się ze swoim stanem.
Równolegle, radzę jak najszybciej powiadomić chłopaka. Bez podtekstów i ozdobników typu „nic od ciebie nie chcę”. Weź głęboki oddech i spróbuj to powiedzieć neutralnie, nie z przytupem. Nawet jeśli podjęłaś już decyzję na „nie”, reakcja kogoś przez lata najbliższego na tę wiadomość wydaje mi się dosyć ważna – nie jesteś ani trochę jej ciekawa? Ani tego, jakie perspektywy może ewentualnie przed Wami otworzyć?
Domyślam się, czego ode mnie oczekujesz. Tak, światełko w tunelu jest zawsze, dla samotnej mamy też. Ale warto spróbować dać szansę wariantom wstępnie wykreślonym z listy. Tak naprawdę to jego pierwsza szansa w nowej sytuacji, pamiętaj o tym.
Mocno trzymam kciuki za pomyślny rozwój wypadków:-)
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze