Warto mierzyć się ze sobą
MARIKA KRAJNIEWSKA • dawno temuMłoda, piękna, pełna wdzięku. Polka, grająca w hollywoodzkich produkcjach. Z wyglądu krucha i delikatna, na ekranie pokazuje swoją siłę i profesjonalizm. Marzyła by zostać zawodową tancerką. Jest zawodową aktorką. Jednak taniec nadal pozostaje dla niej ważny. Iza Miko – gwiazda międzynarodowego kina opowiada czytelniczkom Kafeterii o swoim życiu.
Urodziła się pani w Łodzi, w rodzinie aktorów. Jak wspomina pani czas dzieciństwa? Czy było to zacisze domu czy garderoby, a może scena w teatrze, w którym pracowali pani rodzice?
Iza Miko — Pamiętam obozy harcerskie i zapach drzew w lesie. Zbieranie niedojrzałych jeszcze orzechów laskowych z drzew. Widok mamy siedzącej w kuchni i obierającej ziemniaki na placki ziemniaczane a za nią piękne majowe zachodzące słońce i zapach bzu przedzierający się przez okno… Mordka psa widoczna z tylnego okna samochodu. Zaprzyjaźniłam się z nim na wakacjach nad morzem, pamiętam, jak trudno było mi go tam zostawić… Turlanie się z Tatą w złotych jesiennych liściach na spacerach w parku. Smak batoników, które ze zdenerwowania jadłam w przerwach teatralnych, gdy chodziłam na wszelkie możliwe przedstawienia baletowe. Pamiętam przedstawienia, które z moim bratem odgrywaliśmy dla rodziców. Sebastian grał na pianinie, ja śpiewałam piosenki, do których sama zresztą pisałam słowa… zazwyczaj bardzo „dramatyczne”, typu “szklanki pełne łez”. Zawsze lubiłam wykorzystać czas do maksimum. W wieku 11 lat kładłam się spać w pozycji żabki (żeby rozciągnąć ścięgna podczas snu) z aparatem na zębach, futerkiem na kręgosłupie (to miało pomóc z bólem), majonezem na włosach i aparatem do haluksów. Kompletny relaks.
Czy zamiłowanie do aktorstwa wyniosła pani z domu?
Iza Miko — Rzeczywiście jako dziecko uczestniczyłam często w próbach moich rodziców w teatrze, odwiedzałam ich na planie filmowym, a nawet zagrałam epizody w czterech polskich filmach: Panu Kleksie w Kosmosie, Niech żyje miłość, Zakolu czy Kuchni Polskiej. Lubiłam grać, ale traktowałam to jako zabawę. Moim marzeniem i całym światem był wówczas taniec.
No właśnie, taniec dość wcześnie pojawił się w pani życiu. Miała pani zaledwie cztery lata, kiedy oświadczyła o chęci zostania baletnicą. Czy pamięta pani tamte czasy?
Iza Miko — Doskonale pamiętam! W wieku 3 lat zakochałam się w porcelanowej figurce baletnicy i już wiedziałam, co chcę w życiu robić. Oświadczyłam rodzicom, że jedyne o czym marzę, to zostać baletnicą. Ponieważ szkoła baletowa przyjmowała dzieci w wieku od 10 lat, postanowiłam, że nie będę czekać. Całe 7 lat wydawało się wtedy wiecznością. Pomyślałam: skoro i tak wiem już co chcę robić w życiu, nie zaszkodzi poznać balet od innej - „muzycznej” strony; swoją naukę zaczęłam więc od muzyki. Przez trzy lata w Szkole Muzycznej im. Fryderyka Chopina w klasie fortepianu po kilkanaście godzin dziennie ćwiczyłam gamy. Nie było łatwo. Rodzice wierzyli, że zapomnę o szkole baletowej i zatracę się w muzyce, ale ja wiedziałam swoje: nie ma takiej siły, która mnie powstrzyma. Mama zabrała mnie nawet do Teatru Wielkiego na Jezioro łabędzie, żeby choć trochę mnie zniechęcić i pokazać jak ciężki zawód sobie wymyśliłam. Nie pomogło!
Jak się rozpoczęła pani przygoda z tańcem?
Iza Miko — Po latach czekania, w końcu nadszedł TEN dzień: egzamin do szkoły baletowej. Komisja wylała na mnie kubeł zimnej wody. Owszem przeszłam do kolejnego etapu, ale byłam jak to określili: „za mało giętka". Jednogłośnie zdecydowano, że ze względu na ogólny artystyczny talent i upór zostanę przyjęta na sześciomiesięczny okres próbny. Mama była przerażona. Od tamtej pory ćwiczyłam jeszcze więcej. Codziennie. W szkole, w przerwach w domu, w nocy i rano. Po próbnym półroczu zostałam oficjalnie przyjęta. Już wtedy wiedziałam, że tylko gdy będę ciężko pracować, uda mi się coś osiągnąć.
W wieku zaledwie czternastu lat została pani zauważona. Zaproszono panią na stypendium do Nowego Jorku. Proszę opowiedzieć czy targały panią, wówczas nastoletnią dziewczynką, jakieś wątpliwości?
Iza Miko — Będąc w warszawskiej szkole baletowej, w wakacje pojechałam na warsztaty taneczne do Poznania. Tam właśnie, podczas jednej z lekcji podszedł do mnie amerykański choreograf i zaproponował mi stypendium w jego szkole baletowej w Nowym Jorku. Do tej pory nie widziałam świata poza murami szkoły baletowej, ale wiedziałam, że Nowy Jork jest stolicą tańca i nie miałam żadnych wątpliwości, że muszę skorzystać z takiej szansy od losu. I tak, w wieku piętnastu lat, razem z mamą wsiadłyśmy w samolot i poleciałyśmy do Nowego Jorku. Na początku zamieszkałyśmy w małym, wynajętym pokoju w Harlemie, a po paru dniach zostałam w tym wielkim mieście zupełnie sama.
Czy pamięta pani reakcję rodziców? Namawiali do pozostania w kraju?
Iza Miko — Oczywiście, że rodzice byli przerażeni, ale moja mama wiedziała, że propozycja stypendium to spełnienie moich marzeń, tak więc nikt nawet nie próbował namawiać mnie do pozostania w kraju. Rodzice już wtedy dali mi potężny kredyt zaufania.
Jak pani wspomina pierwsze spotkanie z wielkim światem?
Iza Miko — Przeszłam przyspieszony kurs dorastania, ale najważniejsze było to, że walczyłam o swoje marzenia, realizowałam siebie i wierzyłam w to, co robię. Do dziś nie potrafię zresztą inaczej. To było moje pierwsze zderzenie, może nie tyle z wielkim, co z „samodzielnym” światem.
W Nowym Jorku szybko się okazało, że zostaje pani na dłużej?
Iza Miko — Nauczyciele z broadwayowskiej szkoły tańca zaproponowali, abym spróbowała dostać się do SAB — School of American Ballet — jednej z trzech najlepszych szkół na świecie. Musiałam podjąć kolejne wyzwanie. Zdałam egzaminy i rozpoczęłam naukę w SAB, zdana tylko na siebie. To też była niezła szkoła życia.
Szybko zaczęło się dorosłe życie?
Iza Miko — Bardzo szybko, ponieważ mama musiała wrócić do Polski, więc zostałam w Nowym Jorku zupełnie sama. Musiałam sobie poradzić. Po prostu — musiałam.
Co to za historia z mieszkaniem w klasztorze u hiszpańskich zakonnic?
Iza Miko — Początkowo nie dostałam miejsca w akademiku i zamieszkałam w klasztorze u hiszpańskich zakonnic, gdzie panowała bardzo ostra dyscyplina, a siostry mówiły tylko w swoim ojczystym języku. Nie było łatwo, oj nie było… Na szczęście, udało mi się wkrótce przeprowadzić do akademika.
Jak się dogadywałyście?
Iza Miko — Gdy teraz o tym myślę, sama się nad tym zastanawiam i nie mogę w to uwierzyć, jak my się dogadywałyśmy. Po prostu: na migi! Ale mało tego, ze współlokatorkami przygotowałyśmy nawet jakieś przedstawienie.
Taniec, taniec, taniec daleko od domu. Czy były momenty zwątpienia?
Iza Miko — Momenty zwątpienia przychodziły tylko wtedy, gdy chwytały mnie coraz mocniejsze i boleśniejsze kontuzje: kręgosłupa i kostki. Gdyby nie to, że pewnego dnia lekarz powiedział mi, że mój kręgosłup może dłużej nie wytrzymać tego wysiłku, pewnie tańczyłabym do dzisiaj. Ale wówczas, raczej nie przeprowadzałaby pani ze mną tego wywiadu.
Zanim trafiła pani na srebrne ekrany, gościła pani na wybiegach dla modelek. Jak pani wspomina swoją karierę modelki? Czy w pani życiu jest jeszcze na nią miejsce?
Iza Miko — Pracowałam jako modelka w agencji Q-Models, ale tylko po to, żeby zarobić na szkołę aktorską i utrzymanie. Przy tej okazji, udało mi się pracować z fantastycznymi fotografami jak David LaChapelle czy Annie Leibovitz. To było bardzo ciekawe doświadczenie; zarabiałam także jako modelka na targach mody: musiałam mierzyć setki par butów, żeby pokazać potencjalnym kupcom, jak produkt leży na nodze. Za dwa dni tej pracy mogłam opłacić miesięczny czynsz za mieszkanie. Cel uświęcił środek.
Czy pamięta pani pierwszy raz na planie filmowym? Kogo pani zagrała?
Iza Miko — To był rok 1988. Film w reż. Włodzimierza Olszewskiego pt. Zakole. Grałam wnuczkę głównego bohatera Tomasza (g. Lutkiewicz). Pamiętam jak ze Zbigniewem Buczkowskim malowałam słonia akwarelami, a on wymalował mi cały nos. Świetnie wtedy się bawiłam.
Czy któraś z pani ról sprawiła pani trudność?
Iza Miko — Największa trudność wiązała się z moją rolą Alice na planie filmu Bye, bye Blackbird, (Na trapezie), gdzie grałam artystkę cyrkową z początku XX wieku. Musiałam wykonywać bardzo ryzykowne akrobacje na trapezie, a ja od lat cierpię na… lęk wysokości. Kosztowało mnie to wiele godzin pracy i determinacji, by pokonać tę słabość. Najważniejsze, że się udało i do dziś jest to jeden z moich ulubionych filmów. A poza tym — kolejny dowód na to, że warto mierzyć się w życiu z samym sobą!
Jest pani bardzo młoda, pomimo tego może się pani pochwalić sporym osiągnięciem aktorskim. Który z filmów wspomina pani najcieplej?
Iza Miko — Właśnie Bye, bye Blackbird, (Na trapezie), gdzie zwalczyłam mój strach, udowodniłam sobie i innym, że jestem w stanie nauczyć się wielu rzeczy, a poza tym byłam wtedy szczęśliwie zakochana, co do dzisiaj budzi we mnie same miłe wspomnienia. Uskrzydlona miłość na trapezie.
Proszę powiedzieć kilka słów na temat warunków, jakie panują na planach filmowych w Hollywood.
Iza Miko — W USA aktorzy mają związek zawodowy SAG, chroniący ich praw — przez co jest im łatwiej; mają zapewnione ubezpieczenie. W filmie przeważnie po obu stronach Oceanu pracują pasjonaci kina, więc nie ma takich wyraźnych różnic. Może warunki pracy są trochę lepsze w USA i bardziej restrykcyjnie, a nawet z przesadą dba się o bezpieczeństwo i wygodę aktorów. Np. nie można samemu wyjść z przyczepy i przejść na drugą stronę ulicy na plan, trzeba czekać na asystenta lub kierowcę.
Jak wygląda dzień na planie zdjęciowym?
Iza Miko — Po pierwsze — bardzo wczesne wstawanie. Od 1 do 2 godzin make-up, próby kamerowe, zdjęcia, lunch, zdjęcia. Koniec planu godzina: 20.00. Przygotowanie scen na następny dzień. Mało snu i… od nowa. Ale uwielbiam tę pracę.
Miłość do tańca. Miłość do grania. Co kocha pani bardziej?
Iza Miko — Tancerką byłam, modelką bywałam, aktorką - jestem. Gdybym mogła tańczyć, nie zamieniłabym tego na żaden inny zawód. Ale przez kontuzję moje marzenia musiały ulec zmianie, przekształceniom. Kocham aktorstwo za to, że już kilka razy mogłam grając tańczyć lub grać tancerkę, tak jak w Coyoty Ugly (Wygrane marzenia), w Save the last dance 2 (W rytmie hip-hopu 2) czy w moim pierwszym polskim filmie Kochaj i tańcz i w teledysku Killersów. Myślę, że aktorstwo to jedyna opcja, która jest w stanie zrekompensować mi przymusową rezygnację z marzeń o byciu zawodową tancerką.
Zagrała pani w polskiej produkcji, która właśnie weszła do polskich kin. Pierwszy polski film „taneczny”. Jak pani wspomina to doświadczenie? Czy było to połączenie dwóch pasji, czy raczej ciężka praca?
Iza Miko — Połączenie dwóch wielkich pasji nie wyklucza ciężkiej pracy. Na planie Kochaj i Tańcz starałam się pogodzić te dwa żywioły.
Gdzie jest pani dom?
Iza Miko: Tam, gdzie moje serce. Tam, gdzie moja rodzina… Myślę, że kiedy kupię dom i założę własną, USA staną się moją drugą ojczyzną.
Za kim lub za czym tęskni pani najbardziej?
Iza Miko — Bardzo kocham Polskę, tu są moje korzenie. Każdy Polak tęskni za krajem, a jeżeli mówi co innego, to po prostu oszukuje siebie. Może nie jesteśmy krajem ludzi zdyscyplinowanych, ale jesteśmy zdolni, szaleni, rodzinni i pełni fantazji. To co najbardziej kocham w moich rodakach to fakt, że w obliczu niebezpieczeństwa, klęski czy nieszczęścia potrafimy się zjednoczyć w działaniu, jesteśmy ofiarni i pełni szczerych uczuć, gotowi do wszelkiej pomocy. Gdy wyjeżdżałam, miałam zaledwie 14 lat, byłam zbyt młoda, by zastanawiać się nad tym, że kiedyś będę tęsknić nie tylko za rodziną ale też za krajem. Zawsze byłam dumna, że jestem Polką. Samotność najbardziej mi dokucza, kiedy mam przerwy w pracy, wtedy przypominają mi się zawiedzione oczekiwania, nieudane związki, to — jak bardzo czułam się nieraz oszukana. Może zbyt dużo wymagam od siebie, ale to normalne, że szukam wierności, zaufania, delikatności, zrozumienia, czułości, ambicji… w jednym człowieku.
Marzenia zawodowe?
Iza Miko — Chcę się rozwijać, móc pracować z najlepszymi. Osiągnąć kiedyś taki status, by móc robić dwa filmy rocznie, a resztę czasu poświęcać rodzinie. I mieć czas na inną działalność. Za chwilę rusza mój własny autorski projekt połączony ze stroną internetową www.ekomiko.com, który ma na celu przybliżyć i przekonać ludzi do ekologicznego trybu życia. Chciałabym rozwinąć tę gałąź, może założyć fundację? Na razie chciałabym żeby doba miała przynajmniej 36 godzin, a lot do Polski trwał najwięcej 2.
Zdradzi pani marzenia prywatne?
Iza Miko — Przede wszystkim chciałabym być matką, żoną i kobietą spełnioną zawodowo. Chciałabym grać w dobrych filmach, pracować z najlepszymi, angażować się w projekty proekologiczne, zarabiać tyle, żeby w każdej chwili móc polecieć do najbliższych w Polsce. I muszę wierzyć, że mi się uda, bo trzeba robić w życiu wszystko na co nas stać i co jest zgodne z naszym widzeniem świata, by „wygrywać” nasze nawet najskrytsze marzenia.
Dziękuję za rozmowę.
Foto: Agencja TVN
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze