Wstydzę się swojego chłopaka
CEGŁA • dawno temuWstydzę się za swojego chłopaka przed ludźmi. Jest chorobliwie zazdrosny. Zaborczość zaczyna być problemem w codziennych kontaktach ze światem i w normalnym życiu. Anektuje mnie na imprezach - nie mogę z nikim tańczyć ani dłużej porozmawiać. Sprawdza moje maile. Przyjeżdża po mnie, gdy jestem na babskim spotkaniu. Kontroluje, z kim jadę w przedziale pociągu. Jest nawet zazdrosny o mojego brata!
Droga Cegło!
Nie wiedziałam, że kiedykolwiek to powiem, ale wstydzę się za swojego chłopaka przed ludźmi. Nawet już nie chodzi o to, jak mnie traktuje, ponieważ w jakimś sensie się na to zgadzam, ale właśnie o jego zachowanie wobec innych w towarzystwie. Wszystkich do siebie zraża, wiem o tym, mimo że niewiele osób było tak niedelikatnych, żeby zwrócić mi na to uwagę w rozmowie za jego plecami.
Czarek jest chorobliwie o mnie zazdrosny, jego zaborczość zaczyna być problemem w codziennych kontaktach ze światem, w normalnym życiu, jakie przecież muszę prowadzić. Anektuje mnie na imprezach, już od dawna wiem, że nie mogę z nikim tańczyć ani dłużej porozmawiać. Kiedyś nie udało mi się wysłać na czas ważnego maila w sprawach służbowych, zadzwoniłam do niego, żeby zrobił to jeszcze raz z mojej skrzynki z domu. Podałam mu swoje hasło. Od tamtej pory nie miałam świadomości, że tak się dzieje, ale wyszło na jaw, że on moją skrzynkę kilka razy dziennie kontroluje. Taką sugestię zrobiła koleżanka i poradziła, żeby zmienić hasło. Byłam jeszcze wtedy na etapie dobrej wiary, że nie może być z nim aż tak źle. Hasło zmieniłam pod wpływem chwilowego nastroju, po rozmowie z tamtą dziewczyną. Po kilku dniach Czarek wysypał się sam, bo nie mógł zapanować nad sobą – ani, jak się okazało, nade mną. Nieudolnymi okrężnymi pytaniami o skrzynkę udowodnił, że wchodził na nią, a teraz nie może i jest wściekły.
Byłam zdruzgotana, nawet jeśli lekceważyłam poprzednie sygnały. Tak mnie wychowano, że każdy ma swoją granicę intymności, której nie wolno przekraczać. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy sprawdzać cudze SMS-y czy maile, nawet najbliższego człowieka, a może nawet tym bardziej? Ja po prostu mam zaufanie. Druga osoba musiałaby się bardzo napracować, by je zburzyć i wzbudzić jakieś moje podejrzenia.
Zachowanie Czarka razi mnie właśnie dlatego, że nigdy nie zrobiłam nic, co mogłoby go tak do mnie ustawić. Mieszkamy jednak razem od 10 miesięcy i teraz, kiedy się zastanowię, te sytuacje zaczęły się nawarstwiać w momencie, gdy przekroczyliśmy dosłownie i w przenośni ten próg. Pierwszą „aferę” zrobił mi o brata, który przyjechał służbowo z Gliwic. Przedtem się nie spotkali. Poszliśmy we troje na obiad, a wieczorem już sama umówiłam się z bratem na rodzinne pogadanie. Kiedy wróciłam o 23.00 do domu, Czarek zażartował, czy to aby na pewno mój brat, bo się podejrzanie dobrze bawiłam. Niewinny niby żarcik rozwinął się w głupią awanturę, z której dla mnie wynikało, że brat nie brat, to w ogóle źle, że z kimkolwiek spędzam miło czas, a nie z nim.
Potem była już cała seria. Przez początkowe 3 miesiące wspólnego życia był tak nieufny, że wydzwaniał do mnie do pracy kilkanaście razy dziennie, potem trochę się wyluzował, albo mu się znudziło, nie wiem. Kiedy miałam jechać do rodziców, „odprowadził” mnie aż do przedziału, żeby sprawdzić, z kim będę siedzieć, potem SMS-ował co pół godziny, bo nie przypadł mu do gustu jakiś facet w jego wieku. Na rocznicy matury (impreza bez osób towarzyszących, głównie zresztą babska) przyjechał po mnie pod dom koleżanki, gdzie się bawiliśmy, o 20.00, jak po niepełnoletnią córkę i dzwonił z samochodu, kiedy wreszcie wyjdę. Jeszcze wtedy dziewczyny mi zazdrościły, że mam takiego zakochanego faceta… Ja chyba też głównie w to chciałam wierzyć. Zresztą, dostawałam od Czarka często kwiaty, czułe prezenciki bez okazji. Tylko że ten nadzór, ciągły brak zaufania zaczął mnie uwierać bardziej, niż cieszyły mnie gesty miłości.
Miałam nadzieję, że mieszkanie razem to kolejny etap rozwoju, że dążymy do czegoś pięknego i głębszego. Teraz czuję przeciwnie, że oddalam się psychicznie od Czarka, patrzę na niego z zewnątrz, oceniam go. Jestem zmęczona traktowaniem mnie jak swoją własność (zwłaszcza przy osobach trzecich). Doszło do tego, że wychwytuję jego różne aluzje niezwiązane z zazdrością, tylko z naszym dalszym życiem i ze strachem myślę, co odpowiem, gdyby się oświadczył. Nie chcę tego! Może to podłe, ale czasami odnoszę wrażenie, że zazdrość to nie jest miłosna choroba, tylko znaczenie swojego terenu. A ja nie jestem rzeczą, jak każdy człowiek chcę być kochana „normalnie”.
Werka
***
Droga Werko!
Obawiam się, że rokowania nie są dobre. Niepotrzebnie oskarżasz się o złe, niesprawiedliwe wobec Czarka myśli czy oceny. Wykazujesz maksimum cierpliwości i wyrozumiałości, myślę jednak, że pora porzucić postawę heroiczną.
Staram się nie doradzać ludziom rozstania zbyt pochopnie. Zawsze warto na trzeźwo ocenić sytuację i popracować nad tym, co jeszcze jest do dyspozycji. Wyglądasz na osobę, która potrafi to zrobić. Ale w tym wypadku byłby to naprawdę wyczyn.
Wasz związek jest bardzo świeży. Pary z takim stażem dopiero się poznają, jest wiele niewiadomych, ale obie strony mają już podstawowe dane ku temu, by decydować się na dalszy ciąg lub nie. I masz całkowitą rację – kwestia zaufania jest fundamentalna. Bez niego nie ma mowy o szacunku, a na dobrą sprawę trudno w ogóle określać taką relację jako miłość. W wypadku Czarka brak zaufania jest fobią, patologią. Nie tłumaczy go fakt, że najprawdopodobniej ma głębokie kompleksy, urazy z przeszłości, lub jedno i drugie. Mogłabyś próbować to sondować, dotrzeć do źródeł, ale trudno Ci będzie uporać się z tym samodzielnie, a nie wiem, na jaką współpracę możesz liczyć z Jego strony.
Zazdrość ta rzeczywiście przypomina chorobę. Sieje spustoszenie. I trzeba ją profesjonalnie leczyć. Czy Czarek byłby gotów przyjąć taki punkt widzenia, przyznać się przed sobą, że potrzebuje pomocy z zewnątrz? To pytanie musisz sobie zadać. Rozważanie w tym momencie małżeństwa nie ma większego sensu. Problem się nie rozmyje – przeciwnie, może się jeszcze nasilić! Moim zdaniem dobrze się stało, że dał o sobie znać od razu. Nie jesteś skazana na wieloletnią, kosztowną inwestycję w związek, który przeradza się w koszmar. Masz wybór.
Nie jest ważne, co myślą o Czarku Twoi znajomi. Ważne, co Ty myślisz i czujesz. Jesteś w pewnym sensie więźniem, zakładnikiem jego choroby. Nie potrafisz i chyba nie chcesz dłużej żyć w ten sposób?
Warto odbyć jedną, zasadniczą rozmowę. Po niej uzyskasz komplet danych. Istnieją kobiety, które czują się mile połechtane, dowartościowane takim traktowaniem. Wydaje mi się, że nigdy nie będziesz jedną z nich. Pamiętaj o tym przy podejmowaniu decyzji…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze