Ranking podróżniczych naj...
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuNiniejszy top najwspanialszych miejsc, w których byłam jest najbardziej subiektywnym z możliwych. Nie ma nic wspólnego ze znawstwem historii, szczegółami architektonicznymi i wszystkim tym, o czym rozpisują się przewodniki. To ranking miejsc, które swą atmosferą spowodowały zwolnienie myśli i zapomnienie o doczesności. To miejsca, które swoim pięknem zatkały mi gębę.
Kilka tygodni temu intensywnie poszukiwałam biletów lotniczych. Kierunek nie był jasno sprecyzowany. Chodziło jedynie o to, żeby pojechać do kraju, w którym jeszcze nie byłam. To żaden problem w końcu – pomyślałam, bo przecież do tej pory zaledwie liznęłam mały wycinek świata. Kolejnym warunkiem, jaki miała spełnić destylacja, było słońce. W końcu nie po to człowiek ucieka od zimy, żeby na nią trafić na innej półkuli, no nie? Chciałam, żeby tam dokąd pojadę, było też bezpiecznie, tanio, żeby było co oglądać, a jedzenie było smaczne. Te wszystkie warunki zdawało się spełniać wiele miejsc na świecie. Niewiele jednak mogło się zmierzyć z jednym. Z akceptacją mojego męża.
Nepal? Przecież tam trzeba chodzić po górach, a na urlop jedzie się odpoczywać. Ameryka Południowa okazała się zbyt niebezpieczna. W Azji nie znają się na piłce nożnej. Argumentów przeciw znalazło się mnóstwo. Nie było łatwo, ale w końcu osiągnęliśmy kompromis.
Wybór wakacyjnego kierunku to przykład na odmienne widzenie świata. Nawet jeżeli dwie bliskie sobie osoby patrzą na to samo, to co innego może im się spodobać. Nie jestem dobra w docenianiu piękna stadionów, nigdy nie zostanę smakoszką piwa. Połówek z kolei daleki jest od fascynacji targowiskami i świątyniami, a warzywa nawet te najpiękniej podane nie wzbudzą jego entuzjazmu. Może powinniśmy podróżować oddzielnie? Zdarzały się i takie wyjazdy. Zdecydowanie jednak wolimy wspólne podróże, nawet jeżeli każde z nas co innego z nich zapamiętuje.
Niniejszy top najwspanialszych miejsc, w których byłam, jest najbardziej subiektywnym z możliwych. Nie ma nic wspólnego ze znawstwem historii, szczegółami architektonicznymi i wszystkim tym, o czym rozpisują się przewodniki. To ranking miejsc, które swą atmosferą spowodowały zwolnienie myśli i zapomnienie o doczesności. To miejsca, które swoim pięknem zatkały mi gębę.
Najpiękniejszy widok
Wschody i zachody słońca lubią niemal wszyscy. Nie będę więc szczególnie oryginalna, jeżeli powiem, że ów najpiękniejszy widok ujrzałam o zachodzie słońca. Stojąc na krawędzi wulkanu Rinjani na wyspie Lombok w Indonezji zobaczyłam jak szare, deszczowe kotary chmur powoli odsłaniają stożki czarnych wulkanów wyrastających z morza mgły. Zmieniające się światło nadawało krajobrazowi dramaturgii.
Nie na jednym szczycie Natura urządza spektakle. Słońce codziennie wschodzi i zachodzi. To co czyni wyjątkowymi dany obraz to towarzyszące im odczucia. Gdyby nie wysiłek włożony w zdobycie szczytu, gdyby nie rozpierająca mnie w tym momencie wiara we własne możliwości ten zachód byłby być może kolejnym widzianym przeze mnie końcem dnia.
Najmilsze miejsce
Podobnie jest z miejscami. Nie zawsze te opisywane w przewodnikach jako najpiękniejsze podobają się nam najbardziej. Mnie zazwyczaj urzekają bezdroża. I choć doceniam urok Paryża, nowoczesność Singapuru, atmosferę Wiednia to i tak najmilsze wspomnienia wiążę z Mui Ne, rybacką wioską w Wietnamie, z maleńkim Pai w Tajlandii, z półkolem plaży w Unawatuna na Sri Lance i w końcu z polskimi Mazurami. Mazury wciąż będą urzekać mnie sennymi miasteczkami, olchami przeglądającymi się w wodzie, jeziorkami w odcieniu miedzi i dzikami lubiącymi znienacka pojawić się na drodze. Czy tylko mnie się wydaje, że niebo najpiękniejsze jest na Mazurach?
Najwspanialszy zabytek
Z zabytkami mam kłopot. Nie jestem znawczynią sztuki. W przewodnikach często omijam rozdziały dotyczące historii, a zacne dzieła architektury interesują mnie o tyle, o ile na ich tle rozgrywa się ludzka historia. Jest jednak miejsce, w którym poczułam potęgę ludzkiej myśli, gdzie każdy kamień zdawał się szeptać historię. To Machu Picchu, miasto Inków tak bliskie niebu, że zdaje się oderwane od ziemi. Tam nawet tłumy turystów przestają przeszkadzać. Przepraszam Gizę, Luxor, Tikal i wiele innych wspaniałych dzieł człowieka. Na zauroczenie nie ma rady, nawet jeżeli dotyczy to zabytku.
Największe zadziwienie
Kraj któremu udało się kilkakrotnie wprawić mnie w osłupienie to Gwatemala. Tam widziałam najbardziej kolorowe targowiska, najdziksze tańce na grobach zmarłych tańczone przez potomków Majów, tam przemierzałam kręte drogi autobusem barwnym jak odpust na Kurpiach. To tam spałam w indiańskiej chacie, oglądałam wyścig konny ku czci zmarłych dzieci i widziałam latawce unoszące się nad cmentarzami. W tym kraju święci palą papierosy, wulkany otaczają jeziora a karaibskie rytmy mieszają się z pobożnymi katolickimi pieśniami. Do tej pory żaden inny kraj nie okazał się tak różnorodny. Wciąż jednak mam nadzieję, że do takiego pojadę.
Za kilkanaście dni lecę do Malezji. Kuala Lumpur, Penang, Borneo, egzotyczne nazwy drażnią wyobraźnię. Wieczorami sycę oczy obrazami z przewodników — dżungla, orangutany, szczyt Kota Kinabalu, duriany na straganach. Czy po kolejnej podróży zmienię swój ranking? Bardzo bym chciała, bo w końcu podróżuje się też po to, aby spotkać zachwyt.
A co zaskoczy Połówka? Na razie kręci nosem, że w tym kraju piwo drogie a Malezyjczycy grają w krykieta. Przyłapuję go na oglądaniu zdjęć z wysp na wschodzie Malezji. Z pewnością tworzy swoją listę cudów świata.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze