Pani nie ma dzieci
URSZULA • dawno temuUrszuli zmagania z codziennością.
Boże, ale jestem zła! A ledwie przed kilkoma godzinami zaczynałam dzieńrozpromieniona uśmiechem, zaczepiając ludzi rozbawionym spojrzeniemi dziarskim krokiem przemierzając miasto. Życie dało mi srogą nauczkę,potworne rzeczy się dziś wydarzyły, nie wiem, od czego zacząć.
Przeczuwam, że dalszy ciąg narzekań może przez niektóre czytelniczkizostać odebrany jako błahostka i skwitowany pukaniem w czoło, pobłażliwymuśmieszkiem i uniesieniem brwi sygnalizującym rezerwę lub co najwyżejuprzejmą obojętnością. Świeże wspomnienia polskich karier rozmaitychreality show dowodzą, że są zastępy ludzi, którzy pasjami zachwycająsię zgoła prozaicznymi faktami z życia innych. Mnie osobiście niepomierniebardziej poruszają losy własne, które potrafię przeżyć nie raz a kilka,aż do obłędu wariantować, co by gdyby, przerysowywać fakty tu i ówdzie,sobie przydać ikry, pozostałym protagonistom i ich zachowaniom nadawaćzdecydowany charakter.
W mniemaniu własnym uchodziłam za osobę, która doświadczyławiele w środkach komunikacji miejskiej. Warszawiak bez auta i wyposażonyw sprawne nogi mógłby napisać książkę o przejściach z kanarami, o walkachstarowinek o miejsca siedzące, o typach agresywnych i potulnych, o niestworzonychincydentach z nutką perwersyjnej ironii, o Robin Hoodach o lepkich rączkach,o konfrontacjach porządnych, zmierzających do biur obywateli z wiecznierozgorączkowanymi, wrzeszczącymi czwartoklasistami.
Siedziałam sobie spokojnie na pojedynczym miejscu przy szybie autobusu,słuchając walkmana i ożywionym wzrokiem wyglądając, co się w stolicy dzieje.Na którymś przystanku wsiadła rodzinka: mama, tata i synalek lat 10. Wszyscyo obmierzłej powierzchowności i pokaźnej tuszy, która wykrzywiała ich twarzew budzący niechęć grymas. Wszystkie miejsca w autobusie były zajęta i przystanęliobok mnie. Doświadczyliście kiedykolwiek tego nagle uderzającego do głowyuczucia wzajemnej niechęci, która wykluwa się w głowach siedzących i stojących?Mały nie był ukontentowany, że musi znosić podróż na stojąco i skrzekliwymgłosem domagał się od matki, żeby temu zaradziła. Przez chwilę rozważałamustąpienie miejsca, ale po niedługim namyśle wydało mi się to absurdalne,zresztą jechałam do końcowej stacji. Po chwili przyszło napomnienie:
— Widzisz Robusiu, ta pani chyba nie ma dzieci i nie rozumie, że chcesz usiąść.
A żebyś wiedziała, kwoko, że nie mam! I czy 10-latek nie potrafi ustać kilkaminut na nogach? Na jej słowa zamurowało mnie i tym bardziej postanowiłambronić swojej pozycji. Okopać się i zobojętnieć. Uparcie wpatrywałam się w szybę.Nie minęła minuta, gdy poczułam, jak czyjaś ręka wyjmuje mi z ucha słuchawkę.Z boku wyłoniła się poczerwieniała twarz matki, która wysyczała:
— Przepraszam, czy nie ma pani zamiaru ustąpić miejsca dziecku?
Osłupiała ustąpiłam miejsca, jakbym zapomniała, że w kłótniach mamniezłą wprawę. Przez resztę drogi przychodziły mi do głowy błyskotliweriposty, ale co było robić.
L'esprit d'escalier, czyli czego ja bym nie powiedziała, gdyby niechwilowa niemoc.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze