Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go!
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go! Zwłaszcza w sytuacji, gdy króliczek nie tylko ucieka, ale i przychodzi zaciekawiony do marchewki, którą mu się od czasu do czasu pomacha z daleka. Wymarzone pole do popisu dla Łowców Ideologicznych. Tychże cechuje niepewność co do celu i własnych intencji oraz skłonność do ucieczek.
Witam!
Muszę przyznać, że już myślałam, że tylko ja mam takie problemy. Po przeczytaniu listów Twoich czytelniczek okazuje się jednak, że są kobiety, które równie źle lokują swoje uczucia. Moja sytuacja jest bardzo podobna do sytuacji Justyny. Zakochałam się w Pawełku i wydawało mi się, że on też się do mnie garnie. Bardzo chętnie przyjeżdżał, nawet jak go nie zapraszałam, nawet jak go obrażałam. Wiem, że to nierozsądne, ale nie chciałam robić sobie złudzeń i sprawdzić, o co mu chodzi, czy mnie kocha? I co… Nie umiem go wyczuć.
Na przekór zaczęłam się spotykać z innymi chłopcami, Paweł zaraz był inny – jakby się bardziej zbliżał, chętniej rozmawiał i sam zaczepiał do dyskusji. Z chwilą, kiedy przestawałam spotykać się z innymi, on był znów sobą, oddalonym i chłodnym. Trudno określić jego zachowanie. Przy innych chłopcach nerwy w policzkach mu chodziły i szukał ze mną kontaktu. I tak ciągnie się od kilku miesięcy. Ostatnio byliśmy u znajomych na imprezie. Ja przyjechałam z jego kolegą, a z nim nie zamieniłam ani jednego słowa. Kiedy zbieraliśmy się już do domu, powiedział do niego: "Ale ty śpisz u siebie w domu" (właśnie z nim wracałam ze spotkania). Poczułam, że ostrzega Jacka — swojego kolegę, żeby trzymał się z dala ode mnie. I co ja mam myśleć, czego oczekiwać?Paweł ma 29 lat i do tej pory nie miał dziewczyny, ma ścisły umysł, skończył Politechnikę i zajęty jest swoją pracą. POMOCY, CO MAM ROBIĆ???????
Czekam na wsparcie, albo dobrą radę
BP
***
Droga BP,
Pomyśl, miła BP, jak wiele z tego wszystkiego rozgrywa się w Twojej wyobraźni? Pawełek ma, jako rzeczesz, 29 lat. Przeczytałam to zdanie i zmartwiałam, bo do tej pory miałam wrażenie, że rzecz się dzieje między licealistami, może nawet maturzystami, ale sama przyznasz, że ich stopień dojrzałości różni się nieco (przynajmniej według wiedzy podręcznikowej) od stopnia dojrzałości mężczyzn w okolicach trzydziestki. Całkiem na marginesie, coraz częściej poznaję mężczyzn około trzydziestoletnich zafiksowanych na etapie dorastania, raz i na amen, byle nie dorosnąć, nie dojrzeć naprawdę, nie podjąć odpowiedzialności za swoje i bliskich sobie osób życie.
Pytasz mnie, co możesz myśleć? Ja perfidnie powiem Ci: nie myśl za dużo. Spójrz na to nie przez pryzmat swoich emocji, a zdarzeń rzeczywistych. Cóż dotąd wydarzyło się takiego, co w jakikolwiek sposób zasygnalizowałoby chęć stworzenia związku? Zakochałaś się w nim. No, to prawda. Ale na takim zakochaniu jeszcze nikt świata nie zbudował, to powinna być miłość obustronna, ze świadomą decyzją o tworzeniu związku. Paweł jak dotąd dał się pokazać tylko ze strony męskiego myśliwca – jak jest konkurencja, to on rozwija ogon i tokuje. Być może nie chodzi o Ciebie nawet, być może jesteś tylko narzędziem po to, by w okolicy pojawił się rywal, którego donośnym rykiem Paweł przegna z pola walki. Nie wiadomo jeszcze, jak sprawa miałaby się w konfrontacji wprost, gdyby trafił się inny, równie silny jeleń. Rzecz w tym, że Paweł czuje przymus pokazywania się na tle. Oczywiście, chodzi mu o Twój podziw, jak większości tego typu mężczyzn, ale na tym kończą się wypłycone potrzeby.
Tak sytuacja ma się z zewnątrz. Gdyby spojrzeć w głąb, możemy zobaczyć chłopaka, któremu zależy, ale się boi, jest nieśmiały, nie umie zdobyć albo przynajmniej spróbować. Albo nie czuje się gotowy na związek, co jest ostatnio równie modne jak palenie trawki na imprezach. Nieprzypadkowo zestawiam te dwie historie, mam uczulenie na słabość charakteru, które leżą u podstaw obydwóch mód. Ad rem. Powiedzmy, że Twoje domniemania, które sobie romantycznie snujesz, są prawdziwe, Pawłowi również na Tobie zależy. I co? Zdać się na niego, to skazać się na huśtawkę na długi czas, gdyż prawdopodobnie, zamotany w swoje chcenia i niechcenia, obawy i pragnienia, będzie się tak zbliżał – oddalał, pokazując raz twarz, raz pół twarzy, a raz rewers, jak nie przymierzając księżyc. Wziąć sprawy w swoje ręce – to prawdopodobnie wygrać i doprowadzić do związku, jednak z podskórnym poczuciem, że nie wiadomo, czy to dobre, czy tak właśnie miało być, czy nie obróci się ta nowa damska tendencja do zdobywania przeciw Tobie. Tak źle, tak niedobrze. Jednak jestem zwolenniczką szczerej konfrontacji. Usiąść mianowicie twarzą w twarz i wyjaśnić sobie, o co biega. Nie należy obawiać się ani śmieszności, ani rozwiania złudzeń, ani odpowiedzi „Rany boskie, czego ty właściwie ode mnie chcesz?” Ja tam zawsze wolę wiedzieć, na czym stoję. Nawet, jeśli usłyszana prawda ma zaboleć. Brnięcie w fikcję, oczekiwania, domysły, zaboleć może tysiąckroć bardziej, a zranić trwalej. I to na własne życzenie.
Co radzić? Nie żyj fikcją, nie buduj na jego spojrzeniach, gestach, półuśmiechach – bierz gościa za bety i niech powie, czego chce. Najwyżej pójdzie sobie w siną dal. Wówczas stracisz tylko złudzenia, zachowując czas i dobre emocje na coś bardziej wartościowego. A może konfrontacja sprawi, że padniecie sobie w ramiona i z Bożą pomocą będziecie żyli długo i szczęśliwie?
Będzie, co ma być, ale nie zdawaj się na to biernie. Powodzenia!
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze