Zaplanowałam wpadkę
MARTA KOWALIK • dawno temuPodobno w dzisiejszych czasach prawdziwych wpadek już nie ma. Jeśli kobieta nie chce mieć dziecka, to może skutecznie się zabezpieczyć. A co, jeśli chce, bo liczy na małżeństwo? Czy ten stary sposób naszych babć nadal się sprawdza? Można w ten sposób zmotywować faceta do oświadczyn? I czy warto zaczynać wspólne życie od oszustwa?
Kamila jest kilka lat po trzydziestce. Ze swoim chłopakiem Marcinem była od pierwszego roku studiów. Całe dziesięć lat bez oświadczyn. Prosiła, groziła, robiła sceny. Kamila opowiada:
— Marcin głupio pytał: A po co ci ten ślub?. Najpierw uważał, że jesteśmy za młodzi. Potem powtarzał, że małżeństwo to przeżytek. A ja w pewnym momencie miałam już dość. Chciałam czegoś więcej, prawdziwego życia, a nie… nie wiem, jak to nazwać. Takiej poczekalni chyba? Wiedziałam, że jeszcze trochę, a nasz związek będzie już całkiem „przechodzony”. No i przestałam się zabezpieczać.
Na co liczyłam? Wiedziałam, że Marcin jest odpowiedzialnym człowiekiem. Był niechętny wobec małżeństwa, bo jego ojciec ich zostawił. Miał uraz. Ale nie zrobiłby tego swojemu dziecku, chciałby, aby wychowywało się w pełnej rodzinie. Wystarczyło więc, że stwierdziłam: nie chcesz małżeństwa to nie, poradzę sama z dzieckiem i nas nie zobaczysz, a już po chwili się oświadczał. Postawiłam wszystko na jedną kartę i się udało.
Dokonałam dobrego wyboru. Marcin jest idealnym ojcem, każdemu dziecku takiego bym życzyła. Jako mąż też się sprawdza. A ja po prostu zmotywowałam go do działania. Mężczyźni czasem tego potrzebują.
Takie historie kończą się jednak różnie. Dzieckiem z wpadki jest Basia, młoda nauczycielka. Wie, że to właśnie z powodu ciąży jej rodzice się pobrali. Przyszła na świat trzy miesiące po ich ślubie. I na pół roku przed rozwodem. Taty nie pamięta:
— Mama mi kiedyś w złości wykrzyczała, że od początku nic mi się nie udaje, nawet ojca nie potrafiłam zatrzymać. Takie słowa pamięta się długo. Tym bardziej, że to była nieprawda. Zawsze miałam najlepsze stopnie, grono koleżanek, dobre wyniki w sporcie… z perspektywy czasu oceniam, że chyba każdy chciałby mieć taką córkę. Ale nie moja matka. Ona chciała tylko męża i, jak sama się przyznaje, zaplanowała ciążę, żeby wreszcie się oświadczył.
Nie widzi w tym nic niestosownego. Żałuje tylko, że się nie udało. Zamiast tego została sama ze mną, bo ojciec jako typowy marynarz po prostu nie wrócił z rejsu. Mama całe życie mi to wypominała, jakbym jako niemowlak miała na wszystko jakikolwiek wpływ… Sama uważam, że taka zaplanowana wpadka to chyba najgorsza rzecz, jaką można zrobić mężczyźnie. I to takiemu, którego niby się kocha.
Podobnie uważa Kuba, zbliżający się do czterdziestki prawnik. Kilka lat temu dowiedział się, że jego żona, gdy znudziło ją czekanie na oświadczyny, przestała brać tabletki antykoncepcyjne. Kuba mówi:
— Wygadała się koleżanka Oli, Sylwia. W czasie imprezy sylwestrowej wypiła za dużo i zaczęła mnie wypytywać, czy jestem zadowolony z życia. Ja na to, że oczywiście tak. Sylwia pokiwała głową i mówi: czyli dobrze Ola zrobiła, że odstawiła te tabletki. Inaczej byś się nigdy nie zdecydował, nie? A tak masz dwójkę dzieci i zobacz, jak fajnie. Myślałem, że mnie piorun na miejscu trzaśnie. Pamiętam jak dziś, kiedy Ola przyszła z testem i mówi, że jest w ciąży. Zaczęła płakać, że się boi i co teraz. Grała. A ja głupi byłem przekonany, że oboje byliśmy wtedy zaskoczeni.
Najlepsze jest to, że w tym czasie myślałem o oświadczynach. Czekałem tylko na zakończenie aplikacji. Chciałem mieć ustabilizowaną sytuację. Gdyby Ola poczekała jeszcze ze dwa miesiące, oświadczyłbym się i bez ciąży. Bardzo ją kochałem. A dzisiaj? Sam nie wiem. Najgorsza była jej reakcja, kiedy przyszedłem z pretensjami. Jakby nie wiedziała, o co mi chodzi. Wzruszyła ramionami i stwierdziła, że powinienem się cieszyć. Mamy przecież takie kochane dzieci, dom, dobre życie… Niby tak, ale u podstawy tego wszystkiego jest kłamstwo. Mam teraz uczucie, że chciała mnie złapać, bo byłem dobrym kandydatem na męża: młody prawnik z bogatej rodziny. Wtedy mi to na myśl nie przyszło, ale dzisiaj nie jestem już taki naiwny.
Trudno mi żyć pod jednym dachem z taką osobą. Oszukała mnie. Okazało się, że o sprawie wiedziało kilka jej koleżanek, radziła się ich, jak to rozegrać. A ja wyszedłem na głupka. Co z tym zrobię? Nie zostawię dzieci, bo je kocham. W polskim sądzie nawet prawnik nie ma szans dostać opieki nad dziećmi, zawsze wygrywa kobieta. Rozwodu nie będzie. Ale i tak czuję, że nasze małżeństwo już nie istnieje. I po co było to kłamstwo?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze